Logo Przewdonik Katolicki

Ksiądz odpowiada

ks. Jan
Fot.

Skończyłem niedawno trzydziestkę, lecz nadal żyję samotnie. Jestem przerażony tym, co się dzieje z małżeństwami moich przyjaciół i znajomych. Albo się rozpadają, albo wygasa w nich uczucie i zostają ze sobą z przyzwyczajenia bądź ze strachu przed samotnością i rozpoczynaniem wszystkiego od początku. Najbardziej nie mogę zrozumieć postępowania małżeństw, które zostały zawarte...

Skończyłem niedawno trzydziestkę, lecz nadal żyję samotnie. Jestem przerażony tym, co się dzieje z małżeństwami moich przyjaciół i znajomych. Albo się rozpadają, albo wygasa w nich uczucie i zostają ze sobą z przyzwyczajenia bądź ze strachu przed samotnością i rozpoczynaniem wszystkiego od początku. Najbardziej nie mogę zrozumieć postępowania małżeństw, które zostały zawarte po bardzo długiej znajomości. Ci ludzie już mieszkali ze sobą, żyli razem kilka lat, teraz wreszcie wzięli ślub w kościele, załatwili wszystkie formalności, a po roku, półtora już chcą się rozwodzić.
Mam przyjaciółkę, kochamy się, spotykamy się często, ale boimy się decyzji o małżeństwie. Odstraszają nas te przykłady, nie chcemy przeżywać tego samego.
Radek

Bardzo się cieszę, że zwracasz się do mnie z takim problemem. Wydaje mi się, że sprawy rodzinne są dla nas wszystkich niezwykle ważne. Szczególnie, że w obecnej sytuacji społeczno-ekonomicznej stają się one coraz trudniejsze i bardziej bolesne.

Choć nie do końca jest to prawdą, jednak byt określa świadomość. Dla zdecydowanej większości Polaków najważniejsze są obecnie sprawy materialne – majątek, praca, czasem wręcz tylko przetrwanie. Walka o byt czyni nas bezwzględnymi, nieczułymi, zestresowanymi. Każe nam zapomnieć o wartościach ważniejszych. Najbardziej cierpią na tym związki międzyludzkie. Zapominamy, że o szczęściu czy wartości człowieka decyduje nie zawartość portfela, lecz to, czy jest on kochany i czy potrafi kochać.

Wiele par przed ślubem stać było na romantyzm, na odrobinę szaleństwa, spacery przy księżycu, długie rozmowy. Było cudownie. Potem przyszedł ślub i... Przestali się starać. Ona „złapała” męża, on żonę, cel osiągnięty, nic już więcej nie trzeba robić! A tymczasem to po ślubie trzeba się więcej starać, mocniej pracować nad budową trwałego i pełnego zrozumienia związku. Póki dwoje ludzi nie przypieczętuje swej miłości małżeństwem, element takiej specyficznej nietrwałości zmusza obie strony do sporego wysiłku nad wzajemnymi relacjami. Po ślubie wydaje im się, że mogą już sobie ten wysiłek darować.

Tutaj chyba tkwi przyczyna rozpadu wielu małżeństw – ślub potraktowali jako cel w swoim życiu, a nie jako pewien etap. Sakramentowi małżeństwa towarzyszy niezwykła łaska Boża, ale ona przecież nie będzie w stanie pomóc, jeśli ludzie na nią się zamkną. Szczęście rodzinne trzeba budować z mozołem przez całe życie, nie ma tu miejsca na rezygnację, urlop.

Pary, które przed ślubem długo się znały, które już żyły razem, są szczególnie narażone na rozejście się. Ślub powoduje zmianę sytuacji, a oni nie potrafią się w tym znaleźć. Dotychczas każde musiało się starać, by ta druga osoba nie odeszła. Teraz wydaje im się, że sam fakt małżeństwa załatwia to za nich. Nie troszczą się o jakość wzajemnych kontaktów i rozwód wydaje się jedynym rozwiązaniem. Myślę też, iż nie bez znaczenia jest tu fakt, że żyjąc ze sobą bez ślubu nie przestrzegali Bożych przykazań. A każde odejście od praw Bożych pociąga za sobą negatywne konsekwencje.

Pragnę mocno Cię zachęcić do ponownego rozważenia decyzji o małżeństwie. Rozumiem Wasze obawy, lecz jeśli nie przestaniecie po ślubie pracować nad jakością związku, rozwód Wam nie zagrozi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki