Wieś Gozdów znajduje się w trójkącie wsi, między Straszkowem i Mariampolem. Do 1948 r. stały tam w niewielkiej odległości od szosy dwie kapliczki. Do dziś przetrwała jedna z nich, pozostałością drugiej są gruzy. Z genezą wybudowania i historią kapliczek można się zapoznać w książce „Koło słowem malowane”, wydanej przez Towarzystwo Przyjaciół Miasta Koła.
Na kartach publikacji przedstawiono trzy wersje pochodzenia kapliczek. Pierwsza mówi, że mieszkańcy wsi Gozdów i Straszków postanowili wybudować kościół „u siebie”, gdyż do kościoła w Kole lub Kościelcu było daleko. Wznieśli kapliczki, które miał poświęcić nuncjusz papieski. Z nich to, po podpisaniu aktu erekcyjnego, miały powstać kościoły. Gdy orszak papieski wyruszył z Kościelca, nadciągnęły chmury, zerwała się straszna burza. Spłoszone konie pomknęły do Koła, kapliczki nie zostały poświęcone i obie wsie do dziś nie mają kościoła.
Druga wersja głosi, że w 1863 r. oddział powstańczy płk. Taczanowskiego, zagrożony napierającymi wojskami rosyjskimi, miał dwie armaty, ustawione po obu stronach szosy w połowie drogi do Kościelca. Po dwugodzinnych zmaganiach zmuszono Rosjan do wycofania się. Na odchodne Rosjanie oddali kilka salw, niszcząc powstańcze armaty, raniąc i zabijając ich załogi. Obaj działonowi, bracia bliźniacy, polegli. W 1905 r. weterani powstania styczniowego zainicjowali wybudowanie na miejscu ich śmierci identycznych kapliczek.
Trzecie podanie ma romantyczny wydźwięk. W 1895 r. w dworku niedaleko Borysławic przyszli na świat chłopcy – bliźnięta. Byli tak podobni do siebie, że po chrzcie nawet matka nie była pewna, który ma na imię Adam, a który Jan. Aby uniknąć pomyłek, chrzest postanowiono powtórzyć, a dzieci naznaczyć. Chłopcy mieli wspólne zainteresowania i odczucia. Gdy jednego bolał ząb – cierpiał z nim drugi, gdy jeden był głodny – drugi także. Z czasem ukończyli gimnazjum w Kaliszu i zapisali się na Uniwersytet w Austrii (Graz). Gdy wybuchła I wojna światowa, wstąpili do Polskiego Korpusu Posiłkowego, do Legionów Piłsudskiego w Austrii. Jako porucznicy otrzymali przydziały do różnych brygad.
Gdy przyjechali do Koła na urlop, poznali dziewczynę, w której obaj się zakochali. Po raz pierwszy w życiu zaczęli rywalizować! Piękna Jadwiga była w rozterce, bowiem nie rozróżniała braci. Po wyjeździe do Lwowa prowadziła korespondencję z Adamem i Janem. Czytając ich listy i tak nie wiedziała, przez którego z bliźniaków były pisane. Gdy obaj poprosili ją o rękę, odpowiedziała: „Mogłabym pokochać tylko jednego z was, obojętnie którego, ponieważ jesteście identyczni i obaj zajmujecie w mym sercu takie samo miejsce. Niestety, jest was dwóch, więc muszę odmówić”.
Adam i Jan doszli do wniosku, że dalsze życie w bliźniaczej więzi nie ma sensu. Szansę na normalne życie ma tylko jeden. Wybrali pojedynek. Miał się odbyć 1 stycznia o świcie, na polach między Gozdowem i Straszkowem. Sekundanci ustalili warunki: sto kroków od szosy, strzały na komendę, pierwszy z pozycji początkowych, następne co dziesięć kroków. Upadek jednego z uczestników kończy pojedynek, skutkuje emigracją i zmianą nazwiska zranionego. Bracia napisali listy wyjaśniające, wzięli udział we Mszy św., poszli do spowiedzi, przyjęli Komunię św. Na miejscu pojedynku wymienili uściski, wyznając braterską miłość i żal z rozstania.
Brnęli w śniegu, nie oglądając się za siebie; mieli po pięć naboi. Padły pierwsze strzały, później drugie, trzecie i czwarte. Piąte okazały się śmiertelne dla obu braci. Miejsce pojedynku upamiętniono kapliczkami. Panna Jadwiga wstąpiła niebawem do zakonu i pracowała w przytułku dla bezdomnych w Kole.
Na zachowanej kapliczce można jeszcze odczytać napis: „Odnowiono kosztem gospodarzy wsi Gozdów w 1898”. Po jej drugiej stronie jest nisza, w której ongiś stała żeliwna „ikona” Matki Bożej. – Kapliczki prawdopodobnie wyznaczały granice dóbr Kreutzów, właścicieli Kościelca. Mieli pewność, że nie zniszczą ich chłopi przywiązani do religii katolickiej... Na postumentach były rzeźby świętych Rocha i Walentego – patronów od zarazy. Podczas okupacji strzelali do nich Niemcy; nadal widoczne są ślady po kulach – opowiada Krzysztof Witkowski, dyrektor Muzeum Technik Ceramicznych w Kole.
Stan budowli jest bardzo zły; opada z niej tynk, odkryte cegły porasta mech. Najwyższy czas, by uratować ją przed popadnięciem w ruinę. Czy jesteśmy świadomi odpowiedzialności za dziedzictwo pokoleń?