Szczęśliwy jak ksiądz
ks. Marek Jurzyk
Czy amerykańscy duchowni są szczęśliwi? Najlepiej zapytać o to ich samych. Uczynił to Stephen J. Rossetti, ksiądz, psycholog, dyrektor St. Luke Institute w Silver Spring w stanie Maryland. Instytut, którym kieruje od dziewięciu lat, zajmuje się terapią dla duchownych oraz członków męskich i żeńskich zgromadzeń zakonnych.
Od jesieni 2003 roku do kwietnia 2005 roku ks. Rossetti przeprowadził...
Czy amerykańscy duchowni są szczęśliwi? Najlepiej zapytać o to ich samych. Uczynił to Stephen J. Rossetti, ksiądz, psycholog, dyrektor St. Luke Institute w Silver Spring w stanie Maryland. Instytut, którym kieruje od dziewięciu lat, zajmuje się terapią dla duchownych oraz członków męskich i żeńskich zgromadzeń zakonnych.
Od jesieni 2003 roku do kwietnia 2005 roku ks. Rossetti przeprowadził serie badań ankietowych wśród duchownych 16 diecezji z różnych rejonów Stanów Zjednoczonych. Badania uwzględniały duchowieństwo diecezjalne i zakonne oraz diecezje o zróżnicowanym profilu.
Zadowoleni z siebie
Ks. Rossetti swoje badania przeprowadził ponad półtora roku po ogromnej nagonce mediów amerykańskich na Kościół katolicki w związku z nadużyciami seksualnymi niektórych duchownych wobec nieletnich. Można było więc sądzić, że obraz kapłaństwa przedstawiony przez ankietowanych księży nie będzie wyglądał zbyt zachęcająco i ukaże pełne stresów, sfrustrowane życie samotnych rycerzy Kościoła. Okazało się, że jednak nie. Duchowni przedstawili północnoamerykański prezbiteriat jako bardziej zadowolony ze swojego życia i pracy niż by się mogło wydawać.
I tak, na pytanie, czy własne morale ocenia się jako dobre, ponad 80 procent księży odpowiedziało twierdząco, zaś tylko 11 procent przecząco. Jeszcze większa okazała się liczba ankietowanych księży, którzy uważają, iż ich życie i posługa jako duchownych ma pozytywny wpływ na świat (89 proc.). Wysokie jest również ich przekonanie o własnym oddaniu dla pełnionej posługi w Kościele (ponad 95 proc.); tylko garstka (1,4 proc.) nisko oceniła się w tym względzie.
Stres w samotności
Po takich odpowiedziach nietrudno odgadnąć, jak ankietowani duchowni odpowiedzieli na pytanie, czy są szczęśliwi jako księża? Aż 90 proc. z nich odpowiedziało twierdząco; wyraźnie nieszczęśliwych czuje się zaledwie niecałe 5 proc. respondentów. Niektórzy mogą sugerować, że tak wysoki poziom szczęśliwości amerykańskich duchownych może w dużej mierze wynikać z mniej lub bardziej uświadomionego podporządkowania się zasadzie: „Trzeba pokochać to, co się ma”. Takiemu poglądowi wydaje się jednak przeczyć fakt, że niemal 82 proc. badanych księży podało, że gdyby miało taką możliwość, wybrałoby drogę życia kapłańskiego raz jeszcze, a 71 proc. aktywnie zachęcało innych do wstąpienia do stanu duchownego.
Według odpowiedzi ankietowanych, ich życie kapłańskie nie jest wolne od różnorakich trudności. Ponad 42 proc. duchownych czuje się przytłoczonych przez pracę, a jedna czwarta stwierdza, iż żyje w stresie, który osiągnął niezdrowy poziom. Ponadto 40 proc. duchownych wyznało, że poczucie samotności lub bycia odizolowanym pojawia się od czasu do czasu w ich życiu, a permanentne poczucie samotności dotyka prawie 7 proc. z nich. Jednakże depresji niekoniecznie towarzyszy poczucie samotności. Dotkniętych nim jest zaledwie 3,5 proc. badanych księży; nigdy lub prawie nigdy nie doświadcza depresji prawie 62 proc. z nich.
Celibat jest OK
W ankietach ks. Rossettiego nie mogło zabraknąć pytań odnoszących się do celibatu. Prawie 53 proc. badanych kapłanów zaakceptowało sformułowanie brzmiące: „Popieram wymóg życia duchownych w celibacie”. Może nie wydawać się to zbyt dużo, ale – jak podkreśla ks. Rossetti – jednocześnie tylko 18 proc. duchownych wskazało, że wstąpiłoby w związki małżeńskie, gdyby było na to zezwolenie Kościoła. Ponadto prawie 67 proc. badanych uważa życie w celibacie za pozytywne doświadczenie, a tylko 16 proc. jest przeciwnego zdania.
Wysoki poziom poczucia szczęścia i samozadowolenia amerykańskich duchownych, który wynika z przedstawionych badań, niewątpliwie napawa optymizmem. Równie dobrze może on jednak rodzić oskarżenia o narcyzm oraz o to, że wynika on nie tyle z obiektywnej oceny dobrze wykonywanej pracy i realizacji trudnego powołania, ale z samozadowolenia członków specjalnego klubu, odgrodzonego wysokim murem od wiernych i świata z jego problemami. Niezależnie od tej oceny, to czy duchowni w swojej pracy, niewolnej od trudności i stresów, czują się szczęśliwi, ma ogromne, jeśli nie zasadnicze znaczenie dla Kościoła. Co komu bowiem po nieszczęśliwym księdzu?