Papiescy kibice
Artur Boiński
Fot.
Co planują nowi wicepremierzy, kto tym razem przeciwko nim protestuje, jaki epizod z ich barwnej ujmując rzecz eufemistycznie przeszłości akurat został wyciągnięty i czyja to właściwie wina, że w ogóle znaleźli się wraz ze swoim zapleczem w rządzie? Dlaczego pracownicy służby zdrowia nie chcą zrozumieć, że powinni się cieszyć, bo rządzącym co prawda nie udało...
Co planują nowi wicepremierzy, kto tym razem przeciwko nim protestuje, jaki epizod z ich barwnej – ujmując rzecz eufemistycznie – przeszłości akurat został wyciągnięty i czyja to właściwie wina, że w ogóle znaleźli się wraz ze swoim zapleczem w rządzie? Dlaczego pracownicy służby zdrowia nie chcą zrozumieć, że powinni się cieszyć, bo rządzącym co prawda nie udało się dołożyć im do pensji, ale za to sukcesem zakończyli misję godzenia szefującego tej działce ministra z jego zastępcą? Czy nowa specsłużba zrobi wreszcie porządek z łapówkarstwem, czy raczej zajmie się zwalczaniem politycznej konkurencji? To pytania, które media stawiały w ostatnich dniach. Zanosi się jednak na to, że w najbliższym czasie odetchniemy nieco od polityki. Bo zbliżają się dwa wydarzenia, których zestawianie może co do meritum wydać się niestosowne, o tyle jednak jest uzasadnione, iż oba zawładną myślami milionów. Myślę tu najpierw o pielgrzymce Benedykta XVI do Polski, a później o rozpoczynających się w ojczyźnie Papieża finałach piłkarskich mistrzostw świata.
Piłkę kopaną zostawmy; raz, że tym emocjonować będziemy się nieco później, dwa, że w tym przypadku pozostaje nam – tym, którzy futbol lubią – wyłącznie rola biernych obserwatorów.
Zupełnie inaczej jest w przypadku papieskiej pielgrzymki. A ściślej – inaczej może być, bo to od naszego wyboru zależy rola, jaką sobie w tym wydarzeniu wyznaczymy.
Tu mamy szansę aktywnie włączyć się w to, co będzie się działo. I nie myślę wyłącznie o bezpośrednim udziale w spotkaniach z Papieżem. Istotniejsze jest to, czy zrozumiemy przesłanie Benedykta XVI i czy spróbujemy z niego wyciągnąć praktyczne wnioski. Paradoksalnie, z tym Papieżem powinno nam, Polakom, być łatwiej. Może bowiem mniej będzie emocji, zapatrzenia w postać, a nieco więcej zasłuchania?
Istnieje jednak obawa, że możemy pozostać po prostu biernymi „kibicami”, którzy – być może z niejakimi nawet emocjami – śledzą na srebrnym ekranie transmisje z kolejnych odsłon papieskiej wizyty, w przerwach wychodząc zrobić sobie kawę, a po wszystkim szybko zapominając o niedawnych uniesieniach.
Co do szczerości i trwałości postaw można mieć nieco obaw. Dla mnie przejawem tego jest decyzja, by w publicznej telewizji w czasie pielgrzymki nie emitować reklam, które mogłyby razić swoją formą czy wymową. Przepraszam, nie rozumiem. Kogo razić? Papieża? Przecież on nie będzie oglądał naszej telewizji! Tych, którzy głęboko przeżywają tę wizytę? Jeśli rzeczywiście spoty są niestosowne, to muszą razić tak samo przed pielgrzymką, jak i po jej zakończeniu! Widzę tu sporo hipokryzji. Oby nie zdominowała naszych postaw w zbliżających się dniach.