Logo Przewdonik Katolicki

Najważniejsza pielgrzymka?

Marek Horodniczy
Fot.

Patrząc z dystansu na pierwszą podróż apostolską Ojca Świętego Benedykta XVI, widać wyraźnie, że była ona dla Polaków co najmniej tak ważna jak wcześniejsze wizyty Jana Pawła II. Warto pójść o krok dalej i zadać pytanie, czy nie była to dla naszej Ojczyzny pielgrzymka najważniejsza? Co przemawia za takim postawieniem sprawy? Po pierwsze: gorące przyjęcie Papieża przez wiernych....

Patrząc z dystansu na pierwszą podróż apostolską Ojca Świętego Benedykta XVI, widać wyraźnie, że była ona dla Polaków co najmniej tak ważna jak wcześniejsze wizyty Jana Pawła II. Warto pójść o krok dalej i zadać pytanie, czy nie była to dla naszej Ojczyzny pielgrzymka najważniejsza?

Co przemawia za takim postawieniem sprawy? Po pierwsze: gorące przyjęcie Papieża przez wiernych. Niewymuszona przez nikogo ciepła i szczera postawa widoczna gołym okiem. Działo się tak wbrew medialnym spekulacjom, w których dowodzono, że wprawdzie Polacy szanują Papieża za jego szczególną zażyłość z Janem Pawłem II, ale „Ratzinger to jednak nie to samo co Wojtyła”. I właśnie w tym miejscu prognozy nie sprawdziły się.

Polacy przyszli słuchać Namiestnika Chrystusa
Dziennikarze, relacjonując dzień po dniu papieską pielgrzymkę, opowiadali głównie o emocjach – skądinąd zrozumiałych – jakie towarzyszą spotkaniu z Namiestnikiem Chrystusowym. Fakt, emocje były gorące, ale o owocach ewangelizacyjnych przesądziła raczej postawa głębokiego zasłuchania w papieskie orędzie wypływające z Ewangelii. Szczególnie mocno było to widoczne podczas Mszy św. na placu Piłsudskiego w Warszawie oraz modlitw na krakowskich Błoniach. W obu miejscach zgromadzeni tłumnie wierni musieli radzić sobie z ulewnym deszczem, który w innych okolicznościach rozpędziłby ich z pewnością do domów. Tak się jednak nie stało. Więcej – zaskoczeni dziennikarze z innych krajów zwracali uwagę na wyjątkowo skupione i zasłuchane (co z tego, że zalane deszczem?) twarze Polaków.

Warto w tym miejscu przypomnieć atmosferę towarzyszącą pielgrzymkom Jana Pawła II do Ojczyzny. Tak zwane autorytety moralne wysoką frekwencję tłumaczyły wówczas bezrefleksyjną (!) miłością do „polskiego Papieża”. Poczytne gazety wtórowały takim opiniom, wskazując, że zamiast masowego katolicyzmu pielgrzymkowego przydałby się nam raczej lud Boży wnikliwe studiujący papieskie encykliki. W przypadku wizyty Benedykta XVI schemat miał być ten sam. Sęk w tym, że zgromadzeni mieli własny scenariusz spotkania z Namiestnikiem Chrystusa. Podczas wszystkich uroczystości najżywiej reagowali na kluczowe fragmenty homilii zachęcające do podjęcia trudu pójścia za Chrystusem, a w znacznie mniejszym stopniu na wspomnienia związane z Janem Pawłem Wielkim.

O czym to świadczy? Przede wszystkim o dużej dojrzałości wiary. Polacy przez lata pontyfikatu Jana Pawła II nauczyli się słuchać. Ponadto mają potrzebę, by o tej dojrzałości wiary świadczyć. Także poprzez fizyczną obecność podczas liturgii celebrowanej przez głowę Kościoła katolickiego. Po drugie, okazało się, że przywiązanie Polaków do Jana Pawła II ma charakter głęboki, można powiedzieć – ewangeliczny! Bo nie jest ważne, czy Piotrem naszych czasów jest Polak, czy Niemiec. Liczy się to, że sam Bóg powołał go na tron Biskupa Rzymu, a to, co mówi, ma moc przemieniającą życie. Niestety, media masowe z uporem sprawdzające, czy Benedykt XVI będzie przyjęty równie ciepło co Jan Paweł II, taką dojrzałością się nie wykazały.

Polski wzorzec
Po wielokroć powtarzano, że pielgrzymka Benedykta XVI do Polski to podróż sentymentalna. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że takie sformułowanie brzmi rozsądnie. Można je rozumieć tak – wielki Papież z Niemiec odwiedza miejsca związane z życiem swojego wielkiego poprzednika. Taki doniosły, ale bardzo ludzki gest. Jednak już w momencie, gdy koła papieskiego samolotu odrywały się od polskiej ziemi, wiadomo było, że cel podróży Benedykta XVI był zgoła inny. „Trwajcie mocni w wierze!” – brzmiało oficjalne motto pielgrzymki. Okazało się, że Ojciec Święty obficie wypełnił je treścią i gestami.

Szczególnie mocno trzeba zwrócić uwagę na fakt, że celem swojej pierwszej regularnej wizyty państwowej Papież uczynił Polskę. Oficjalnie wiadomo, że miało to związek z uhonorowaniem życia i posługi Jana Pawła II. To także. Ale w istocie był to mocny sygnał dla całego świata, mówiący o szczególnej roli naszego narodu w dziele ewangelizacji. Papież Benedykt XVI doskonale zdaje sobie sprawę, że Rzeczpospolita jest bodaj ostatnim potężnym bastionem katolicyzmu w Europie. Oczywiście najbardziej dobitnie świadczy o tym posługa Karola Wojtyły i jego droga do świętości – ten wymiar uzewnętrznił się niesłychanie mocno już w samym doborze miejsc zbiorowych modlitw. Wystarczy zauważyć, że cała trasa pielgrzymki obfitowała w przywoływanie takich mocarzy ducha jak Prymas Tysiąclecia, św. Faustyna Kowalska, kard. August Hlond czy św. Maksymilian Maria Kolbe. Ich związek z Janem Pawłem II nie jest dla Benedykta XVI jedynie wspaniałym wspomnieniem. Za każdą z tych postaci idzie konkretny wzorzec wiary – z jednej strony mający charakter uniwersalny, z drugiej ściśle związany z tym miejscem, „z którego wyjdzie iskra, która rozpali świat”. Papież wydaje się mówić, że specyficzna polska religijność (ze swoimi oczywistymi wadami!) jest unikatowa w skali światowej, a także posiada potencjał umożliwiający rechrystianizację Starego Kontynentu.

Śladami poprzednika
Benedykt XVI podczas pielgrzymki do Polski przekreślił jeszcze jeden stereotyp, który skutecznie ugruntowywał się w opinii publicznej przez ostatni rok jego posługi. Od początku pontyfikatu często mówiono o chłodnym stosunku byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary do poczynań swego poprzednika. „Kurtuazja”, „dyplomacja” i „krytycyzm” to słowa mające opisać rodzaj uczuć Benedykta XVI do Jana Pawła II. Komentatorzy skłaniali się ku opinii, że sam wybór imienia (dowartościowanie tradycji benedyktyńskiej i zdecydowane odsunięcie dorobku Vaticanum Secundum) świadczy o radykalnej zmianie optyki, a co się z tym wiąże „stylu” pontyfikatu. Te interpretacje w świetle pierwszej podróży apostolskiej wydają się nieprawdziwe. Żarliwe przywoływanie pamięci Jana Pawła II, spotkanie ekumeniczne, odwiedziny w byłym nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau – wszystkie te fakty wskazują raczej, że pontyfikat obecnego Papieża będzie roztropną kontynuacją dzieła wielkiego Polaka. W związku z tym nie dopuścimy się nadużycia twierdząc, że majową wizytę w naszej Ojczyźnie Papież przeżył bardzo osobiście. „Kraków Karola Wojtyły i Kraków Jana Pawła II jest również moim Krakowem! Jest również drogim sercu Krakowem dla niezliczonej rzeszy chrześcijan na całym świecie, którzy wiedzą, że Jan Paweł II przybył na Wzgórze Watykańskie z tego miasta, ze wzgórza wawelskiego, z dalekiego kraju, który dzięki niemu stał się dla wszystkich krajem drogim” – te słowa utkwią nam na długo w pamięci. Tak więc, kontynuując dzieło Jana Pawła II Benedykt XVI dał również i nam bardzo wyraźną wskazówkę. Nie można poprzestać na pamięci o wielkim świętym. Należy – nieustannie się modląc – wprowadzać w życie jego naukę.

Podstawowy wykład wiary
Ciesząc się z owych polskich akcentów, tworzących dla nas kontekst rozwoju wiary, nie można jednak zapomnieć o fundamentalnych zasadach, które Ojciec Święty szczególnie dobitnie wyłożył już podczas warszawskiej Mszy Świętej. Kolejne uroczystości były, jak się wydaje, pogłębieniem radykalnych słów o pilnej potrzebie „głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem”. Pogłębieniem, rozciągającym się na obszar żarliwej ewangelizacji, roztropnej ekumenii i głębokiego szacunku wobec osoby ludzkiej. Niepokojące wydaje się jedynie, że ten – najzupełniej przecież podstawowy! – wymiar pielgrzymki kompletnie nie został zauważony przez światowe media. Chociaż nie znaczy to oczywiście, że nie wyrył się w naszych sercach. Autentyczna przemiana ducha odbywa się zwykle w ciszy, a nie w blasku fleszy.

A zatem, czy była to dla Polaków pielgrzymka najważniejsza? Czy Dobra Nowina proklamowana przez Benedykta XVI, która – ku zaskoczeniu wielu – brzmi tak samo bezkompromisowo jak ta, którą przepowiadał Jan Paweł II, zaowocuje w życiu naszego narodu? A może nasza odpowiedź będzie szczególnie mocna także dlatego, że radykalizm chrześcijański przepowiadał nam Papież nie-Polak?

Po owocach ich poznacie.

Autor jest redaktorem naczelnym kwartalnika FRONDA

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki