Logo Przewdonik Katolicki

„Niech podsłuchują”

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Z Markiem Lasotą, pracownikiem krakowskiego IPN-u , autorem książki Donos na Wojtyłę, rozmawia Łukasz Kaźmierczak Ci, którzy zetknęli się z Donosem na Wojtyłę, uważają, że jest to swoistego rodzaju świadectwo świętości Jana Pawła II... To jest jedna z najbardziej zaskakujących rzeczy, jakie dostrzega się, przeglądając materiały Służby...

Z Markiem Lasotą, pracownikiem krakowskiego IPN-u , autorem książki „Donos na Wojtyłę”,
rozmawia Łukasz Kaźmierczak

Ci, którzy zetknęli się z „Donosem na Wojtyłę”, uważają, że jest to swoistego rodzaju świadectwo świętości Jana Pawła II...
– To jest jedna z najbardziej zaskakujących rzeczy, jakie dostrzega się, przeglądając materiały Służby Bezpieczeństwa. Wiadomo, że są to świadectwa wytwarzane przez – jak to nazywał Ojciec Święty – „misterium nieprawości”, które bez wątpienia służyć miały tejże nieprawości. Tymczasem paradoksalnie wyziera z nich w wielu wypadkach świadectwo czegoś wręcz przeciwnego. Świadectwo tego, jak siły zła okazały się być bezsilne wobec człowieka, który dochowując wierności duchowej i intelektualnej, staje się odporny na oddziaływanie tychże sił.

Jakie metody działania stosowała SB wobec Karola Wojtyły i jego najbliższego otoczenia?
– To był cały wachlarz używanych wówczas środków, począwszy od permanentnego podsłuchu telefonicznego, poprzez ciągłą kontrolę korespondencji prywatnej i służbowej, po obserwację bezpośrednią. Tak naprawdę każdy krok Wojtyły był nieustannie śledzony, bo nawet na wakacjach podążała w ślad za nim odpowiednia ekipa obserwacyjna, która monitorowała wszystkie jego poczynania. Wreszcie stosowano metody najbardziej wyrafinowane, a więc próby budowy sieci agenturalnej, używania rozmaitych kombinacji i gier operacyjnych, które miały nie tyle osaczyć kardynała Wojtyłę czy też wciągnąć go w jakieś układy, ile spróbować raczej wpłynąć na jego decyzje czy na określony sposób myślenia. Nie zawsze były to działania bezpośrednie, jak na przykład słynny list spreparowany przez SB i skierowany do uczestników Soboru Watykańskiego II, w którym miano zdezawuować Prymasa Wyszyńskiego i polski Episkopat, zarzucając naszym biskupom propagowanie nadmiernie rozbudowanego kultu maryjnego.

Mimo to Ojciec Święty nie dał się nigdy złamać przez bezpiekę.
– Kiedy w czasie jednej z rozmów z duchownymi w krakowskim Pałacu Arcybiskupim ktoś zwrócił uwagę na to, że może nie trzeba mówić o pewnych rzeczach głośno, bo tutaj przecież jest podsłuch, to kardynał Wojtyła miał powiedzieć: „No i co z tego, przecież nie robimy nic złego, nie mamy nic do ukrycia. Niech podsłuchują, niech czytają listy, niech obserwują, my nie mamy się czego obawiać”. To najlepiej obrazuje stosunek kardynała do tych usiłowań. On był ponad tym. Myślę, że Ojciec Święty miał świadomość tego, że jeżeli będzie konsekwentnie podążał drogą, którą sobie wyznaczył, to nic tak naprawdę nie może mu zagrozić.

W materiałach SB można znaleźć także ślady mimowolnego podziwu esbeków dla osoby Karola Wojtyły.
– Z rozmaitych analiz i opracowań dotyczących działalności kardynała Wojtyły wyłania się coraz wyraźniejsze poczucie z jednej strony przegranej całego aparatu w zetknięciu z tą postacią, a z drugiej zaś da się wyczuć coś w rodzaju respektu. Nie tyle niechęci, bo niechęć czy wręcz nienawiść aparat komunistyczny żywił w stosunku do Prymasa Wyszyńskiego, tylko właśnie respektu. To była świadomość niemożności osaczenia Wojtyły, dotarcia do niego, złamania go. Taka postawa kardynała powodowała z jednej strony konieczność zwiększonego wysiłku w działaniu aparatu bezpieczeństwa, a z drugiej strony budziła coś w rodzaju respektu. W zetknięciu z postacią takiego formatu, nawet sami esbecy musieli w głębi ducha przyznać, że są wobec niej bezsilni.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki