Na lekcji religii nasza klasa pokłóciła się z katechetą. Normalnie to się dobrze rozumiemy, to jest fajny nauczyciel i bardzo go lubimy. Poszło o sprawę korzystania z Internetu, o ściąganie muzy i filmów. On twierdzi, że to jest złodziejstwo i grzech. My go wyśmialiśmy. "Złodziejstwem" to są ceny w sklepach za płyty i DVD. Mnie jednak ta sprawa niepokoi, dlatego piszę i proszę o odpowiedź, czy korzystanie w taki sposób z Internetu rzeczywiście może być grzechem?
Marcin
Internet jest jakby nowym rodzajem rzeczywistości. Niby jest to świat tylko wirtualny, ale dla wielu ludzi staje się on bardziej realny od tego prawdziwego. To świat stworzony przez ludzi, jakby kopia świata stworzonego przez Boga. Pan Bóg daje nam przykazania, sumienie, umysł i serce, byśmy wiedzieli, jak nie zbłądzić w normalnym życiu. Tym też powinniśmy się kierować w świecie stworzonym przez nas, a więc w Sieci. Problem w tym, że nie jest to zasada powszechnie akceptowana.
Druga trudność polega na tym, że wirtualny świat jest skażony tymi samymi wadami, co świat rzeczywisty, przede wszystkim chciwością. Dla niektórych to sposób na szukanie zysku, dla innych - na ominięcie praw własności. W Internecie można robić rzeczy, które są niemożliwe albo zbyt niebezpieczne w rzeczywistości. Na przykład: swoisty terroryzm, zamiłowanie do chaosu i destrukcji przejawiające się w tworzeniu wirusów; eksploracja świata i wścibstwo, skłonność do przekraczania barier widoczne w działalności hakerów; postawa Janosika, czyli takie niby zabieranie bogatym, by dać biednym. Te przykłady najbardziej mi utkwiły. Myślę, że w Internecie istnieje też tendencja do negowania praw własności. Stąd bierze się tak nagminne traktowanie wszystkiego, co jest w Sieci, jako wspólnej własności.
Może nie jest to najlepsza z ludzkich cech, ale chcemy mieć coś na własność, chcemy wiedzieć, że możemy tym dysponować zgadnie z naszym uznaniem, używać dla własnej korzyści lub dzielić się tym z innymi. Jak ktoś przemocą lub podstępem próbuje nam tę własność zabrać, nazywamy to złodziejstwem i bronimy się przed tym. Kradzież pozostanie kradzieżą, czy to popełniona w realnym świecie, czy w wirtualnym. Do nas, chrześcijan, należy wielkie zadanie wprowadzania w świat wirtualny zasad Ewangelii. Dlatego nie możemy, nie powinniśmy pozwalać sobie na podwójną moralność. Co innego w rzeczywistości, co innego w Sieci.
Struktura ekonomiczna dzisiejszego świata, istnienie olbrzymich korporacji, do których zazwyczaj należą prawa autorskie, powoduje, że ta kradzież staje się anonimowa. To tak, jak w Polsce Ludowej. Ludzie kradli, ale tłumaczyli się, że to przecież państwowe, a więc niczyje. W wypadku Internetu nie widzimy człowieka, któremu wyrządzamy krzywdę. Bierzemy coś, co nie wydaje się być czyjąś osobistą wartością. Dlatego tak łatwo się z takiej kradzieży rozgrzeszyć.
Internet to nowy świat i nowe wezwanie dla Kościoła; świat jeszcze mało odkryty. Może dlatego wydaje się, że w nim mogą obowiązywać inne zasady. A przecież człowiek wierzący w każdym aspekcie swego życia powinien kierować się Ewangelią. W korzystaniu z Sieci też.