Ostatni raz wracam już do tekstów Bartosia - Gawrysia na temat homoseksualizmu. Ten drugi zarzucił mi język pogardy, dokonując przy tym charakterystycznej ekstrapolacji - skoro ksiądz tak mówi, mówi tak Kościół. Ten pierwszy natomiast przywołuje paralelę grzechów przeciwko czystości ze strony homo- i heteroseksualistów. Dodaje przy tym: "tak też było z chcącymi kamienować kobietę przyłapaną na cudzołóstwie: nikt nie znalazł się czysty. Cudzołożnicy na cudzołożnicę nastawali, by swoje przestępstwo przed sobą ukryć - we własnym moralnym oburzeniu je zatopić".
Cóż, szukałem u Jana, tam gdzie jest opis cudzołożnicy, i nie znalazłem, by to cudzołożnicy ją przed Jezusa przywlekli. O. Bartoś jest m.in. tłumaczem Tomasza, może i Jana sobie jakoś przetłumaczył… Ale, na miły Bóg, tak nie można manipulować Ewangelią. To boli!
Ale warto spojrzeć na tę Ewangelię. Właśnie tak jest - grzech zostaje wydobyty na forum publiczne. Jest potępiony przez otoczenie. Jezus pyta o takie postępowanie. Tu nie ma paraleli. To nie cudzołożnica manifestuje publicznie swoje żądania przywilejów i szacunku publicznego.
Dalej, Jezus nie toleruje tego zachowania. Mówi wyraźnie: "Ja ciebie nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej". Czym jest owo "idź i nie grzesz więcej"? To nie jest formuła tolerancji. Wedle niej Pan powiedziałby - nie ma sprawy, inni grzeszą, ty grzeszysz, jest okej. Jezus mówi "nie grzesz więcej", to znaczy - dotąd grzeszyłaś, czyniłaś zło. Uznanie tego za zło może stanowić warunek nadziei ("idź"). Jezus dokonuje afirmacji człowieka, której podstawą jest prawda. Nawet, jeśli ta prawda brzmi boleśnie ("grzech").
Tolerancja, której bronią Bartoś i Gawryś, jest iluzją. Iluzja wyklucza debatę. A zresztą, czy aż debata publiczna jest tu potrzebna. Czy każdy mrok ludzkiego życia, każde cierpienie zawinione i niezawinione musi być poddawane pod osąd opinii publicznej, pod wrzask ulicy? Nie uznaję takiego sposobu rozwiązywanie ludzkich spraw. Jeśli czymś gardzę, to nie problemami ludzkimi, ale sposobem, w jaki one są podejmowane. Gardzę tym, bo zbyt szanuję drugiego człowieka.