Logo Przewdonik Katolicki

Sprawa o. Hejmy - pytania bez odpowiedzi

Jan Żaryn
Fot.

Czy o. Konrad Hejmo sądził, że rzeczywiście reżym Edwarda Gierka przestał być antykościelny, że można się z nim dogadać na równych prawach, że nagle zniknęła dawna Służba Bezpieczeństwa, dla której nie było obojętne, co myśli jeden dominikanin na temat drugiego współbrata? Okoliczności ujawnienia przez Instytut Pamięci Narodowej imienia i nazwiska tajnego współpracownika...

Czy o. Konrad Hejmo sądził, że rzeczywiście reżym Edwarda Gierka przestał być antykościelny, że można się z nim dogadać na równych prawach, że nagle zniknęła dawna Służba Bezpieczeństwa, dla której nie było obojętne, co myśli jeden dominikanin na temat drugiego współbrata?


Okoliczności ujawnienia przez Instytut Pamięci Narodowej imienia i nazwiska tajnego współpracownika "Dominik", a następnie kontaktu operacyjnego "Hejnał" oraz informatora rezydentury wywiadu PRL w Rzymie "Vox", sprowokowały dziennikarzy do zadawania pytań tyczących się współczesności, politycznych uwarunkowań, w których działa IPN. Są to - rzecz jasna - pytania bardzo ważne, ale prawdę mówiąc, dla historyka drugorzędne wobec atrakcyjności innych pytań, z natury swej, badawczych. Pierwsze pytanie, powracające jak bumerang, dotyczy wiarygodności akt esbeckich. Dokumentacja SB jest w tym sensie wiarygodna, że była tworzona w dyskrecji przed niepowołanymi oczami, czyli przed społeczeństwem polskim. Resort spraw wewnętrznych był ogromną machiną biurokratyczną, rządzącą się regułami wytworzonymi przez totalitarne państwo. To z kolei było w rękach marksistowskiej partii, która regulowała zakres prac MSW. Celem resortu była inwigilacja wszelkich potencjalnych i rzeczywistych, biernych i aktywnych wrogów systemu realnego socjalizmu. Do nich, przez cały okres Polski Ludowej, zaliczano Kościół katolicki, jego instytucje, duchownych i świeckich (tzw. w aktach operacyjnych aktyw kościelny lub duszpasterski). W tym sensie zatem dokumentacja wytworzona przez resort i krążąca poziomo (między wydziałami i departamentami), jak i pionowo (do Urzędu ds. Wyznań, Zespołu do spraw Polityki Wyznaniowej przy Wydziale Administracyjnym KC PZPR, bezpośrednio do BP KC PZPR i do konkretnych osób) była wiarygodna. Tworzono ją w celach informacyjnych, a nie dezinformacyjnych. Podobnie rzecz się ma z teczkami dotyczącymi o. Konrada Hejmy. Nie znaczy to jednak, by "teczki" te zawierały tylko prawdę. Ich wiarygodność zależała m.in. od wiedzy dominikanina, inteligencji i słuchu oficera prowadzącego, jego pamięci i potrzeb operacyjnych. To jasne.

Okres pierwszy


Dla mnie szczególnie ciekawy był pierwszy tom akt "Dominika" - "Hejnała" i jego zawartość. Obejmuje on okres od 1975 r. do 1980 r., a zatem gdy o. Konrad przebywał w Polsce, głównie zajmując się redakcją miesięcznika dominikańskiego "W drodze". Pismo to nie było - rzecz jasna - jedynym katolickim periodykiem, wychodzącym dzięki otrzymanej koncesji od jedynowładczej partii komunistycznej. Czy zatem przypadek o. Konrada Hejmy był odosobniony? Czy wszyscy kapłani i świeccy oddelegowani przez redakcje do kontaktów z instytucjami reżymowymi stawali się automatycznie tajnymi współpracownikami bezpieki? Oczywiście, nie. Czy redakcje pism mogły uniknąć kontaktów z władzą. Także, oczywiście, nie. W pierwszym okresie dekady Edwarda Gierka (1970-1980) klimat polityczno-społeczny zmienił się, w tym dotyczący stosunków państwo-Kościół. Znaczna część społeczeństwa katolickiego, w tym kapłani, otrzymała sygnał, że stan wojny z Kościołem skończył się definitywnie. Przypomnijmy, został on wprowadzony najpierw przez Władysława Gomułkę jesienią 1947 r. i trwał nieprzerwanie przez cały okres bierutowski. Został następnie reaktywowany przez tegoż po odwilży październikowej, od lipca 1958 r. W okresie tym Prymas Polski (od 1948 r. Stefan Wyszyński) prowadził Kościół katolicki twardą ręką, z jednej strony posiadając pełnomocnictwa papieskie, a z drugiej strony, z racji warunków zewnętrznych, groźnej władzy państwowej; a zatem z konieczności. Dzięki opiece Prymasa i jego interwencjom zyskiwały zgromadzenia zakonne, bronili się kapłani, stawiający "nielegalnie" świątynie na obszarze całej Polski. Wyznawcy uniccy mogli uczestniczyć w nabożeństwach w rycie wschodnim, a rodzice posyłający dzieci na katechezę nie musieli lękać się o swoje miejsce pracy (dotyczyło to np. milicjantów), itd. itd. Krótko mówiąc, gdy bezpośredni nacisk władz państwowych na Kościół katolicki zdawał się być mniej odczuwalny, ta opiekuńcza ręka Prymasa Polski stawała się coraz mniej wygodna. Nie dla wszystkich. Z kolei, Prymas Polski i praktycznie cały Episkopat Polski - tak w epoce Gomułki, jak i Gierka - nie zmieniał swych poglądów. W kręgach biskupich nadal widziano ten reżym w jego długim trwaniu jako zdecydowanie antykościelny i głęboko antypolski. Prymas Polski nie znał, rzecz jasna, zasobów MSW, nie wiedział, jakimi instrukcjami kierują się funkcjonariusze IV Departamentu MS. Chociaż czytał te same gazety, pełne nowomowy i socjalistycznego gadulstwa, niemniej nie zatracił przytomności umysłu. Wiedział doskonale, o czym wypada rozmawiać z przedstawicielami władz i co to znaczy ewangelizacja błądzących. Dzięki temu nie ma teczki "tw" (tajny współpracownik), podobnie jak tysiące innych kapłanów, zakonników i sióstr zakonnych.

Postrzeganie PRL-u


Przypadek o. Konrada Hejmy skłania do zadania pytania adresowanego do wszystkich Polaków, którzy wówczas świadomie budowali swoją biografię. Czy potrafiliśmy się wówczas uchronić przed zauroczeniem czasami Edwarda Gierka, przed postawą egoistycznego konsumenta, do którego nie trafiają informacje i plotki na temat ukrytego przed światem oblicza PRL? Przykładowo o inwigilacji przez funkcjonariuszy Departamentu III żołnierzy AK w rocznicę powstania warszawskiego; o próbach werbunku skazanego na karę śmierci w czasach stalinowskich działacza ludowego, który miał po latach donosić na swojego dawnego przyjaciela; o molestowaniu całego pokolenia kapłanów, którzy musieli odbywać zasadniczą służbę wojskową, tylko dlatego że zostali klerykami; o rzucanych pomówieniach przez SB, które miały oczernić Prymasa Polski i biskupów, aktywnych działaczy duszpasterstw akademickich; w końcu załamać psychicznie niejednego wiernego syna Kościoła. Czy też traktowaliśmy PRL jako państwo polskie, którego krytycy, w tym Episkopat Polski, przeszkadzali nam, bo dotykali sumienia?

W pułapce


W latach 70. nastąpiło zjawisko "lojalizacji", obecne w postawach ludzi świeckich, ale także części stanu kapłańskiego. Dokumenty zebrane i spisane przez mjr./ppłk. Wacława Głowackiego, m.in. z przebiegu dziewięciu rozmów, jakie odbył on z ks. Konradem Hejmo, wiele mówią o systemie epoki Edwarda Gierka. Pokazują, w jaki sposób wciągano człowieka w sidła "złego". Z jednej strony szczerość kapłana czy też brak czujności i łatwowierność, z drugiej strony zaś spisywanie przez SB-eka każdego słowa, nawet pochopnie wypowiedzianego, czyli tzw. gadulstwo, oferowanie prezentów, obiecywanie paszportu itd. To wszystko tworzyło pewną całość: służyło de facto nie tyle prezentacji "ludzkiej" twarzy reżymu, co budowaniu zestawu "kompromitującego materiału", czy też - mówiąc kolokwialnie - szamba, do którego wpuszczano kolejnego, łatwowiernego miłośnika Edwarda Gierka i jego ekipy. Czy o. Konrad Hejmo sądził, że rzeczywiście reżym Edwarda Gierka przestał być antykościelny, że można się z nim dogadać na równych prawach, że nagle zniknęła dawna Służba Bezpieczeństwa, dla której nie było obojętne, co myśli jeden dominikanin na temat drugiego współbrata, co sądzi jeden zakon na temat biskupa diecezjalnego, co dziennikarz katolicki napisze w redagowanym przez siebie miesięczniku? Czy rzeczywiście o. Hejmo sądził, że żyje w Polsce takiej, w której my dziś żyjemy?

dr Jan Żaryn jest pracownikiem IPN, jednym z autorów raportu: "Sprawa o. Konrada Hejmo. Działania Służby Bezpieczeństwa przeciwko Kościołowi katolickiemu w latach 1975-1988"

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki