Niektóre dziennikarskie spekulacje i doniesienia zapowiadające 326. zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski sprawiały wrażenie uzbrajania działa "Aurory", którego wystrzał 18 marca miał zapoczątkować rewolucję w polskim Kościele. Episkopat, jak zwykle w takich sytuacjach, spokojnie reagował na te sensacyjne doniesienia, a następnie zebrał się na wspomnianej Konferencji i skutecznie rozbroił "medialną Aurorę". W czwartkowe południe 18 marca nie było "wystrzału" nie dlatego, że zabrakło biskupom odwagi, ale dlatego, że być nie mogło z samej natury decyzji podejmowanych przez to gremium. Kościół stoi zmianami ewolucyjnymi, a nie rewolucjami. I tak jest również w tym przypadku.
Dlaczego to nie rewolucja? Kard. J. Glemp zakończył po prostu kadencję na stanowisku Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, zachowując jednocześnie honorowy tytuł Prymasa Polski. Inaczej było w przypadku Kard. S. Wyszyńskiego. Wówczas Przewodniczącym Konferencji Episkopatu zostawał automatycznie Prymas Polski, a obie funkcje były dożywotnie (podobnie zresztą jak w przypadku proboszczów czy biskupów diecezjalnych). Ponadto, ze względu na wyjątkową sytuację w powojennej Polsce (m.in. utrudniony kontakt z Rzymem, brak nuncjusza), Prymas Wyszyński miał wiele uprawnień umożliwiających podejmowanie decyzji w imieniu Stolicy Apostolskiej.
Nowo wybrany Przewodniczący Episkopatu Abp Józef Michalik nadal może być metropolitą przemyskim, a jego kadencja na stanowisku biskupa koordynującego prace Kościoła w Polsce będzie trwała 5 lat i będzie mogła być przedłużona tylko raz na kolejne pięciolecie.
Dlaczego to nie rewolucja? Przewodniczący Konferencji Episkopatu nie jest zwierzchnikiem biskupów. Ordynariusze poszczególnych diecezji podlegają bezpośrednio Papieżowi. A zatem zmiana na tym stanowisku, przy jednoczesnym pozostaniu na swoich stolicach biskupów diecezjalnych, może jedynie inspirować ewolucyjne przemiany.
Póki co, dla naszego polskiego podwórka znacząca jest inna decyzja Episkopatu, nieco przyćmiona przez wybór Przewodniczącego. Otóż biskupi zgodzili się na wprowadzenie w Polsce (podobnie jak jest od wielu lat w innych krajach) stałego diakonatu, czyli udzielania tych święceń również żonatym mężczyznom nie przygotowującym się do święceń prezbiteratu. Stali diakoni będą mogli głosić kazania, chrzcić, asystować przy sakramencie małżeństwa, prowadzić pogrzeby. Ponieważ jednak przyjęcie tych święceń będzie wymagało co najmniej trzyletniej formacji i wykształcenia teologicznego, więc i tutaj nie zauważymy rewolucyjnych zmian w parafiach. Pierwszych stałych diakonów możemy bowiem spodziewać się najwcześniej w 2007 roku.
"Aurora" rozbrojona, ale czas płynie, więc ewolucyjne zmiany nieustannie stanowić będą integralną część ludzkiego wymiaru Kościoła.