Z tego powodu kto jak kto, ale właśnie św. Teresa jest kimś, kto świetnie może doradzić, jakie cechy powinien posiadać dobry kierownik duchowy. Zresztą w autobiografii Księga życia karmelitanka poświęca temu tematowi wiele miejsca i dyskretnie, ale w sposób wskazujący na to, że głęboko to przeżyła, opowiada o swoich zmaganiach z rozeznaniem co do darów nadzwyczajnych, które otrzymała, oraz co do przejścia w naturalny sposób od modlitwy ustnej i tej polegającej na intelektualnym rozważaniu wybranych prawd wiary do kontemplowania Boga.
Bez schematu, choć schemat właśnie by się przydał
Na początek krótko o tym, przez co święta przeszła. Ci, których Teresa poprosiła o pomoc w rozeznaniu – jej spowiednik, ale też świecki, co do pobożności i autorytetu którego karmelitanka nie śmiała wątpić – przekonywali ją, że na dary nadzwyczajne w jej życiu jest zbyt wcześnie, bo żyje jeszcze za mało ascetycznie, przynajmniej według ich wyobrażeń. Wizje traktowali z olbrzymią nieufnością, kazano jej nawet pluć w stronę objawiającego się Pana, a na koniec na pewien czas zakazano przystępowania do Komunii św., co nawet Jezus, jak przekazuje święta, podsumował stwierdzeniem, że to już przesada. Kluczowym problemem nie była jednak wspomniana nieufność, bo jest ona nawet wskazana, ale zaniedbanie zasad rozeznawania duchowego (co tym bardziej zadziwia z tego powodu, że jej spowiednikiem był jezuita) i kompletne odsunięcie na bok sprawdzania treści i sposobu objawień pod kątem zgodności z Magisterium oraz Biblią.
Bóg w przypadku karmelitanki nie trzymał się schematów wpisanych w traktaty o duchowości. Co więcej, na ogół się ich nie trzyma, choć zebrana w tych podręcznikach wiedza daje ogólny obraz przydatny w rozeznaniu. Był jednak wierny sposobowi, w jaki przychodzi już od czasów opisanych w Księdze Rodzaju i pod względem dogmatycznym nauka, którą otrzymywała i przekazywała dalej Teresa, była ortodoksyjna. Już te dwie rzeczy wskazywały na to, że to od Niego pochodziły otrzymane przez nią łaski.
Ostatecznie upomniał się o nią najpierw ustami św. Franciszka Borgiasza, który po prostu zastosował zasady rozeznania duchowego opisane przez św. Ignacego Loyolę, a kiedy to nie poskutkowało, Teresę wsparł św. Piotr z Alkantary. Był on wielkim ascetą i cieszył się tak olbrzymim autorytetem duchowym, że nikt nie śmiał podważyć jego opinii, chociaż jeden z doradców karmelitanki nawet jemu nie uwierzył. Jednak Teresa mogła już odetchnąć od wewnętrznej walki i ze spokojem sumienia przyjąć to, co od dawna ofiarowywał jej Pan.
Wnioski
Walka była długa i bolesna, ale jednocześnie przyniosła wiele mądrości tej, która walczyła. Święta później spisała swoje doświadczenie, aby jej siostry w przyszłości wiedziały, jakimi kryteriami kierować się przy wyborze spowiedników – gorąco polecam Twierdzę wewnętrzną, gdzie można znaleźć pełnych opis tych wymagań.
Najsłynniejsza zasada, którą Teresa podaje, brzmi, że jeśli do wyboru jest spowiednik bardzo pobożny, ale posiadający mało wiedzy z zakresu teologii, oraz taki, który jest mniej religijny, za to dobrze wykształcony, należy wybrać drugiego. Tu istotny jest zakres wiedzy i wcale nie się przejęzyczyłam, pisząc o teologii. Najlepszymi spowiednikami, paradoksalnie, nie są moraliści, ale bibliści i dogmatycy. Właśnie dlatego w średniowieczu to dominikanie, świetnie wykształceni w zakresie Magisterium, byli rozchwytywanymi spowiednikami mistyczek i mistyków. Nauczanie Kościoła, przede wszystkim to zdogmatyzowane, to norma, która pozwala w jasny sposób oddzielić ziarno od plew. Także duchowych.
Drugą zasadą, którą da się wyczytać w dziełach karmelitanki, jest to, że należy być posłusznym spowiednikowi, ale on nie może oczekiwać ślepego posłuszeństwa ani ingerować w każdy aspekt życia penitenta. Ostatecznym celem relacji stały spowiednik/kierownik duchowy – penitent jest osiągnięcie przez tego ostatniego dojrzałości wewnętrznej pozwalającej na osobiste rozeznanie. Kapłan może doradzać, ale nie wolno mu stawiać się na pozycji Chrystusa. To Pan ma ostateczne słowo, jeśli chodzi o życie wiernych.
Trzecia może zabrzmieć zabawnie, ale myślę, że jest tu pewna głęboka intuicja, otóż spowiednik powinien być… kulturalny. Żadnych wrzasków, upokarzania, ewidentnego znudzenia podczas spowiedzi, braku szacunku przejawiającego się chociażby w tym, że notorycznie się spóźnia do konfesjonału albo zapomina odpowiedzieć na próby umówienia się na spotkanie. W tej sferze często ujawnia się klasa człowieka. Proszę dobrze mnie zrozumieć, to nie definiuje ostatecznie „jakości” kapłana, ale jest pewnym istotnym wskaźnikiem jego osobowości. Jeśli penitent uprzejmie postawi granice i powie, że nie życzy sobie być w dany sposób traktowany, a spowiednik na to zareaguje złością lub fochem, cóż, należy zmienić spowiednika.
Czwarta brzmi w sposób dość oczywisty, ale zwykle podstawowe rzeczy najłatwiej nam umykają. Otóż spowiednik powinien mieć zdolność słuchania, współcześnie nazywanego aktywnym. Chodzi o to, że nie tylko słucha, ale też słyszy. Zawsze kiedy myślę o tej cesze, przypomina mi się wizerunek św. Wincentego à Paulo. Jedną z charakterystycznych cech jego wyglądu były wielkie uszy i ciepły uśmiech połączony z rozumiejącym spojrzeniem. Dobry spowiednik stara się nie tylko usłyszeć to, co mu powiedziano, ale także zrozumieć, co kryje się pod wypowiedzianymi frazami. Potrafi dopytać, szanując jednocześnie niezgodę penitenta na powiedzenie czegoś szerzej, widzi raczej poranionego wędrowca niż bezczelnego przestępcę (wiem, czasem to jest bardzo trudne). A jednocześnie umie postawić wymagania, dając wolność co to tego, czy ktoś je podejmie.
Karmel po jezuicku
Zasad podanych przez karmelitankę jest więcej, to podstawowe cztery. Warto oprócz nich poznać też wspomniane wyżej zasady rozeznawania, które opisał św. Ignacy Loyola, bo one właśnie jasno wskazywały, że z życiem duchowym Teresy było wszystko w porządku, tak samo z jej objawieniami. Być może Pan dopuścił na nią tę próbę, aby zostawiła nam listę cech, które powinien mieć dobry spowiednik, szkoda tylko, że ten temat jest tak po macoszemu traktowany przez piszących o niej. Jest dużo o modlitwie, rozwoju wewnętrznym, etapach, a czyściec, przez jaki przeszła (pisze, że parę razy była na skraju obłędu), naprawdę wspaniale zaowocował.
Nie pisze tego wprost, ale z pism wyłania się obraz sugerujący, że jednym z powodów, dla których spowiednik tak ją traktował, były jego obawy przed opinią innych, których Teresa także prosiła o pomoc w rozeznaniu. Jedną z tych osób był pewien możny i pobożny świecki, jak się zdaje, to właśnie lęk przed narażenie się jemu wpłynął na postawę spowiadającego karmelitankę jezuity. I tu mielibyśmy jeszcze jedną zasadę, niewypisaną u świętej – obawę kapłana przed tym, „co powie świat”, jak będzie postrzegany, czy ludzie nadal będą go cenili. Prawda to wymagająca pani, czasem trzeba za nią zapłacić utratą pozytywnej ludzkiej opinii.