Wreszcie mamy jasne stanowisko. Każdy w Unii Europejskiej musi mieć dostęp do antykoncepcji, medycznie wspomaganej prokreacji i aborcji. To Europa XXI wieku, która nie może pozwolić na systematyczne ograniczanie praw kobiet i traktowanie ich jako obywateli drugiej kategorii – to wypowiedź chorwackiego polityka Predraga Maticia po głosowaniu 24 czerwca, w którym Parlament Europejski przyjął zaproponowaną przez niego rezolucję „Zdrowie seksualne i reprodukcyjne oraz prawa w tej dziedzinie w UE w kontekście zdrowia kobiet”. Słysząc taką deklarację nietrudno się dziwić, że dokument spotkał się z ostrą krytyką środowisk katolickich i grup pro life. Krytykowały go również całkiem licznie środowiska konserwatywne, co jednak nie wystarczyło do jego odrzucenia. Za rezolucją głosowało 378 posłów, przeciwko – 255, a wstrzymało się 42.
Prawa reprodukcyjne – a co to takiego?
Można rozumieć pewną euforię autora rezolucji, jednak jego słowa nie są prawdziwe. Uchwalenie rezolucji przez Parlament Europejski nie powoduje zmian w dopuszczalności aborcji w poszczególnych krajach. Fałszywe jest również ukazywanie tej kwestii w kontekście praw kobiet. I właściwie tak samo jest z całym dokumentem. Jest to tekst bardzo obszerny – liczy 76 punktów poprzedzonych niemal 100 punktami wprowadzenia – i niemal każdy z nich zawiera jakieś przekłamania, uproszczenia czy manipulacje. Nie sposób w tym miejscu pokazać ich wszystkich, zajmę się więc sprawą, która wydaje mi się kluczowa.
Aborcja ukazywana jest jako prawo człowieka. Rezolucja stwierdza: „Prawa seksualne i reprodukcyjne są chronione jako prawa człowieka w międzynarodowym i europejskim prawie dotyczącym praw człowieka, w tym w Międzynarodowym pakcie praw obywatelskich i politycznych, Międzynarodowym pakcie praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych, CEDAW oraz europejskiej konwencji praw człowieka”. Otóż po pierwsze, żaden z tych dokumentów nie posługuje się pojęciem praw seksualnych ani też praw reprodukcyjnych. Jest to oczywiście termin obecny w publicznym dyskursie, funkcjonuje on jednak w deklaracjach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w uchwałach towarzystw seksuologicznych i najbardziej chyba w publicystyce. Różnica jest zasadnicza, bo przecież WHO, nie mówiąc już o gronach seksuologów, nie ma kompetencji do ustalania praw człowieka!
Pod drugie owszem, w wymienionych dokumentach da się znaleźć pewne prawa, które można próbować zaliczyć do praw seksualnych czy reprodukcyjnych, jednak mają one nie taką treść, jaką próbuje im przypisać rezolucja europarlamentu. Na przykład oenzetowska Konwencja w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet z 1982 r. (ona kryje się pod skrótem CEDAW – The Convention on the Elimination of All Forms of Discrimination against Women) mówi, że „Państwa Strony podejmą wszelkie stosowne kroki zmierzające do likwidacji dyskryminacji kobiet w dziedzinie opieki zdrowotnej w celu zapewnienia im, na zasadach równości z mężczyznami, dostępu do korzystania z usług służby zdrowia, w tym również usług związanych z planowaniem rodziny” (art. 12 ust. 1) oraz że „Państwa Strony zapewnią kobietom w czasie ciąży i porodu oraz po porodzie odpowiednie usługi w razie potrzeby, jak również odpowiednie odżywianie w czasie ciąży i karmienia” (art. 12 ust. 2), a także, że „Państwa Strony podejmą wszelkie niezbędne kroki w celu likwidacji dyskryminacji kobiet we wszystkich sprawach wynikających z zawarcia małżeństwa i stosunków rodzinnych, a w szczególności zapewnią, na warunkach równości z mężczyznami, równe prawa w zakresie swobodnego i świadomego decydowania o liczbie dzieci i odstępach czasu między ich narodzinami oraz w sprawach dostępu do informacji, poradnictwa i środków umożliwiających korzystanie z tego prawa” (art. 16 ust. 1 pkt e). Jak widać, w żadnym z tych punktów nie ma mowy o prawie do aborcji. Świadome decydowanie o liczbie dzieci i odstępach czasu między ich narodzinami jest jak najbardziej zgodne z nauką katolicką. Oczywiste jest również, że każdy powinien mieć dostęp do środków, które to umożliwią, nie jest jednak prawdą, że konwencja zalicza do nich aborcję.
Aborcja nie jest prawem człowieka
W ten sposób w rozumowaniu leżącym u podstaw rezolucji Parlamentu Europejskiego po zaliczeniu punktu jakiegoś dokumentu do praw seksualnych czy reprodukcyjnych gładko przechodzi się do zestawów takich praw sporządzonych np. przez jakieś towarzystwo seksuologiczne (w którym już może znaleźć się chociażby prawo do aborcji) i twierdzi się, że one wszystkie wynikają z dokumentów określających prawa człowieka.
Zaliczanie aborcji do praw człowieka jest więc oczywistym nadużyciem – nie tylko z punktu widzenia nauki katolickiej, ale przede wszystkim w świetle międzynarodowych paktów, konwencji i deklaracji mówiących o tych prawach. Art. 6 Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych mówi natomiast, że „każda istota ludzka ma przyrodzone prawo do życia. Prawo to powinno być chronione przez ustawę i nikt nie może być samowolnie pozbawiony życia”. Warto zwrócić uwagę, że pakt posługuje się tutaj pojęciem „istoty ludzkiej”, a więc szerszym niż człowiek. Europejska Konwencja Bioetyczna przyjęta przez Radę Europy w 1997 r. wprost używa tego pojęcia dla człowieka przez narodzeniem (odróżnieniu od „osoby ludzkiej”, którym to terminem określa człowieka po urodzeniu). Choć dokumenty międzynarodowe wprost aborcji nie zakazują, to uważam, że zdecydowanie prędzej dałoby się z nich wyprowadzić prawo do życia od poczęcia niż jakiekolwiek prawo do aborcji.
Co ciekawe, choć w kwestii praw reprodukcyjnych i seksualnych rezolucja odwołuje się do deklaracji Światowej Organizacji Zdrowia, z dezaprobatą wypowiada się na temat tego, jak ta organizacja definiuje niepłodność. WHO określa niepłodność jako „chorobę układu rozrodczego objawiającą się niewystąpieniem ciąży klinicznej po co najmniej 12 miesiącach regularnego współżycia seksualnego bez zabezpieczenia”. Wydawałoby się, że taki czysto biologiczny opis nie powinien budzić żadnych kontrowersji. A jednak nie: „Definicja ta nie bierze pod uwagę sytuacji lesbijek i kobiet biseksualnych, osób transpłciowych, osób pozostających w związkach jednopłciowych ani kobiet samotnych zainteresowanych prokreacją, co zwiększa trudności społeczno-prawne związane z dostępem do technik wspomaganego rozrodu, które te osoby już napotykają ze względu na ukierunkowanie tych technik na przeciwdziałanie niepłodności; mając na uwadze, że lesbijki i kobiety biseksualne mogą nie być w stanie udowodnić swojej «niepłodności», a w związku z tym mogą spotkać się z odmową dostępu do technik wspomaganego rozrodu”. Chyba nawet nie warto tego komentować.
Parlament Europejski nie poprzestaje na samym domaganiu się uznania aborcji za prawo człowieka. Kwestionuje również klauzulę sumienia pozwalającą odmawiać uczestnictwa w niej lekarzom i personelowi medycznemu. Czyni to, stosując kolejną manipulację – klauzulę sumienia określając jako „odmowę świadczenia usług zdrowotnych”, a aborcję uznając za formę opieki: „Niekiedy powszechna praktyka w państwach członkowskich umożliwia lekarzom, a w niektórych przypadkach także całym instytucjom medycznym, odmowę świadczenia usług zdrowotnych na podstawie tzw. klauzuli sumienia, co prowadzi do odmowy opieki aborcyjnej”.
Forma nacisku
Pomysłodawca rezolucji wskazał w przytoczonym na początku komentarzu, o co w istocie rzeczy mu chodziło. Niemniej trzeba odnotować, że w rezolucji znalazły się również słuszne postulaty – jak poprawa dostępu do dobrej jakości i bezpiecznych środków higienicznych używanych w czasie menstruacji i zniesienie ich opodatkowania, dostęp do opieki medycznej w czasie ciąży i opieki okołoporodowej, opieka psychologiczna i psychiatryczna dla matek, a także zwrócenie uwagi na kwestię przemocy wobec kobiet i molestowania seksualnego. Trudno tego jednak nie traktować jako jedynie swego rodzaju próby pewnego zamaskowania głównego celu rezolucji.
Jak wspomniałem, rezolucja Parlamentu Europejskiego nie staje się prawem, nie ma mocy wiążącej dla państw członkowskich. Nie można jednak jej lekceważyć. Stanowi ona formę nacisku. Próba zaliczenia aborcji do praw człowieka jest szczególnie niebezpieczna – w kwestii praw człowieka Unia Europejska może podejmować interwencje w państwach członkowskich, co generalnie jest dobrym rozwiązaniem. Jednak nadużywanie tego uprawnienia może spowodować w niektórych krajach zagrożenie dla ochrony tych praw, które prawami człowieka rzeczywiście są.
Wypada też wskazać, jak głosowali poszczególni posłowie w Parlamencie Europejskim. Przeciw rezolucji opowiedziały się ugrupowania konserwatywne i znaczna większość Europejskiej Partii Ludowej, w skład której wchodzi Platforma Obywatelska i PSL. W tym ostatnim ugrupowaniu przeciwko głosowało 114 posłów wobec 36 za i 18 wstrzymujących się. Wśród polskich europosłów przeciwko głosowali m.in. Jerzy Buzek, Jarosław Duda, Janusz Lewandowski i Jan Olbrycht. Niestety posłowie PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Spośród europosłów z innych krajów głosujących przeciwko warto wymienić wszystkich niemieckich przedstawicieli z CDU/CSU, w tym Manfreda Webera, który jako przewodniczący grupy poselskiej w poprzedniej kadencji pozostawał w ostrym sporze z Viktorem Orbanem, oraz Antonio Tajaniego z Włoch, byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Silvio Berlusconi nie wziął udziału w głosowaniu. Za rezolucją głosowali natomiast wszyscy europosłowie z dawniej chadeckiej irlandzkiej partii Fine Gael, co jak się wydaje jest kolejnym świadectwem słabości niegdyś silnego katolicyzmu w tym kraju. Jak wskazuje dziennikarz i publicysta Łukasz Kobeszko, większość posłów chadeckich głosujących przeciwko rezolucji wywodzi się z krajów o tradycji katolickiej i prawosławnej, w mniejszym stopniu ewangelickiej.
Jak się bronić?
Trzeba też wspomnieć, że w tym samym dniu Parlament Europejski przyjął również rezolucję w związku z 25. rocznicą konferencji ludnościowej w Nairobi. Również ta rezolucja mówi o zwiększeniu dostępu do aborcji, choć nie jest aż tak radykalna i nie stosuje tak pokrętnej argumentacji jak przygotowana przez Predraga Maticia. Natomiast przy okazji głosowania nad tą rezolucją próbowano wprowadzić poprawkę, która uniemożliwiłaby działanie na terenie Parlamentu Europejskiego takim organizacjom jak Federacja Katolickich Stowarzyszeń Rodzinnych w Europie FAFCE oraz Europejska Federacja dla Życia i Godności Człowieka ONE OF US. – Ta poprawka upadła, niemniej jednak był to pewnego rodzaju precedens: próba wyeliminowania osób reprezentujących konserwatywny, chrześcijański światopogląd z debaty publicznej – stwierdził Jakub Bałtroszewicz, prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny i sekretarz generalny ONE OF US.
Europejska sytuacja w zakresie troski o życie nie jest więc łatwa. Wymaga to szczególnie przemyślanego, roztropnego i profesjonalnego podejścia ze strony wszystkich, którym na obronie życia od poczęcia zależy. Warto więc, by wszyscy uważający się za obrońców życia przemyśleli swoją strategię.
Aborcja jest zawsze pogwałceniem fundamentalnego prawa człowieka do życia, tym bardziej odrażającym, że dotyczy życia człowieka najsłabszego i całkowicie bezbronnego. Jest więc przejawem najbardziej niesprawiedliwej dyskryminacji. Sama prawna legalizacja aborcji głęboko zniekształca życie społeczne, uznając ją za „podstawową usługę opieki zdrowotnej”. Jan Paweł II pisał: „Gdy większość parlamentarna lub społeczna uchwala, że zabicie jeszcze nienarodzonego życia ludzkiego jest prawnie dopuszczalne, choćby nawet pod pewnymi warunkami, to czyż nie podejmuje tym samym decyzji «tyrańskiej» wobec najsłabszej i najbardziej bezbronnej ludzkiej istoty? Sumienie powszechne słusznie wzdryga się w obliczu zbrodni przeciw ludzkości, które stały się tak smutnym doświadczeniem naszego [dwudziestego] stulecia. Czyż te zbrodnie przestałyby być zbrodniami, gdyby nie popełnili ich pozbawieni skrupułów dyktatorzy, ale gdyby nadała im prawomocność zgoda większości?” (Evangelium vitae, 70). Prawo do życia jest poniekąd papierkiem lakmusowym demokracji. Tam, gdzie nie jest ono w pełni zagwarantowane, państwo przestaje być «wspólnym domem», gdzie wszyscy mogą żyć zgodnie z podstawowymi zasadami równości (por. Evangelium vitae, 20).
Współczesne nauki biologiczne jednoznacznie wskazują na moment zapłodnienia jako jedyny akt właściwy dla tworzenia nowego organizmu ludzkiego. Od samego początku istnieje ściśle określony program genetyczny tej żywej ludzkiej istoty. Ma ona – w każdej komórce swego organizmu – własny program genetyczny (program rozwoju, wyglądu, cech osobowości, predyspozycji do niektórych chorób). Od momentu poczęcia więc przysługują jej przynależne prawa.
Tymczasem – wskutek politycznej manipulacji – nawet ludzie wierzący mówią często nieświadomie o „aborcji” zamiast o zabiciu nienarodzonego dziecka. Często używa się też określenia „płód” w sensie pozbawiającym go cech człowieczeństwa. Stosowanie tego rodzaju manipulacji dla osiągnięcia wyższych notowań danej partii politycznej jest rzeczą wysoce nieetyczną.
„Miarą cywilizacji – miarą uniwersalną, ponadczasową, obejmującą wszystkie kultury – jest jej stosunek do życia – mówił św. Jan
Paweł II w Kaliszu. Cywilizacja, która odrzuca bezbronnych, zasługuje na miano barbarzyńskiej. Choćby nawet miała wielkie osiągnięcia gospodarcze, techniczne, artystyczne, naukowe” (Kalisz,
4 czerwca 1997 r.).
„Jest to zasadniczo problem etyki ludzkiej, poprzedzający jakiekolwiek wyznanie religijne – zauważył papież Franciszek.– Z tej właśnie przyczyny trzeba odpowiedzieć sobie na dwa pytania: «czy aby rozwiązać jakiś problem, słuszne jest niszczenie czyjegoś życia lub wynajmowanie płatnego mordercy?»” (List do kobiet argentyńskich zaangażowanych w obronę życia, 26 listopada 2020 r.).
To nie pandemia koronawirusa, lecz aborcja stanowi dziś największe zagrożenie dla ludzkiego życia. Jak podaje „The Christian Post” – opierając się na oficjalnych danych Światowej Organizacji Zdrowia – w ubiegłym roku przeprowadzono na świecie 42 mln aborcji. Tymczasem liczbę ofiar koronawirusa – według danych podanych przez John Hopkins University – szacuje się na 1,8 mln.
Fragment homilii przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego wygłoszonej w Wieleniu w niedzielę 27 czerwca, tuż po głosowaniu Parlamentu Europejskiego