I choć rzeczywiście pytań wciąż jest dużo, policyjnych wpadek mnóstwo, a oskarżeni później, już podczas odsiadki, zmieniali zeznania, to jednak ta historia wydaje się mocno naciągana. Nawet Wydawnictwo Czarne pokusiło się o wprowadzenie na rynek w świetnej serii amerykańskiej książki, która wydawałoby się, że będzie pozycją ambitną, tymczasem okazała się totalnym rozczarowaniem. Autorka Ludzkich potworów spotykała się przez 20 lat z dwiema morderczyniami z Rodziny Mansona, chcąc odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że zwykłe dziewczyny były zdolne do takich zbrodni. Niestety, jej odpowiedzi są naiwne, powierzchowne i banalne, że szkoda na nie czasu. Żeby dojść do swoich wniosków, nie musiałaby przekraczać więziennej bramy.
Znacznie ciekawiej podeszli do wspomnień filmowcy. Najpierw przypomnę serial sprzed roku czy dwóch: Era wodnika, z Davidem Duchovnym w roli policyjnego detektywa z Los Angeles i z Mansonem w tle. Jest świetny pod każdym względem. W jednym odcinku nowiutkiego sezonu serialu Mindhunter detektywi z FBI odwiedzają Mansona w więzieniu – brawa dla charakteryzatorów i aktora Damona Herrimana, który zresztą wcielił się także w tę postać w najbardziej wyczekiwanym filmie tego roku: Pewnego razu… w Hollywood.
Ten przydługi wstęp był tylko po to, żeby wspomnieć o Tarantino i jego jednym z najlepszych filmów. Tak bardzo nie chciałabym spoilerować, dla mnie samej końcówka tego filmu była najpiękniejsza i bardzo chciałabym zachować tę niespodziankę dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, a chcieliby. Pisać, że to hołd dla kina, to za mało, ale rzeczywiście: Tarantino pokazuje moc kina. Tę moc, która ożywia, to czary-mary, dzięki którym możemy przeżyć coś jeszcze raz albo zupełnie na nowo, albo dawać nadzieję, wzruszenie, albo zmienić bieg historii. W iście tarantinowskim stylu główni bohaterowie (DiCaprio i Pitt – co za wspaniały duet!) mijają się z Mansonem, jego dziewczynami, Tate i Polańskim. Wszystko tu jest: czarny humor, trochę sentymentalizmu, cudzysłów i dygresje, obraz w obrazie i przeskoki w czasie, szczypta kiczu, ckliwości i oczywiście krwawa jatka, a zapewniam, że wszystko odbywa się nie tak, jak się spodziewamy. A na koniec… no właśnie, finał, który powoduje to magiczne wzruszenie, gulę w gardle, nadzieję.
Alternatywna historia według Tarantino jest najlepszym uczczeniem pamięci ofiar tej strasznej zbrodni, a Tarantino zrobił to z wyczuciem, szacunkiem i bez taniej sensacji.