Mija pięć miesięcy od zakończenia Światowych Dni Młodzieży. I co? No właśnie. Wydaje się, że niewiele, niestety. Mam wątpliwości, czy wspólnota Kościoła w Polsce rzeczywiście robi wszystko, by to, co się wydarzyło, przyniosło trwałe owoce. Czyżby zeszła z nas para?
O tym, że Kościół w Polsce powinien, a nawet musi wykorzystać lipcowe wydarzenia dla przyszłości katolicyzmu nad Wisłą, pisałem w „Przewodniku” niejeden raz. I to zarówno przed tym wydarzeniem, gdy zdawało mi się, że zaczyna dominować myślenie „eventowe” (pokażmy światu, że potrafimy!), jak i po nim, kiedy pojawił się spodziewany efekt w postaci religijnego entuzjazmu młodych Polaków. Wskazywałem, że ten entuzjazm może być jedynie środkiem, który należy wykorzystać dla celu najistotniejszego, jakim jest budowanie wiary prawdziwej: świadomej, głębokiej, skoncentrowanej na osobowej relacji z Bogiem. Entuzjazm ma to do siebie, że gaśnie równie szybko jak się pojawia. Można jednak „zagospodarować” go do budowania trwałych postaw.
Właśnie ogłoszono wyniki badań „Odbiór ŚDM i jego kulturowych kontekstów”. Przeprowadziło je Narodowe Centrum Kultury i Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). Opracowanie to sporo mówi o wierze młodych Polaków, a zatem może pomóc zrealizować Kościołowi wspomniany wyżej, kluczowy cel.
Okazuje się na przykład, że oczekiwane przez uczestników ŚDM korzyści z tego wydarzenia mają zdecydowanie wymiar religijny i to w trzech bardzo ważnych wymiarach: osobistej relacji z Bogiem, poczucia tożsamości katolickiej oraz zgodności sposobu życia z zasadami wiary.
Z badań wynika, że polscy uczestnicy lipcowego wydarzenia traktują wiarę w sposób pełny i dojrzały, co zdaje się przeczyć obiegowej opinii o płytkości i „rytualizacji” wiary Polaków i ich skłonności do obojętności na religię. ŚDM spowodowały zwiększenie się liczby tych, którzy deklarują, iż katolicyzm jest ważnym elementem ich tożsamości.
Młodzi polscy katolicy łączą szacunek dla tradycji z chęcią świadomego wyboru wiary. Nie zadowalają się rytuałem, obrzędem, tradycją, pragną, aby ten wybór właśnie świadomy, dokonany z „użyciem” rozumu. Łącza tradycję z umiejętnością życia w nowoczesnym świecie, poważne traktowanie wiary z radością jej praktykowania, a tożsamość narodową – z otwartością na inne nacje i kultury.
Dzięki prowadzonym od lat badaniom ISKK i CBOS naprawdę wiele wiemy o religijności polskiej młodzieży. Badania przeprowadzone już po ŚDM dopełniły tego obrazu, pokazując na przykład, że młodzi bardzo oczekują czegoś w rodzaju kontynuacji takich spotkań, choć teraz w mniejszej oczywiście skali i niekoniecznie w jakichś nadmiernie sformalizowanym stylu. Teza, iż po „polskich” ŚDM puste salki katechetyczne powinny zacząć na nowo tętnić życiem, pojawia się w ostatnich miesiącach często. Wystarczająco często, by wziąć je na serio. Ale to tylko jeden ze sposobów na umiejętne wykorzystanie wybuchu lipcowego entuzjazmu.
Czas po ŚDM powinien być w Kościele w Polsce wielkim, twórczym otwartym i szczerym laboratorium, w którym biskupi, duszpasterze, katecheci, świeccy i młodzież wypracowywaliby konkretne pomysły. Czy coś się zmienia? Czy po ŚDM powstał konkretny program działania Kościoła na rzecz „zagospodarowania” entuzjazmu jego uczestników? Plan wprowadzenia jakichś nowych form duszpasterstwa, który służyłyby pogłębieniu wiary ożywionej dzięki ŚDM? Czy pojawiły się pomysły skierowane do młodych spoza ruchów i stowarzyszeń? A także dla tych, którzy Kościół (i kościoły) mijają obojętnie? Bo przecież trzeba znaleźć jakieś „kody dostępu”, sposoby dotarcia także do takich osób i środowisk. Owszem, powstał program Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży pod hasłem #zejdzzkanapy. Czy jednak taki ogólnopolski, odgórny program będzie w stanie zrealizować wszystkie te cele? Tak czy inaczej, od nas wszystkich (tak, niezależnie od wieku) zależy, czy po ŚDM będzie raban, czy kimanie na kanapie.