Logo Przewdonik Katolicki

Sekret Świętej Urszuli

s. Agata Cul USJK

Ze znanej czarno-białej fotografii uśmiecha się drobna, siwa kobieta ubrana w habit przypominający bardziej fartuch do pracy niż dostojny strój zakonnicy. W jej spojrzeniu kryje się sekret „zwyczajnej” świętości.

17 kwietnia 1865 r. urodziła się w Loosdorf w domu Polaka Antoniego Ledóchowskiego i Szwajcarki Józefiny Salis-Zizers Julia Ledóchowska, późniejsza święta Urszula, zasłużona dla Polski i Kościoła, wychowawczyni dzieci i młodzieży. Taki napis można by umieścić na jej pomniku postawionym z okazji przypadającej właśnie 150. rocznicy urodzin i zamknąć sprawę wdzięczności za przeszłość. Na szczęście jednak pomników św. Urszuli jest niewiele, za to zachowały się jej słowa, zdjęcia i wiara w świętych obcowanie, którzy w realny sposób mogą wpływać na naszą teraźniejszość. 
 
Odważne decyzje
Gdy jako 21-letnia Julia rozpoczynała swoją drogę życia zakonnego, nie przypuszczała, jak fascynującą stanie się ono przygodą. Ponad 20 lat spędziła w klasztorze krakowskich urszulanek, jako siostra Urszula od Jezusa, by po tym w miarę spokojnym czasie spędzonym na modlitwie i pracy wychowawczej wyruszyć w zupełnie nieznany sobie świat carskiej Rosji. Nie miała żadnych objawień ani  mistycznych doświadczeń – ale potrafiła słuchać głosu Boga, który dociera do człowieka na różne sposoby.
Zaczęło się od konkretnej troski o wychowanki i… marzeń – jak pisze w Historii Kongregacji: „Rewolucja w Rosji w 1905 roku zbudziła we mnie pragnienie przedostania się do tego kraju. Miałyśmy bowiem dużo uczennic z zaboru rosyjskiego. Rodzice z tamtych stron oddawali dzieci do klasztorów galicyjskich, chcąc im dać katolickie, polskie wychowanie. Jednakże austriacki egzamin nie dawał żadnych praw w Rosji, co pozbawiało nasze byłe uczennice możności pracy nauczycielskiej w tym kraju. Gdyby mieć szkołę, rosyjski egzamin, rosyjskie gimnazjum w duchu katolicko-polskim, byłoby to wielką pomocą dla polskich dziewcząt pod rosyjskim zaborem. Tak sobie myślałam, bez żadnych jednak bliższych planów”.  
Ciekawe, że jej reakcja na wydarzenia w Rosji to nie lęk przed robotniczą rewolucją, ale odruchowa chęć niesienia pomocy wychowankom. Pragnienie przedostania się do Rosji pozostało w niej tak silne, że podzieliła się nim z papieżem Piusem X dwa lata później, przy okazji załatwiania spraw związanych z prawem zakonnym, podczas swojej kadencji przełożonej klasztoru krakowskiego.  Papieżowi spodobała się ta myśl, co utwierdziło matkę Urszulę w jej zamysłach.
Wkrótce po powrocie z Rzymu matka Urszula dostaje list od ks. Budkiewicza, proboszcza parafii św. Katarzyny w Petersburgu, z prośbą o objęcie prowadzenia internatu dla dziewcząt. Przedstawia list wspólnocie i podejmuje decyzję, by pojechać do Petersburga i zbadać sprawę na miejscu. Nie ma wątpliwości, że przez te zdarzenia przemawia do niej Bóg. Ta umiejętność odczytywania wezwań Bożych we wszystkich okolicznościach życia daje jej zdolność do przekraczania własnych słabości, lęków, a także odwagę w podejmowaniu ryzykownych czasem przedsięwzięć.
Towarzyszy jej też wszędzie prosta modlitwa i zawierzanie z ufnością każdej sprawy Bogu, najczęściej przez Maryję: „Jadąc do Petersburga, zatrzymałyśmy się w Częstochowie, a w drodze powrotnej w Ostrej Bramie w Wilnie. Prosiłam Matkę Najświętszą, by błogosławiła tej nowej pracy dla chwały Bożej” (Historia Kongregacji). Matka Urszula traktuje ten gest jako coś zupełnie naturalnego – jak wizytę u bliskich, których chce się po drodze zobaczyć, odwiedzić i człowiek nie wyobraża sobie, że mógłby pominąć.
Wyjazd do Rosji to początek fascynującej drogi podejmowania coraz to nowych wyzwań i przecierania nowych szlaków dla życia zakonnego w Rosji, potem w Skandynawii, wreszcie w ukochanej Polsce, a zwieńczony powstaniem nowej gałęzi urszulańskiej.
 
Gra o miłość
Kiedy czyta się jej Pisma czy Historię Kongregacji, ma się wrażenie, że matka Urszula potrafi widzieć Boga wszędzie. Nigdy to nie jest jednak jakieś mgliste czy abstrakcyjne pobożne przekonanie, ale zawsze życiowy konkret: osoba, zdarzenie, potrzeba. Umie też odczytywać Jego wolę i – co ważne – wypełniać ją. Mówiła o sobie: „byłam pionkiem na szachownicy, którym wyższa ręka kierowała, ale (…) pionek zawsze był na szachownicy wydarzeń”. Ten „pionek” wiedział doskonale, że w tej grze chodzi tylko o miłość. Potrafiła wszystko oddać Bogu, a jednocześnie posługiwać się tym, by wciąż bardziej Go poznawać i dawać innym, przekraczając wszelkie granice – geograficzne, polityczne, społeczne i te czasowe, bo przecież otrzymany przez nią charyzmat i misja wciąż obecne są w Zgromadzeniu, którego stała się Założycielką. 
Nad sarkofagiem w Pniewach, gdzie złożone jest ciało św. Urszuli, wisi jej nieco inna czarno-biała fotografia, tam trwa jej wsłuchiwanie się potrzeby innych. Bo – jak mówił Jan Paweł II w 1989 r. w Rzymie, przy okazji przewożenia ciała św. Urszuli do Polski – „Nie rozstajemy się. Kościół się nigdy nie rozstaje z tajemnicą świętych obcowania. Nie rozstaje się ze swoimi świętymi i błogosławionymi. Oni (…) wskazują nieustannie drogę, a równocześnie wciąż wracają do nas, są z nami”. 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki