Chcąc poznać i zrozumieć nauczanie papieża Franciszka i kierunek, w którym prowadzi Kościół, należy sięgnąć do adhortacji Evangelii gaudium („Radość Ewangelii”). Najważniejsze terminy tego programowego dokumentu Ojca Świętego przedstawiają bp Damian Bryl, biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej, i ks. Szymon Stułkowski, sekretarz Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, uczestnicy konferencji poświęconej projektowi duszpasterskiemu Evangelii gaudium.
Ewangelizacja – w przeciwieństwie do swoich poprzedników papież Franciszek mówi nie tyle o „nowej ewangelizacji”, ile o „ewangelizacji” jako takiej. Rozumie ją jako wyjście do tych, którzy nie słyszeli o Chrystusie, jak i do tych, którzy co prawda o Nim usłyszeli, ale zapomnieli lub nie przyjęli prawdy o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa jako swojej. Potrzeba ewangelizacji wynika z misyjnego dynamizmu Kościoła.
Kryzys zaangażowania wspólnotowego – może mieć dwojaki wymiar. Z jednej strony może oznaczać niechęć do działania we wspólnocie, co przejawia się w myśleniu indywidualistycznym i braniu całej odpowiedzialności na siebie, w myśl zasady: „Sam zrobię lepiej”. Z drugiej strony może oznaczać, że dana wspólnota jest skupiona na sobie, nie ma w niej chęci wyjścia, misyjnego otwarcia, zaangażowania na rzecz przyprowadzenia ludzi oddalonych. A jeśli tego nie ma, to oznacza, że wspólnota jest chora. W tym kontekście ważna jest wzajemna otwartość i współdziałanie kapłanów i świeckich. Mamy szansę odkrycia roli świeckich, póki jeszcze mamy w Polsce dużo księży. Kapłani potrzebują świeckich, a laikat kapłanów. Kościół to wspólnota, dom i szkoła komunii.
Misyjne przeobrażenie Kościoła – Kościół nie może być skoncentrowany tylko na zachowaniu obecnego stanu, w jakim się znajduje, będąc zadowolonym z samego siebie. Musi go cechować twórczy niepokój, który prowadzi do stawiania sobie pytań – co zrobić, by wierzyli głębiej ci, którzy są już w Kościele? Co zrobić, by ci, których nie ma, przyprowadzić do wiary i Kościoła? Zakłada pytanie o ludzi oddalonych, potrzebujących, umierających bez sakramentów. Oznacza poznanie trudów ludzi uciemiężonych przez życie i głosu cierpiących oraz wykluczonych. Zakłada duszpasterstwo otwarte i odważne także wobec tych wykluczonych, wymaga wrażliwości na tych, którzy są na peryferiach społeczeństwa, także na marginesie duchowym. To jeszcze jednak za mało. Nie wystarczy przyprowadzić zagubionych. Trzeba mieć do czego – potrzeba wspólnot kościelnych, wspólnot wzrostu, w których można pogłębiać to, w co się uwierzyło. Przeobrażenie Kościoła oznacza kreatywność, czyli szukanie nowych dróg dotarcia do ludzi. Nie chodzi jednak tylko o szukanie nowych form i metod, ale i odnajdywanie potencjału w sobie. Potrzeba też ożywiania rzeczywistości dawnych, sprawdzonych, trochę jakby przestarzałych, jak np. formy pobożności ludowej odgrywające bardzo ważną rolę w przekazie doświadczenia Boga.
Nawrócenie pastoralne – stanowi przeciwieństwo duszpasterstwa wygodnego, czyli dążenia do tego, by mieć „święty spokój”. Dotyczy nie tylko osób duchownych i konsekrowanych, ale także – na równi – świeckich, choć siłą rzeczy, jako że duszpasterze mają większą odpowiedzialność, to do nich szczególnie odnosi się ten termin. Nawrócenie ma dotyczyć jednak i pasterza i owiec. Przemiana duchownych przekłada się na przemianę wspólnot, na których czele stoją.
Nawrócenie pastoralne to przemiana myślenia – nie zatrzymywanie się nad tym, co osiągnęliśmy i zbudowaliśmy w Kościele, lecz będąc przemienionymi i dotkniętymi Bożą łaską, wychodzenie ku tym, którzy nie słyszeli o Ewangelii. Istotne tu jest odkrycie tożsamości chrześcijanina, bo mentalność misjonarza ma mieć każdy wierzący. Bycie nim zobowiązuje, gdyż uczeń Chrystusa nie może zostawić dla siebie bogactwa wiary. Wypływa to z daru chrztu św. Człowiek ochrzczony ma już w sobie łaskę i zdolność dzielenia się wiarą. Nie trzeba mu zewnętrznie nadawać prawa do głoszenia Chrystusa, tylko pomóc mu odkryć to, co ma w sobie od momentu chrztu. Wszyscy ochrzczeni są równi w godności i działaniu, choć sposób działania jest różny, zgodnie z powołaniem danej osoby.
W kontekście nawrócenia pastoralnego istotne jest przyglądanie się strukturom kościelnym, które są ważne, ale tylko wtedy, gdy służą misji. Jeśli struktura służy sama sobie, to do niczego nie prowadzi i trzeba ją zmienić albo zlikwidować. Ewangeliczna scena rozebrania dachu, by przez otwór spuścić paralityka do stóp Jezusa, jest obrazem rozebrania struktury, która nie służyła doprowadzeniu tego człowieka do Zbawiciela.
Radość – wypływa z doświadczenia bliskości Boga i tego, że On zawsze jest przy mnie i że jestem przez Niego kochanym, niezależnie od tego, co mnie spotyka. Radość nie oznacza braku zmartwień, ale świadomość, że Bóg jest ze mną w każdej sytuacji życia. Jej fundamentem jest ufność. Radość z jednej strony prowadzi nas do wyjścia – dzielenia się tym, że się spotkało Boga, ale zarazem jest owocem wyjścia, gdyż dawanie świadectwa rodzi w człowieku radość. Wiara umacnia, gdy jest przekazywana. Tak samo radość wzrasta, gdy się nią dzielimy, wraca do tego, kto się nie dzieli.
Towarzyszenie – oznacza dostrzeżenie człowieka w jego konkretnej sytuacji, nie w takiej, jak byśmy chcieli, by był, ale w jakiej jest rzeczywiście. Oznacza bycie z człowiekiem w jego troskach i radościach. Chrześcijan ma być otwarty, by spotkać drugiego człowieka w jego człowieczeństwie, pomagając mu odkryć jego godność. Następnie ma człowieka poznać, by go zrozumieć, by dalej móc towarzyszyć na drodze jego rozwoju. Towarzyszenie zakłada szacunek dla drogi, jaką Bóg go prowadzi, przyjęcie go w jego ograniczeniach i umiejętność czekania – bez osądzania, aż dojdzie do zrozumienia. Towarzyszenie każdemu na jego drodze ma być wytrwałe. Należy dać ludziom czas, by się otworzyli, zwłaszcza tym, którzy mają trudniejsze doświadczenia Kościoła. Musi to być postawa wsłuchiwania się i dialogu.
Uczeń-misjonarz – to dwie strony jednego medalu. Jeśli jesteś chrześcijaninem, to dzielisz się wiarą i nie chowasz światła pod stół. Nie można być prawdziwym uczniem, nie mając w sobie postawy misyjnego wychodzenia do drugich. Misyjność, wychodzenie nie jest dodatkiem, ale istotą wiary. Zarazem nie można być misjonarzem, zapominając o tym, że samemu jest się uczniem w drodze. Przez misyjność wzrastamy w byciu uczniem. Oba te elementy to znaki dojrzałości postawy chrześcijańskiej i sprawdzian wiary.
Wyjście – odnosi się do konieczności wyjścia poza to, co jest wygodne, do czego się przyzwyczailiśmy w Kościele. Po grzechu pierworodnym jesteśmy mocno zatrzymani w sobie, boimy się wyjść poza. Papież zachęca, byśmy otwierali się łaskę i przekraczali nasze ograniczenia, niepokoje. To wychodzenie zakłada pobrudzenie sobie rąk, w myśl wielokrotnie powtarzanych przez papieża słów: „Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa”.
Kościół jest nieustannie zaproszony do tego, by nie był tylko zajęty swoimi sprawami, ale by wychodził poza siebie. Jednak, by wyjść, potrzeba bliskiej relacji z Jezusem. To, co się dzieje między nami a Panem Bogiem, owocuje w naszym wyjściu. Promieniuje, zaraża innych. Człowiek świecki, przemieniony działaniem Boga, promieniuje wokół siebie i wzbudza w innych, np. znajomych w pracy, pytanie: „Dlaczego on tak pięknie żyje?”. Nie trzeba w co drugim zdaniu mówić „Jezus”, „wiara”, „Kościół”. Czasem wystarczy tylko być rzetelnym pracownikiem, człowiekiem dobrym, uczciwym, uczynnym, uśmiechniętym – to wówczas prowokuje innych do zastanowienia się nad źródłem takiej postawy i może być przyczynkiem do rozmowy na temat wiary. Należy jednak być świadomym, że często będzie na odwrót i nasze świadectwo nie spotka się z przyjęciem i życzliwością. To propozycja, na którą drugi człowiek w wolności odpowiada. Wyjście oznacza także skierowanie się do środowisk niekościelnych, by z nimi współpracować, na ile jest to możliwe, na rzecz dobra człowieka.
W wychodzeniu istotne są formy otwarcia. I z jednej strony trzeba szukać nowych, które ogólnie można ująć jako „wychodzenie na ulice”, a z drugiej wykorzystać te już dostępne, kiedy ludzie sami przychodzą. Przykład może stanowić katecheza dorosłych przed chrztem dziecka. Nie może się ona sprowadzić jedynie do instrukcji liturgicznej, ale powinna zakładać głoszenie kerygmatu, zwłaszcza wtedy, kiedy rodzice dziecka żyją obok Ewangelii. Zarazem nie można odrzucić tradycyjnych form duszpasterstwa. Ksiądz nie może zarzucić katechezy, dyżuru w konfesjonale itp. i „wyjść na ulice”. Musi tamto zachować, ale ma to być przesycone mentalnością wyjścia do człowieka. Zestawiając to z Ewangelią, nie można być zadowolonym z faktu, że mamy 99 owiec, i nic nie robić. Należy z jednej strony pogłębiać wiarę tych, którzy są, a zarazem szukać tej owcy zagubionej. Co więcej, powinno być tak, że te 99 same będą chciały i pójdą szukać tej zagubionej.