Wspomina kard. Henryk Gulbinowicz, arcybiskup metropolita wrocławski w latach 1976–2004
W tym roku mija 60 lat od chwili, gdy zostałem przedstawiony ks. prof. Karolowi Wojtyle na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Chciałem go poznać. Spotkaliśmy się – dzięki moim kolegom z KUL-u – w sali wykładowej. Przedstawiłem się jako ksiądz pochodzący z Wilna. Wtedy, pamiętam, rozpoczął rozmowę o niezwykle mi bliskiej Matce Boskiej Ostrobramskiej, którą miał okazję kiedyś odwiedzić.
Różnica wieku między księdzem profesorem a studentami była niewielka (ode mnie był starszy zaledwie o trzy lata), z czego wynikały zabawne sytuacje. Pamiętam, staliśmy kiedyś na uczelni w grupie, razem z ks. Wojtyłą. Było półrocze, czas zaliczeń. Koleżanka zaczęła zastanawiać się, jak zdobyć zaliczenie u prof. Wojtyły. On powiada: „A ty nigdy nie byłaś na wykładach księdza profesora?” Ona szczerze: „Nigdy nie byłam, bo ja wiedziałam, że ksiądz profesor ma ciężkie wykłady”. A prof. Wojtyła na to: „Daj ten indeks, może coś załatwię”. I wpisał jej zaliczenie. Jak ona zobaczyła podpis Wojtyły, oniemiała z zaskoczenia i chyba trochę się zawstydziła. Nie powiedziała nawet „dziękuję”. Po prostu uciekła. Ktoś z grupy zwrócił uwagę, że przecież ani razu nie była na wykładzie. Na co ks. prof. Wojtyła powiada: „Ja ją spotkam na egzaminie i to wtedy sprawdzę, ile wie”. Z tego spotkania nauczyłem się, że nigdy nie należy przekreślać człowieka. Bo my przecież wszystkiego o tym człowieku nie wiemy. Karol Wojtyła tym właśnie zjednywał serca ludzi: cierpliwością, życzliwością, nieprzekreślaniem człowieka. Później współpracowaliśmy w ramach duszpasterstwa młodzieży, organizując wymianę młodzieżową między Białymstokiem (gdzie byłem wtedy administratorem apostolskim) a Krakowem. Czasem spotykaliśmy się na jeziorach mazurskich (oj, władze komunistyczne bardzo tego nie lubiły). Te reminiscencje wypraw ks. Wojtyły z młodzieżą odnaleźć możemy dużo później, gdy jako papież w 1983 r. odwiedził Wrocław. Przed jego przyjazdem zastanawiałem się, jaką przyjemność mu sprawić. I wreszcie doszliśmy – wraz ze znajomym – do tego, że papież jako duszpasterz akademicki pokazywał młodzieży Dolny Śląsk i że kilka razy pielgrzymował do sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej koło Międzygórza. Myślę sobie: „Może sprawiłoby mu to radość, gdyby właśnie na tę figurę włożył korony papieskie?”. Rozpocząłem starania w Rzymie, otrzymałem pozwolenie. A jaka była reakcja papieża! Podczas uroczystości widziałem, z jakim ogromnym uczuciem malującym się na twarzy wkładał korony na skronie figury. Potem wziął mnie za rękę i powiedział: „Trafiłeś w dziesiątkę. Ja byłem u niej siedem razy (jeżeli mnie pamięć nie myli)”. I zwilgotniały oczy papieża. Wydawało mi się, że przynosi do Maryi w stojącym przed nim symbolu nie tylko radości, ale także swoje ludzkie kłopoty.
Osobiście uważam, że my, mieszkańcy Dolnego Śląska, bardzo przyczyniliśmy się do wyboru kard. Wojtyły na papieża. Gdy Jan Paweł I zmarł i zaczęły chodzić słuchy między duchownymi, że – być może – na Stolicę Piotrową zostanie wybrany któryś z polskich kardynałów, zaprosiłem wszystkich mieszkańców naszej archidiecezji, żeby modlili się w intencji wyboru do naszej św. Jadwigi Śląskiej. I co? Właśnie w jej święto, 16 października, zostaje wybrany papież! Powiedziałem do Ojca Świętego: „Czy Wasza Świątobliwość zdaje sobie sprawę, że to dzięki modlitwom Dolnego Śląska i wstawiennictwom św. Jadwigi tak wszystko ładnie poszło? A on spojrzał żartobliwie: „Heniu, ty coś kręcisz…”
Humorem nasycone było także nasze spotkanie w Rzymie, już po Kongresie Eucharystycznym we Wrocławiu. Pojechałem, by podziękować i zapytać półżartem: jaką chce za to nagrodę. A że na obiedzie na Watykanie należy zachować etykietę, w stosownym czasie mówię: „Proszę Waszej Świątobliwości, czy mogę prosić o radę?”. A on powiada do mnie: „Próbuj, Heniu”. „Dobrze. Wasza Świątobliwość tak wiele dokonał dla Dolnego Śląska jako biskup, kardynał, papież. Czy Wasza świątobliwość chce pomnik czy coś innego? Zapadła cisza. Po długim milczeniu papież powiada: „Słuchaj, Heniu, ja nie mogę wybrać, bo nie wiem, co to jest: co innego”. Więc mówię, że chcielibyśmy zbudować dom Jana Pawła II – miejsce, w którym mogliby znaleźć gościnę ci, którzy przyjeżdżają zwiedzić Wrocław, a w części – studenci PWT, którzy nie mają własnego akademika. I wtedy papież powiada: „To drugie lepsze”. A ja na to: „Ale to drugie droższe”. Uśmialiśmy się, bo rzeczywiście wyrwałem się z tym komentarzem niepotrzebnie.
Wysłuchała: DN.
Pełne teksty artykułów „Przewodnika Katolickiego” w Internecie ukazują się po 10 dniach od daty wydania drukiem.