90 lat temu reforma Władysława Grabskiego przywróciła na odzyskanych ziemiach polskich wspólną walutę – złotego. Stworzyła ona podstawy nowoczesnego systemu monetarnego młodego państwa i była jednoznacznym nawiązaniem do rodzimej, polskiej tradycji. Warto poznać historię naszej złotówki, szczególnie teraz, gdy tak często dyskutuje się o zastąpieniu jej walutą Unii Europejskiej.
Od 1918 r. w II Rzeczypospolitej środkiem płatniczym była marka polska (mkp), jako pozostałość po czasach okupacji niemieckiej z I wojny światowej, drukowana przez Polską Krajową Kasę Pożyczkową. Nazwa tego pieniądza nie była związana z naszą niezależną historią, miała pochodzenie okupacyjne. Dodatkowo, szalejący spadek jej wartości, wręcz rujnujący fundamenty państwa i rodzin, ujawniał konieczność zmian i reform.
A mógł być lech
W sejmowych dyskusjach dotyczących nazwy proponowano lecha, pola, ostatecznie sięgnięto do nazwy z czasów I Rzeczypospolitej – złotego (złp). Złotym określano już w XIV w. dukaty. A Sejm w 1496 r. przyjął uregulowanie złotego, dzieląc go na 30 groszy. Również czas wielkich reform państwa z okresu Stanisława Augusta Poniatowskiego objął i złotego. Czyli nazwa ta ma swoją długą historię i jest w grupie najstarszych używanych obecnie nazw walut świata! 20 stycznia 1924 r. ukazało się podpisane przez prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego „Rozporządzenie w przedmiocie systemu monetarnego”, ustanawiające polską walutę – złoty. 29 kwietnia 1924 r. po koniecznych przygotowaniach wprowadzono do obiegu ten polski pieniądz.
Ambitne plany
W pierwszej kolejności władze polskie pragnęły stabilizacji wewnętrznej, która zapewni bezpieczny i zrównoważony budżet, umożliwi uspokojenie nastrojów społecznych i zapewni bieżące działanie polskiej gospodarki, a w dalszej kolejności zostaną podjęte działania rozwojowe. Dlatego należało najpierw wprowadzić własny już polski program skarbowy, następnie zreformować bankowość, wprowadzić walutę i reformę rolną oraz przystąpić do budowy krajowego przemysłu i nauki. Trzeba zaznaczyć, że to wszystko działo się w obliczu niebywałych zniszczeń wojennych ziem polskich, zrujnowane były mieszkania, przemysł i rolnictwo. Odrodzona Rzeczpospolita była ruiną. Przytoczę wyliczenia Melchiora Wańkowicza: zniszczono prawie dwa miliony budynków, a w ponad 75 tysiącach budynków niemieszkalnych, jak chlewy, szopy, stodoły z powodu zniszczeń mieszkali ludzie. Zniszczono całkowicie ponad połowę przedwojennego taboru kolejowego, 390 dużych i ponad 2 tysiące małych mostów i ponad 60 proc. dworców. Przemysł zdewastowano na kwotę około miliarda ośmiuset milionów złp (stan na 1939 r.), zabito lub zarekwirowano ponad 4 miliony sztuk bydła, 130 milionów metrów sześciennych drewna wywieziono bez odszkodowań (M. Wańkowicz, Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym). W tych trudnych czasach przyjęto podstawowe założenie: budować w oparciu o własny kapitał, a z finansjery obcej korzystać tylko w ostateczności.
Powstaje Bank Polski
Ta reforma była głębsza i miała szersze odniesienie. De facto uporządkowała ówczesny polski system. Z tym wiązały się działania na kilku płaszczyznach, oczywiście gospodarczej, podatkowej, ale i monetarnej. 11 stycznia 1924 r. utworzono Bank Polski, jako spółkę akcyjną, który miał być emitentem nowych pieniędzy i realizować politykę walutową państwa. Zgromadzono wymagane środki do jego istnienia, co nie było proste w niewyobrażalnie zrujnowanym kraju i przy olbrzymim deficycie budżetu, który w 1921 r. osiągnął 155 proc. PKB, w 1922 r. – 94 proc. PKB, a w 1923 r. dołączyła do tego wielka inflacja, która w skali dnia sięgała nawet kilkuset procent. Kapitał Banku Polskiego przyjęto na poziomie 100 mln zł, potem podwyższono do 150 mln, podzielono na akcje po 100 złp, które mogli nabyć również obywatele. Zreformowano i wzmocniono sektor tzw. banków państwowych: Pocztowa Kasa Oszczędnościowa, Bank Gospodarstwa Krajowego, Państwowy Bank Rolny.
Stabilizacyjny plan Grabskiego
Z reformą walutową, ściślej z „planem stabilizacyjnym” wiąże się postać Władysława Grabskiego. To osoba wybitna, polski polityk, ekonomista, związany ze środowiskiem narodowym, wówczas nazywanym Narodową Demokracją. Był premierem dwukrotnie, a w latach 1923–1925 jednocześnie premierem i ministrem skarbu, gdy wprowadzano nowy pieniądz. W tym celu 11 stycznia 1924 r. Sejm RP przyznał gabinetowi Grabskiego nadzwyczajne pełnomocnictwa.
Współpracował z doskonałymi fachowcami i znanymi ekonomistami. W owym czasie możemy mówić o dużym potencjale polskiej nauki ekonomicznej. Wielu wróciło do odrodzonej Ojczyzny i swoje zdolności poświęcili krajowi. Bliski współpracownik Grabskiego, niezwykle ważny w kontekście tych działań, to Jerzy Zdziechowski. Jego rola była niezwykle istotna, szczególnie po odejściu Grabskiego, gdy kierował polską polityką walutową. Inni ekonomiści zaangażowani w reformy to m.in.: Feliks Młynarski, Stanisław Karpiński, Jan Kanty Steczkowski czy związany z Poznaniem Józef Zajda.
Gabinet Grabskiego wprowadził również, o czym mało się współcześnie mówi, specjalne regulacje fiskalne, m.in. zastosowano podatek przychodowy i dochodowy, a dotychczasowy podatek inflacyjny zastąpiono specjalnym majątkowym, płaconym jednorazowo od posiadanych dóbr o wartości powyżej 10 tys. złp Podniesiono stawki za przewozy PKP. Zastosowano ostre cięcia w administracji państwowej, m.in. zwalniając blisko 30 tys. urzędników. Wprowadzono mechanizmy usprawniające egzekucję podatków. Cała ta gama reform była wręcz konieczna, by chronić państwo od katastrofy gospodarczej i niewypłacalności. To dało podstawy, aby kolejne działania można było przeprowadzić własnymi środkami, bez uzależnień od obcego kapitału i położyć podwaliny pod rozwój kraju.
Wymiana i kontrowersje
29 kwietnia 1924 r. dokonano wymiany pieniądza. Nowa polska waluta została oparta na parytecie złota, przyjęto, że 1 złp ma równowartość 0,2903 gram czystego złota. Ustalono kurs wymiany likwidowanej marki polskiej do złotego na 1 800 000 mkp do 1 złp, kurs złotego do dolara na 5,18 złp, a złotego do franka szwajcarskiego na 1:1. Grabski był zwolennikiem sztywnego kursu walutowego. To wyzwalało największe kontrowersje. Utrzymywanie twardego kursu złotego, który proponował, z jednej strony dawało poczucie stabilizacji, z drugiej jednak zmniejszało konkurencyjność polskich produktów. Pojawiły się spory. Po dymisji Grabskiego, w następnym okresie Zdziechowski jako zwolennik uwolnienia kursu kieruje polityką walutową kraju.
Dyplomatyczny majstersztyk
Ta róża miała kolce i to spore. Duże wahania kursowe sięgały aż 11 złp za dolara, które udało się jednak ustabilizować. Brak własnego kapitału, wojna celna z Niemcami, finansjera światowa (niemiecka, francuska, amerykańska, włoska, brytyjska) starała się osłabiać polskie samodzielne działania. Dlatego Polacy starali się prowadzić niezależne rozmowy z nimi, wykorzystując często ich własne konflikty i animozje. Odbywały się spotkania m.in. z Walterem Edwinem Kemmererem, Beniaminem Strongiem, z przedstawicielami Bankers Trust Co. czy włoskiego BCI. A chodziło nam o kredyty, głównie stabilizacyjne, a im o dominację gospodarczą.
Zabrakło kilku lat
Reformy przeprowadzone pod kierunkiem Władysława Grabskiego, mając na uwadze bardzo ciężkie ówczesne polskie realia, należy uznać za właściwe i zasadne. Przyniosły pożądane efekty. Uderzały w pewnym stopniu w najzamożniejsze sfery społeczne podatkiem majątkowym, co rzecz jasna wzbudzało niezadowolenie. Jednak obiektywnie oceniając kierunek oraz założenia tych wielkich reform: skarbowej, walutowej i w kontekście wielu lat gospodarczej, przyniosły pozytywne efekty, dały stabilizację i późniejszy rozwój kraju.
Ówcześni ekonomiści i finansiści polscy kierujący polską gospodarką przenosili na nasz grunt szereg koncepcji i rozwiązań, jak chociażby zasadę interwencjonizmu państwa. Ale nie bezkrytycznie, dostosowywali je do własnych uwarunkowań. Zachowywali niezależność, budowali polską gospodarkę i system walutowy. Potrafili korzystać z przywileju posiadania mechanizmów własnego państwa, także w skali ekonomicznej i monetarnej, wykorzystywać status własnej waluty i nim stymulować gospodarkę. Z czasem złoty uzyskuje opinię dobrego pieniądza, nawet w okresie wielkiego kryzysu. Jednak zabrakło kilku lat, aby owoce tych prac przełożyły się na różne sfery życia społeczeństwa.
W II RP zdecydowanie kierowano się zasadą suwerenności i niezależności politycznej, militarnej, gospodarczej i monetarnej państwa. Zdawano sobie sprawę z trudności i nie mamiono współobywateli jakąś cudowną drogą do dobrobytu. Wiedza, determinacja w pracy dla państwa przynosiły efekty. Tak wyglądała odpowiedzialna praca dla społeczeństwa i kraju.
komentarz Michał Bondyra:
Zwolennicy reformy przeprowadzonej dziewięć dekad temu przez Władysława Grabskiego jednym tchem wymieniają jego zasługi: opanował szalejącą hiperinflację (ceny w 1923 r. potrafiły wzrosnąć w ciągu dnia nawet o kilkaset procent!), przeprowadził sanację skarbu państwa i po latach powrócił do złotego, wykorzystując do tego celu głównie środki własne, umiejętnie prowadząc przy tym międzynarodową grę zmierzającą do pozyskania kredytów, które nie uzależnią II Rzeczypospolitej gospodarczo od krajów Ligi Narodów. Nie można nie doceniać także decyzji o powstaniu Banku Polskiego, który od tamtego czasu do dziś emituje polską walutę i wpływa na naszą politykę monetarną. Ale w tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu. I to sporych rozmiarów. Bo uratowanie finansów publicznych państwa odbyło się kosztem obywateli – płacących olbrzymie podatki – rujnując w praktyce ich oszczędności. Wspominając dokonania Grabskiego teraz, gdy elity rządzące wpychają nasz kraj do strefy euro, dobrze jest pamiętać o tej drugiej stronie medalu. Bo nie można reformować kraju kosztem jego obywateli.
Nie ma powodu byśmy byli w euro
Z Andrzejem Sadowskim, wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Michał Bondyra
Minęła właśnie 90. rocznica reformy walutowej wprowadzanej przez Władysława Grabskiego, porządkującej gospodarkę skarbową młodego polskiego państwa po wojnie. Co ciekawe, zbiega się to z deklaracją prezydenta Bronisława Komorowskiego o naszej gotowości do rychłego wstąpienia do strefy euro...
– Wciąż żyjemy mitem reformy Grabskiego jako tej, która uzdrowiła finanse publiczne. Ona je faktycznie uratowała, rujnując jednak przy tym finanse polskiego społeczeństwa. Rząd bowiem ustalił wymianę pieniędzy jednoznacznie niekorzystną dla obywateli. Nazywanie więc tego reformą walutową jest tym samym co nazywanie reformą walutową tego, co robiły władze komunistyczne w latach 50. XX w., wymieniając pieniądze obywateli tak, że zredukowano ich oszczędności. Skoro teraz fałszywą wiedzę na temat reformy Grabskiego rozpowszechnia się po stronie czynników rządowych w Polsce, można też wyciągnąć fałszywe wnioski co do korzyści związanych z obecnością Polski w unii monetarnej. Na razie nie ma żadnego merytorycznego powodu, który miałby sprawić, byśmy znaleźli się w strefie euro.
Zwolennicy dokonań Grabskiego mówią o ujednoliceniu waluty w Polsce bez konieczności zaciągania dużych pożyczek za granicą, które mogły uzależnić naszą gospodarkę od Ligii Narodów.
– Nie patrzy się na drugą stronę bilansu tej reformy. Problem polega na tym, że nie zaciągnięto co prawda kredytu na zewnątrz, ale zaciągnięto go w polskim społeczeństwie. To ono zapłaciło własnymi oszczędnościami za tę tzw. reformę. Realizowano zobowiązania, wprowadzono wspólną walutę na terenie całego kraju. Zgoda. Ale tak naprawdę wielowalutowość nikomu nie przeszkadzała, bo nie jest ważne, w jakiej walucie mam swojej oszczędności, a jaka jest ich faktyczna wartość. Prawda jest taka, że polskie oszczędności przez działania Grabskiego zostały radykalnie zredukowane.
Polska w strefie euro nie straci na suwerenności ekonomicznej? Przecież po wejściu do eurolandu Europejski Bank Centralny przejmie od Narodowego Banku Polski funkcję emisyjną i ustalenia oraz możliwość realizacji polityki pieniężnej.
– To prawda. Najpierw trzeba jednak zapytać, jaki jest sens przyjmowania euro? Robienie tego tylko dlatego, że ktoś kilkanaście lat temu abstrakcyjnie się na to zgodził nie ma sensu. Owszem, wejście do unii monetarnej było jednym z warunków przystąpienia do UE, ale nie w momencie, w którym poziom naszej gospodarki nie uzasadnia przyjęcia wspólnej waluty. Grecka gospodarka nie była gotowa, by wejść do strefy euro, podobnie jak gospodarka Portugalii, czy nieco lepiej prezentująca się gospodarka Hiszpanii. Katastrofalne skutki takich posunięć w tych krajach widzimy do dziś. Nie można mówić o abstrakcyjnych terminach, bo data wejścia jest sprawą trzeciorzędną, techniczną. Kluczowe jest bycie na odpowiednim poziomie rozwoju gospodarczego.
Pytanie, czy jak dojdziemy do odpowiedniego poziomu rozwoju gospodarczego, strefa euro wciąż będzie istniała?
– To nie nasz problem. Jeśli osiągniemy poziom pozwalający nam przyjąć wspólną walutę, a strefy euro już nie będzie, to tylko potwierdzą się przypuszczenia części noblistów i ekonomistów, że euro powstało tylko z pobudek politycznych, a nie ekonomicznych.
Lepiej być w silnym bycie
Dr Grzegorz Szczodrowski,
ekspert w obszarze finansów publicznych, Instytut Sobieskiego
– Złotówka to dobra waluta, cieszy się autorytetem, do tej pory wyszliśmy na niej lepiej niż kraje mające euro, ale tylko dlatego, że kraje strefy nie wiedziały, jak poradzić sobie z kryzysem w tak różnych uwarunkowaniach narodowych gospodarek. My też jednak nie do końca przeszliśmy przez ten kryzys suchą nogą. Świadczy o tym potężny przyrost długu publicznego i kłopoty budżetowe. Względny spokój osiągnęliśmy więc „na kredyt” – spłacać go będziemy my i kolejne pokolenie. Optymistycznie zakładając, kryzys w strefie euro może ją wzmocnić. Lepiej być w silnym bycie ekonomicznym mającym jeden system walutowy. Na walutach – nawet mocnych, przy gospodarkach o relatywnie niskich potencjałach łatwiej dokonywać można spekulacji.
wysłuchał MB