Fascynująca jest biblijna opowieść o pojedynku Dawida z Goliatem: Filistynem, zadufanym w sobie olbrzymem. Walkę tę wygrał Dawid, przeciwstawiając bezdusznej sile inteligencję, wiarę i wolę. Imiona uczestników i ich pojedynek od wieków symbolizują konflikt odmiennych wartości, dwojaki stosunek do wiary.
W dzisiejszym świecie nie brakuje przykładów na to, że zło można pokonać dobrem. Walka Dawida z Goliatem ożywa w działaniach ludzkich podczas ekstremalnych sytuacji, takich jak np. tsunami, trzęsienia ziemi itp. Strażacy, żołnierze, ratownicy nie zastanawiają się, czy wygrają walkę z żywiołem, lecz ze wszystkich sił starają się ratować ludzkie życie i dobytek. Goliatem jest tu zwyczajny ludzki strach. Oni potrafią go pokonać; wymaga to głębokiej wiary w słuszność postępowania, jest przejawem heroicznej miłości bliźniego i odpowiedzialności, czyli uświadomionej konieczności.
Można by wymienić wiele przykładów walki Dawida z Goliatem, jakie toczą się każdego dnia. Chciałbym wspomnieć o sportowcach, o ich wysiłku i walce ze słabościami. Przecież mistrzowie nie zawsze byli mistrzami. Sukces poprzedzały lata systematycznego treningu, a zawodnik dziesiątki razy musiał z czegoś rezygnować, wyrzekać się wielu rzeczy.
Jestem uczniem gimnazjum. Każdy z rówieśników i starszych kolegów, który mimo nacisku środowiska potrafi np. powstrzymać się od picia alkoholu czy zażywania narkotyków, dla mnie jest jak Dawid. Jeżeli umie sprzeciwić się, gdy w jego obecności ktoś przeklina, gdy mimo rzucanych gróźb nie daje się namówić do udziału w kradzieży, jest jak Dawid. Naszym, uczniów, najważniejszym zadaniem jest nauka. Wiedza do opanowania jest tak ogromna, że przypomina Goliata. Naprzeciw niej stają zastępy dawidów: uczniowie. Okazuje się, że jeśli ktoś naprawdę chce się uczyć, jest systematyczny, to jednak udaje mu się tę wiedzę przyswoić!
Wyjątkową formą walki Dawida z Goliatem jest choroba i cierpienie. Mój dziadek bardzo długo i ciężko chorował. Nie mógł oddychać, ale nigdy się nie skarżył. Cierpienie znosił z pokorą, uśmiechał się do nas. Myślę, że wiedział, iż niebawem umrze. Bardzo mi go brak, chociaż wiem, że jest szczęśliwy w niebie. Chorują także mój drugi dziadek i babcia. Są już starzy, nie mogą pozostawać bez opieki. Razem z rodzicami stale się nimi opiekujemy, pomagamy przygotowywać posiłki, podajemy lekarstwa. W nocy też ktoś musi z nimi być. Przeważnie to jestem ja. Mówią, że czują się ze mną bezpieczniej, a kiedy dzieje się coś złego, mogę zadzwonić po pomoc do rodziców. Przyznam się, że czasem wolałbym zostać w domu, ale gdy tak myślę, to zaraz przypominam sobie, że kiedy byłem mały, to oni się mną opiekowali: całym sercem! Teraz jest mój czas.
I jeszcze jedna moja walka, którą czasem przegrywam. Wiem, że powinienem w niedzielę iść na Mszę św. I chcę tam być. A jednak zdarza się, że zamiast w kościele jestem gdzieś tam, z kolegami. Albo siedzę przed komputerem. Walczę z tą słabością, jest wstyd przed Bogiem i przed samym sobą, że ulegam tak banalnym pokusom. Jednak jeśli pokonam grzech lenistwa, będąc w kościele, czuję radość, zadowolenie z gry rozegranej czysto i na moją korzyść. Ani ksiądz przy ołtarzu, ani siedzące obok mnie osoby nawet nie domyślają się, że jest tu z nimi cichy zwycięzca. Tylko Pan Bóg widzi Dawida.
Opowieści Wojtka Różańskiego wysłuchała Barbara Sawic