Logo Przewdonik Katolicki

Getto warszawskie - życie za murem

Weronika Stachura
Fot.

Jednym z etapów realizacji ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej było wprowadzenie w życie 12 października 1940 r. rozporządzenia szefa dystryktu warszawskiego Ludwika Fischera o utworzeniu getta w Warszawie.


Jednym z etapów realizacji „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej było wprowadzenie w życie 12 października 1940 r. rozporządzenia szefa dystryktu warszawskiego –  Ludwika Fischera o utworzeniu getta w Warszawie.

 

Preludium do likwidacji

W okresie międzywojennym Warszawa była największym skupiskiem Żydów w Europie i drugim co do wielkości, po Nowym Jorku, w skali świata. Żydzi, liczący wówczas prawie 30 proc. ogółu mieszkańców stolicy, stanowili charakterystyczną grupę społeczną Warszawy, wywierającą znaczący wpływ na jej kulturę i gospodarkę. Postępowanie niemieckich władz wobec wyznawców religii mojżeszowej już w pierwszych tygodniach II wojny światowej pozwalało sądzić, że to właśnie ludność żydowska stanie się obiektem jej szczególnej nienawiści. Z każdym miesiącem coraz bardziej dało się to odczuć. Gradacja okrucieństwa wobec Żydów była prowadzona systematycznie i konsekwentnie. Najpierw wprowadzono zakaz posiadania  przez Żydów sumy większej niż 2000 zł w gotówce, potem nakaz przymusowej pracy, pozbawiono ich także dzierżawy własnych przedsiębiorstw. Zakazano im wstępu do publicznych lokali, chodzenia po „lepszych ulicach”. Nie trzeba dodawać, że każde - nawet najmniejsze - odstępstwo od któregoś z nakazów wiązało się z publicznym ośmieszaniem, biciem, upokarzaniem czy znęcaniem się. Dopiero jednak zarządzenie o utworzeniu żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, o którym warszawiacy dowiedzieli się z ulicznych megafonów 12 października 1940 r., stanowiło rzeczywiste extremum hitlerowskiej polityki wobec wyznawców religii mojżeszowej. Na terenie o powierzchni zaledwie 2,6 km2, otoczonym murem dodatkowo wzmocnionym u góry drutem kolczastym, zgromadzono niemalże 400 tys. Żydów z Warszawy i okolic. W kwietniu 1941 r. ich liczba wynosiła już 460 tys., a granic getta strzegły uzbrojeni żołnierze Wehrmachtu.

 

W połowie drogi

Choć dzisiaj wydaje nam się to niewyobrażalne, niektórzy Żydzi wieść o utworzeniu getta przyjęli z ulgą, utożsamiając je z końcem ciągłego ukrywania się i niepewnością. Izolację od reszty miasta postrzegali w kategoriach iluzorycznego poczucia bezpieczeństwa, które, jak się później okazało, było celowym zabiegiem niemieckiej polityki. Swoistym kamuflażem dla rzeczywistego planu zagłady ludności żydowskiej. Jak zauważa Barbara Engelking w książce Zagłada i pamięć: „getto było o wiele mniej odizolowane od reszty społeczeństwa niż obozy koncentracyjne, funkcjonowało przy <<półotwartej kurtynie>>. Wydaje się, że doświadczenie getta właśnie dlatego jest trudne do zrozumienia, że getto nie było obozem koncentracyjnym. Obozy bowiem były pewną logiczną konsekwencją ustroju totalitarnego (...). Getto zaś było jakby w połowie drogi między normalnym światem – nie tak od niego jak od obozów odległym – a obozem właśnie”. Nie znaczy to jednak, że nakazy obowiązujące za murem oraz warunki, w tym zwłaszcza bytowe, nie determinowały w okrutny sposób rzeczywistości getta, którego ludność tak naprawdę żyła wprost na ulicy. Codzienność pojedynczych osób stawała się udziałem całej społeczności. Brak choćby skrawka wolnej przestrzeni, jęki i rozpaczliwe krzyki, fatalny stan sanitarny, w wyniku którego w zawrotnym tempie rozprzestrzeniały się czerwonka, dur brzuszny i plamisty, a także tyfus to obraz getta z Tajnego państwa Jana Karskiego. Dodatkowym - i to z premedytacją wybranym przez Niemców - orężem w walce o pozbawienie ludzkiej godności Żydów był głód. W przejmujący sposób dał temu wyraz żydowski pisarz Lejb Goldin w swoim eseju Kronika jednej doby: „jeść, jeść... Teraz to ciągnie nie od żołądka, lecz od podniebienia, od skroni. Gdybyż to choć pół ćwiartki chleba. Choćby kawałek skórki, niechby spalonej, czarnej, zwęglonej. Zwlekam się z łóżka, łyk wody daje ulgę, tłumi na moment głód (...)”.

 

Pozory normalnego życia

Głód, choroby, rozpacz bez granic i wszechobecna śmierć to kolejne imiona getta. W świecie, w którym codziennie toczyła się z góry przegrana walka o egzystencję, w którym za wszelką cenę dążono do zdegradowania do minimum potrzeb człowieka, wydawać by się mogło nie było cienia nadziei. A jednak, choć trudno to sobie wyobrazić, mieszkańcy getta starali się wprowadzać namiastki normalności. Za murem toczyło się także życie intelektualne i kulturalne. Mimo wszystko prowadzono życie towarzyskie i to nie tylko w gronie najbliższej rodziny. Lukę po stracie najbliższych wypełniali sąsiedzi i przyjaciele. W wyniku złagodzenia restrykcyjnych rozporządzeń w ramach tzw. większej elastyczności wobec Żydów w 1941 r.  jawnie działało pięć teatrów, w tym teatr rewiowy „Eldorado”. Bujne życie towarzyskie toczyło się w kawiarniach, gdzie odbywały się koncerty i recitale. Mimo panujących nieludzkich warunków, pozostawiających niezatarte rysy na psychice mieszkańców, literaci, w tym zwłaszcza kronikarze, nie przestawali tworzyć. Praca i namiastka życia kulturalnego były formą oporu wobec rzeczywistości zgotowanej przez Niemców. A nawet, można rzec, nadzieją, że gdzieś istnieje życie, które niegdyś było ich udziałem. Błahe sprawy, poważne problemy, uczucia i emocje, przyjaźń i rywalizacja, praca i dom – to wszystko przecież niegdyś budowało codzienne, normalne życie żydowskiej społeczności Warszawy. Takie przekonanie pomagało przetrwać, o czym pisze w Dwudziestu czterech godzinach głodu wspomniany już Lejb Goldin: „gdzieś na świecie jest jeszcze coś, co nazywa się miłością, całuje się dziewczynę i dziewczyna całuje, a śmiech i radość splatają się z zazdrością i smutkiem”.

 

Nadzieja na lepszą przyszłość

Kryterium rasowe, jakim posługiwali się hitlerowcy, tworząc getto warszawskie, nie pozostawiało miejsca na różnice kulturowe czy wyznaniowe. Dlatego też wśród przesiedlonych do „dzielnicy zamkniętej” znaleźli się również chrześcijanie. Jak podają źródła historyczne, w styczniu 1941 r. było to 1540 osób wyznania rzymskokatolickiego. Powstała na terenie getta Caritas prowadziła nie tylko działalność dobroczynną, ale i oświatową. Od 1941 r. działała szkoła podstawowa dla dzieci katolickich. Wierni gromadzili się również na modlitwie w dwóch parafiach: na Lesznie i na Grzybowie. To jeszcze jeden dowód na to, że nawet w obliczu tak dramatycznej walki o egzystencję nie zapominano o potrzebach duchowych. Dramatyczne doświadczenie, które stało się udziałem tak wielu ludzi, paradoksalnie uruchomiło jednocześnie pokłady dobra m.in. w tych, których odwagę nagrodzono medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Doświadczenie getta warszawskiego i szerzej Holocaustu nie może zostać zapomniane, bo, jak pisze Barbara Engelking: „zbyt mocno nasze narodowe sumienie obciąża grzech przeciwko solidarności, przeciwko braterstwu, by wolno nam było milczeć”.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki