Niewiele pamięta z czasów dzieciństwa, szkoły podstawowej. Jedynym znaczącym wydarzeniem, które pozostało mu do dziś w pamięci, była śmierć ojca w 1967 roku. Miał wówczas siedem lat. Uczęszczał do Liceum im. Jana Kochanowskiego w Nowej Hucie, uważanego za jedne z lepszych w starym i „nowym” Krakowie. Tu zdecydował, czym będzie się zajmował w przyszłości. Tutaj też zajął się sportem: judo, kung-fu, a przede wszystkim siatkówką. Jego pasją stał się również western. Z wielkim zaangażowaniem czytał też polską klasykę literacką. Jednak największe wrażenie wywarła na nim lektura książek Teodora Parnickiego i prac Józefa Piłsudskiego. – „Pisma” Piłsudskiego przeczytałem mając siedemnaście lat i tym tropem podążałem. I tak na moim okresie dojrzewania nie odcisnął się peerelowski balast – opowiada Janusz Kurtyka, prezes IPN, doktor habilitowany nauk historycznych, ojciec dwóch dorastających synów i mąż lekarki. – Dzięki takim lekturom wiedziałem, jak można rozumieć wolność, niepodległość, co to znaczy być wolnym człowiekiem. To była, zdaje się, druga klasa liceum. I kiedy dziś słyszę rozmaite opowieści osób na temat ich dylematów związanych z uwikłaniem się w komunizm, stwierdzam, że sami się okłamywali, podejmując decyzję zaangażowania w totalitaryzm. Obok literatury szczególnie zainteresował się historią, która z czasem przerodziła się w pasję.
Być historykiem i pisać książki
W roku pierwszej wizyty Papieża Jana Pawła II w Polsce, w 1979 r., Janusz Kurtyka zdał maturę i, jak podkreśla, od tego czasu poczuł się całkowicie wolny. Już wówczas nie miał wątpliwości, co chce robić: być historykiem, naukowcem i pisać książki. I wtedy stało się coś, czego oczekiwał, choć nie wiedział, czym to będzie: Sierpień 1980 rok. – „Solidarność” była dla mnie powstaniem niepodległościowym. Nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości, dlaczego chciałbym przyłożyć rękę do budowania „Solidarności”, choć byłem w niej maleńkim trybikiem – mówi Janusz Kurtyka. – Dla mnie najważniejsze było to, że „Solidarność” to wielonurtowy ruch wolnościowy. Pierwszy ruch, który przestał być wewnątrzsystemowy. Wydarzenia lat 1968 i 1970 działy się w języku systemu i w ob- szarze przez niego wytyczonym. Dopiero „Solidarność” wykroczyła poza ten obszar, dopiero ona rzeczywiście zagroziła systemowi. Polacy poczuli się wolni, wyzwoleni od rozmaitych wzorców zakodowanych przez propagandę i codzienność w ramach systemu komunistycznego. Na tym polegała przełomowość tego ruchu. Czas szesnastu miesięcy „Solidarności” to dla młodego studenta, jakim był wówczas Janusz Kurtyka, działalność w kole naukowym historyków, a także organizowanie Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale za najważniejsze wydarzenie tych miesięcy Janusz Kurtyka uważa swój pierwszy strajk na uniwersytecie w związku z tzw. przesileniem bydgoskim. Wszedłwówczas w skład służby porządkowej. – Była to pierwsza walka naszego pokolenia przeciwko komunistom i biorąc udział w strajku byłem przekonany, że będzie powstanie. Gotów byłem iść nawet na barykady. Wielu młodych wtedy tak myślało – zapewnia Janusz Kurtyka. – Jako historyk, mogę dziś powiedzieć, że wtedy zrozumiałem, dlaczego wybuchło powstanie styczniowe – dlatego że w powietrzu było coś nieuchronnego, choć wszyscy dostrzegali dysproporcję sił.
Stan wojenny
Wraz z wybuchem stanu wojennego Janusz Kurtyka podjął działalność opozycyjną, m.in. wszedł w skład grupy wykładowców zajmujących się propagowaniem nieocenzurowanej najnowszej historii. Przedstawiałhistorię zarówno w kościołach, dla dużych grup słuchaczy, jak i głosił wykłady w mieszkaniach dla kilkuosobowego grona. Tak było aż do roku 1989. Podczas tych spotkań poznawał osoby zaangażowane w działalność powojennego podziemia. To dzięki nim zajął się badaniem historii najnowszej i prowadzeniem „Zeszytów Historycznych WiN” [Wolność i Niezawisłość]. Jeszcze u schyłku PRL, wraz z grupą historyków, napisał „Słownik Historii Polski 1946-1956”, publikował też w „Zeszytach Historycznych” paryskiej „Kultury”. Wraz z kryzysem działalności podziemia, w połowie lat 80., Janusz Kurtyka przeżył także swój kryzys. Miałwrażenie, że stan wojenny będzie trwał jeszcze długie lata i przyczyniał się do demoralizowania, dehumanizacji społeczeństwa. Wówczas pojawiła się w nim myśl o emigracji. Jednak świadomość, że nie potrafiłby żyć poza Polską powstrzymała go od wyjazdu. – Dziś można efektownie opowiadać, jak to wspaniale działała opozycja, ale ja uważam, że wartość konspiracji przejawia się w tym, że udało się nam utrzymać pewne grupy społeczne w opozycji wobec systemu i systemowi nie udało się ich zniszczyć – mówi prezes IPN. – W momencie kiedy komunizm upadł, była gotowa alternatywa. To był decydujący sukces podziemia – komuniści nie potrafili zdezintegrować środowisk, choć nasycili je agentami.
Historia i polityka
Czas stanu wojennego to dla Kurtyki także współistnienie historii i polityki. Najpierw w czasie studiów magisterskich, później doktoranckich, wreszcie podczas pracy w krakowskim oddziale PAN, kiedy współpracował przy powstaniu „Słownika historyczno-geograficznego ziem polskich w średniowieczu”. W latach 80. i 90. Janusz Kurtyka „zmagał się” nie tylko z władzą komunistyczną, ale też z problematyką struktury władzy w średniowieczu, z zagadnieniami ówczesnej struktury administracyjnej państwa. Opisywał, w jaki sposób realne mechanizmy władzy oddziałują na społeczeństwo i struktury społeczne. Pisał o starych rycerskich rodach, m.in. o rodzinach Tęczyńskich i Toporów, o polskich elitach możnowładczych w średniowieczu i o wielkich polskich monarchach: Łokietku i Kazimierzu Wielkim. Współpracował z wybitnymi mediewistami, profesorami Januszem Bieniakiem i Antonim Gąsiorowskim.
IPN jest dla narodu
Kiedy przyszedł rok 1989, Janusz Kurtyka nie należał do grona działaczy podziemia kontestujących rozmowy Okrągłego Stołu. Uważał, że wydarzenie to, jako element taktyki politycznej, odegrało rolę pozytywną. Był jednak tym, który do dziś uważa, iż zabrakło w polskiej rewolucji czytelnego momentu końca systemu komunistycznego i początku wolnej Rzeczypospolitej. Jego zdaniem wybory czerwcowe 1989 roku mogły być uznane za takie przejście, ale kierownictwo opozycji nie potrafiło tej sytuacji zdyskontować. W wolnej Polsce Janusz Kurtyka, nadal pracując w Polskiej Akademii Nauk, obronił doktorat, uzyskał habilitację. Nie odciął się także od swoich „solidarnościowych korzeni”: w latach 1989-2000 piastował funkcję przewodniczącego Koła NSZZ Solidarność krakowskich placówek PAN. Wreszcie oba nurty, historyczny i patriotyczny, znowu się połączyły. Wraz z powstaniem Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka został szefem oddziału w Krakowie, pięć lat później, w grudniu 2005 – prezesem IPN. Od tego czasu w Instytucie zaszły wielkie zmiany. Dokonano m.in. reorganizacji archiwum, dzięki czemu osoby zainteresowane mogą otrzymać swoje materiały kilkakrotnie szybciej. W ciągu ostatnich dwóch lat IPN rozpoczął też ogromną pracę edukacyjną, w całym kraju organizuje liczne wystawy, rokrocznie wydaje blisko sto tytułów książkowych. W zespole Instytutu powoli kształtuje się nowa elita historyków nieobciążonych poprzednim ustrojem. Prezesowi Kurtyce udało się nawet dokonać pewnego przełomu. Do niedawna lata 70. i 80. nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem prokuratorów IPN. Obecnie zaś prowadzone są śledztwa w sprawie zamachu na Papieża. Przed sądem postawiona została również „Wrona”, czyli Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Na lewicy więc zawrzało i nie słabnie krytyka działań IPN. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to instytucja od trudnych prawd. Nie unikamy ich, a pokazujemy je w sposób uczciwy – mówi Janusz Kurtyka. – Naszym podstawowym zadaniem jest przekazanie społeczeństwu wiedzy w sposób naukowy, a zatem rzetelny. W rygorystyczny wręcz sposób przestrzegane są metody naukowe. Pamiętajmy, że IPN jest również po to, aby odkrycia historyczne stały się częścią debaty publicznej, częścią świadomości społecznej, i nad tym musimy ciągle pracować. IPN jest dla narodu – to są wielkie słowa, ale taka jest prawda. Stawiamy sobie za zadanie uprawianie wolnej nauki przez wolnych ludzi, którzy chcą odkryć przeszłość swojego narodu.