Sztuka spotkania
Największe centrum handlowe w Polsce. Przeciskałam się wśród tłumu. W oknach wystawowych stały bałwanki i krasnale przebrane za świętego Mikołaja. Naprzeciwko mnie szli młodzi ludzie – kobieta i mężczyzna, wpatrzeni gdzieś przed siebie. Nie trzymali się za ręce, nie dotykali się ramionami, na pierwszy rzut oka wyglądali jak obcy. W jednej chwili oboje wyciągnęli dłonie, szukając w przestrzeni tej drugiej. Wyciągnęli, ale nie trafili na siebie nawzajem. Pomachali dłońmi w pustce i opuścili je bezradnie. Ani przez chwilę nie zmienił się wyraz ich twarzy. Nie spojrzeli na siebie. Nie próbowali znaleźć się skuteczniej. Minęli mnie i poszli dalej, tępo wpatrzeni w wystawowe choinki. Jakby się nic nie stało. Jakby szukanie było tylko na wszelki wypadek. Jakby brak spotkania był dla nich obojętny. Nie, to nie.
Kiedyś na popularnym komunikatorze internetowym wpisałam sobie opis: „Liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o czwartej nad ranem”. Odpowiedź przyszła natychmiast, od kogoś, kogo się nie spodziewałam: „Do mnie możesz zadzwonić”.
Można wyciągać dłoń i trafić w pustkę. Można wyciągać dłoń i niespodziewanie znaleźć odpowiedź. Można wyciągać dłoń i poczuć, że właśnie tam, w drugiej dłoni, jest miejsce od zawsze przygotowane na moją.
Pośród świątecznych wystaw ludzie biegać będą szukając prezentów i mijając siebie nawzajem z doskonałą obojętnością. A nasz cichy, fioletowy adwent jest wyciąganiem dłoni do Boga. To wyciagnięcie dłoni nigdy nie trafi w pustkę.