Logo Przewdonik Katolicki

Dzielenie Kościoła

Paweł Milcarek
Fot.

Na progu nowego roku katolicy w Polsce zostali postawieni przed nie lada próbą, mianowicie przed wyborem, do jakiego Kościoła należą: łagiewnickiego czy toruńskiego? Konieczność takiego wyboru ogłosił z sanktuarium w Łagiewnikach polityk PO, Jan Maria Rokita. Alternatywa posła Rokity musiała zaniepokoić każdego, kto wierzy święcie, że Kościół katolicki...

Na progu nowego roku katolicy w Polsce zostali postawieni przed nie lada próbą, mianowicie przed wyborem, do jakiego Kościoła należą: „łagiewnickiego” czy „toruńskiego”? Konieczność takiego wyboru ogłosił z sanktuarium w Łagiewnikach polityk PO, Jan Maria Rokita.

Alternatywa posła Rokity musiała zaniepokoić każdego, kto wierzy święcie, że Kościół katolicki jest jeden, wszędzie z tym samym credo, sakramentami i hierarchią. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że o „dzielenie Kościoła” oskarża się gromko Radio Maryja. Cokolwiek by jednak mówić o dwuznacznościach wpisanych od lat w działania o. Tadeusza Rydzyka, nigdy i nigdzie nie poszedł on tak daleko jak polityk Platformy – szast, prast, już przy pierwszym partyjnym „dniu skupienia”, dokonując w obecności swego gospodarza podziału Kościoła na dwa. Przy okazji polityk PO z sarmackim rozmachem mianował goszczącego PO arcybiskupa Stanisława Dziwisza „przyszłą głową Kościoła katolickiego w Polsce”.
I tylko pomyślmy, co by się działo, gdyby taki podział i taka nominacja wyszła z ust o. Rydzyka! Ale nie wyszła. Więc zamiast medialnego bicia w tam-tamy o „dzieleniu Kościoła” mamy tym razem milczenie, także ze strony tych hierarchów, którzy tak przecież są wrażliwi na ingerencje polityków w życie Kościoła. I tylko – przyznajmy to – Jan Turnau w „Gazecie Wyborczej” i Marek Zając w telewizyjnej „Debacie” mieli odwagę uznać pomysł na „katolicyzm łagiewnicki” za po prostu niemądry.

O co chodzi?
Problem nie polega jednak wyłącznie na próbie kształtowania szczególnego „Kościoła przyjaznego Platformie”. Jeśli ktoś utożsamia się z jakimś osobnym katolicyzmem – „katolicyzmem łagiewnickim” – można domniemywać, że wie przynajmniej, kim jest, jaka jest tożsamość opisana podanym określeniem. Można się jednak obawiać, że ludzie, którzy poczuli się tymi katolikami wyraźnie lepszymi, „łagiewnickimi”, wiedzą wyłącznie, kim nie są lub nie chcą być. Spaja ich przede wszystkim złość na politycznego wroga – na PiS, którego nie udało się zastopować w polityce, więc próbuje się choćby medialnie „ekskomunikować” w Kościele, uderzając w jedyne medium elektroniczne sprzyjające wyraźnie programowi budowy IV Rzeczypospolitej. Byłoby jednak naprawdę dziwne, gdyby biskupi dali swe placet dla takich polityczno-medialnych „ekskomunik” rzucanych choćby z placu kościelnego przez koniunkturalnych „obrońców Kościoła”.
Ta specyficzna „antyrydzykowa” mobilizacja Platformy Obywatelskiej zbiega się z kolejną falą krytyk Radia Maryja, wyrażanych także przez niektórych polskich biskupów, ale przede wszystkim fabrykowanych w mediach nieprzychylnych Kościołowi. Choć trzeba przyznać, że założyciel Radia popełnia błędy i niekiedy słusznie irytuje, warto również zdać sobie sprawę, że przedziwna „antyradiowa” koalicja niektórych katolickich osobistości z dogłębnie laickimi mediami jest dla wielu wiernych kompletnie niezrozumiała. Na dodatek „antyrydzykową” zaciekłość widać z dala i bez okularów – co stawia kościelnych krytyków Radia, wypowiadających się na łamach „Gazety Wyborczej” czy „Polityki”, w bardzo dwuznacznej sytuacji.

Manipulacja Papieżem
W czasie niedawnej wizyty Episkopatu Polski u Papieża Benedykta XVI nasi biskupi nie usłyszeli nawet jednego słowa krytyki Radia Maryja z ust Ojca Świętego. Dopytywani urzędnicy Stolicy Apostolskiej ograniczali się do powtarzania zasady, że media katolickie nie powinny głosić innego nauczania niż lokalny Episkopat. Dla każdego uważnego obserwatora było więc jasne, że Rzym nie dał przeciwnikom Radia Maryja żadnej ostrej amunicji. No cóż, w takim razie pozostały przynajmniej ślepaki. W erze mediów ich huk to czasami prawdziwy wystrzał.
Od kilku tygodni czytamy więc i słyszymy kłamstwa w rodzaju tego, że „Papież Benedykt XVI skrytykował upolitycznienie mediów katolickich w Polsce”. I jakoś tak się składa, że nikt nie mówi wtedy o „Tygodniku Powszechnym” od lat wspierającym bez umiaru kolejne wcielenia Unii Wolności – lecz tylko o Radiu Maryja. Co więcej, to redaktor „Tygodnika” staje się w mediach wyrocznią tego, które niewinne słowa Papieża rzucić w twarz ojcu Rydzykowi jako oskarżenie!
Teraz, gdy nuncjatura apostolska wydała komunikat przestrzegający duchownych przed podejmowaniem indywidualnych działań angażujących autorytet Kościoła – mamy przed oczami kolejne gorszące sceny: gdy prałat Jankowski mówi do kamery, że komunikat nuncjatury „nadaje się do toalety na hak”, inni ugniatają ten sam papier w kulkę przeciw Radiu Maryja. Kulka jak kulka, ale mocno ugnieciona i wystrzelona może rzeczywiście uderzyć – i to tylko tego, w którego celowali ją w mediach dyżurni komentatorzy spraw kościelnych. I znowu strzały padają w stronę Torunia. I jakoś nikt nie kojarzy ostrzeżeń nuncjatury z naprawdę gorszącymi przekrętami wokół Radia Plus. Na celowniku jest tylko jedno radio.

Elementy całości
W tej to atmosferze pojawia się w Łagiewnikach poseł Jan Rokita z hasłem, że Kościół dzieli się na „łagiewnicki” i „toruński”. Oczywiście jedną z najbardziej niemądrych rzeczy byłoby budowanie jakichkolwiek konstrukcji na wizji podziału, którą przedstawił polityk Platformy, jako wynik swego „dnia skupienia”. Owszem, są w polskim Kościele podziały i różnice – ale nikt przytomny nie opisuje ich w kategoriach takich dychotomii rodem z wyobraźni mniej rozgarniętych dziennikarzy bulwarówek. Gdy warczą na siebie „Tygodnik Powszechny” i Radio Maryja, gdy „Christianitas” spiera się z „Więzią”, gdy ścigają się „Niedziela” i „Gość Niedzielny”, gdy jedni biskupi płoną entuzjazmem do Jurka Owsiaka, a inni ostrzegają przed dechrystianizacją, gdy niełatwo jest się zrozumieć i polubić spokojnym parafianom i bywalcom rozmaitych ruchów, gdy jedni chcą mieć Mszę łacińską, a drudzy Komunię na rękę, gdy co innego Jan Pospieszalski z „Warto rozmawiać”, a co innego Jan Turnau z „Arki Noego”, gdy w sprawie demonstracji homoseksualnych gruntownie co innego mówią Piotr Semka i Tomasz Terlikowski, gdy wreszcie biskup Pieronek uznaje obecną ustawę antyaborcyjną za nienaruszalny kompromis, a arcybiskup Michalik za krok w stronę całkowitej ochrony życia – wszystko to są z pewnością sygnały realnych odmienności lub wręcz sporów, różnej intensywności i głębi, niekiedy (raczej rzadko) może nawet głębokich do pęknięcia. Nie spodziewam się jednak, by dało się opisać te napięcia w jednej super-dychotomii.

Politycy dają świadectwo
Od czasu wyborów i ukonstytuowania się rządu Marcinkiewicza słyszę coraz częściej żale tych, którzy poczuli się zgorszeni tym, że polscy ministrowie mówią także o Bogu i chodzą do kościoła. W wyniku ostatnich wyborów tak się w Polsce rzeczywiście stało, że w parlamencie i rządzie więcej jest ludzi, których chrześcijaństwo nie ogranicza się ani do mglistych wspomnień ministranckich, ani do bywania na audiencjach u biskupów. Jeśli przychodzą do kościoła, klękają obok pań w moherowych beretach, które były tam zawsze. Jeśli przyjdzie tam jeszcze pan w kapeluszu, tym lepiej. Chciałoby się jednak, by nie zaczynał od dzielenia Kościoła.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki