Na początku lipca terroryści znów dali o sobie znać. Tym razem mieszkańcy Londynu padli ofiarą ich podstępnej przemocy. Ofiary krwawych zamachów składamy w Sercu Boga, bo tylko On może przygarnąć je do swego Serca i ukoić żal po stracie najbliższych. Terroryści są nieprzewidywalni: uderzają niespodziewanie w niewinnych ludzi. Zupełnie nie wiadomo, jak się przed nimi bronić. Nie da się w demokratycznym państwie wszystkich skontrolować. W cywilizowanym świecie nikt nie zaakceptuje ograniczenia wolności. Zatem potrzebne jest fundamentalne zaufanie ludzi do siebie nawzajem. Bez niego nie da się wsiąść spokojnie do metra czy autobusu. Brak zaufania wzbudza wzajemny strach: przed przybyszami z innych kontynentów, ludźmi innych kultur i religii. O to właśnie chodzi terrorystom. Chcą wywołać powszechną obawę, że zło czai się za rogiem i jest obecne w oczach każdego człowieka.
Terroryści pretendują do działania w imieniu pokrzywdzonych tego świata. To prawda, że ich barbarzyńskie gesty rodzą się na podłożu nierówności gospodarczych i konfliktów społecznych. Nic nie może jednak usprawiedliwiać użycia przemocy w imię walki o prawa ubogich i prześladowanych. Terroryści sposobem prowadzenia walki wyrażają pogardę dla wszystkich ludzi: zarówno biednych, jak i tych, którzy stają się przypadkowymi ofiarami ich zamachów. Są wyrafinowanymi i zdemoralizowanymi fanatykami, którzy karmią się bezwzględnie krwią niewinnych. Usprawiedliwiają czasami swoje działania, powołując się na argumenty religijne. Trzeba powiedzieć jasno, że prawdziwej religii obce jest zabijanie i niszczenie. Religia i pokój powinny iść zawsze razem. Ludzie autentycznie religijni budują wspólnotę wokół uniwersalnych wartości, których wyrazem jest dekalog, czyli prawo zapisane w sercu człowieka. Jego podstawą są słowa: będziesz miłował!
Wielu ludzi zadaje sobie dzisiaj pytanie: czy terroryzm nie jest przejawem zwycięstwa barbarzyństwa? Jeśli tak, to mam nadzieję, że jest ono tylko chwilowe. Wierzę, że miłość dobrych ludzi ocali nasz rozdarty świat.