Wieloletni pogromca fałszu w Kościele obala swój medialny mit i na dobre podbija serca Włochów.
"Pare che é bianco" (wydaje się, że biały) - krzyczą koledzy z redakcji watykańskiego dziennika. Zarzucamy marynarki, wybiegamy na ulicę, po chwili jesteśmy już na Placu św. Piotra, jeszcze się kopci. Ludzie napływają ze wszystkich stron w niewiarygodnym tempie i z dziecięcą wręcz radością. Zaczynają bić dzwony, więc teraz już na pewno. Dla nikogo nie jest tajemnicą, kto to będzie. O faworycie krótkiego konklawe pisały wszystkie dzienniki. Na oficjalne ogłoszenie trzeba poczekać jeszcze 40 minut. Ludzie skandują z radości, śpiewają, a nawet tańczą. Wielu się modli, niektórzy spontanicznie nawiązują rozmowę. "A więc Ratzinger? Trochę się boję". "Musi być dobry, przecież ściągnął go tutaj Papież". Nim na balkonie bazyliki pojawił się nowy Papież, Plac św. Piotra i via della Conciliazione zapełniły tysiące rzymian, a przed telewizorami zasiadły 22 mln Włochów. Kolejne eksplozje radości, gdy otwierały się drzwi balkonu, gdy ogłoszono wreszcie wybór, gdy zabrzmiał głos kardynała Ratzingera. Jeszcze przed godziną każdy miał swoich faworytów. Teraz był już tylko jeden: nowy Biskup Rzymu Benedykt XVI. Każdy witał go, jak potrafił. Oklaskami, skandowaniem, modlitwą. Niemieckiemu Papieżowi Włosi odśpiewali nawet swój hymn narodowy. Jakby to nie był Watykan, ale stadion. Wszyscy byli radośni i zarazem trochę bezradni, nie wiedząc jak wyrazić i przekazać tę radość nowemu Papieżowi.
"On wskaże"
Przechodziłem obok kard. Ratzingera dzień po śmierci Jana Pawła II. Stał zamyślony przed Pałacem Apostolskim, jakby nie wiedział, gdzie iść dalej. Chciałem mu podziękować za Drogę krzyżową i homilię z Wielkiej Soboty, za to, że nas przygotował na paschalne przejście Jana Pawła II, ale zabrakło mi odwagi, więc ukłoniłem się tylko i poszedłem dalej.
Triduum Paschalne rzeczywiście przygotowało nas na odejście Jana Pawła II i na nowy pontyfikat. To Jan Paweł II poprosił kard. Ratzingera, aby przygotował rozważania Drogi krzyżowej w Koloseum i przewodniczył w jego imieniu liturgii Wigilii Paschalnej w Bazylice Watykańskiej, a tym samym przewodził rzymskiemu Kościołowi w przeżywaniu tych wielkich tajemnic naszej wiary. Tegoroczną Drogę krzyżową przeżywaliśmy tu, w Rzymie, szczególnie intensywnie ze względu na to, że wraz z Chrystusem cierpiał na naszych oczach Jan Paweł II. W tych ważnych chwilach kard. Ratzinger podsuwał naszej myśli niepospolite słowa: o człowieku, Kościele i świecie. Następnego dnia poprowadził nas za Chrystusem zmartwychwstałym. To właśnie wtedy, w Wielką Sobotę, podczas kazania po raz pierwszy usłyszałem: "parla come un papa" (mówi jak papież).
A potem był pogrzeb i niezapomniane kazanie, kiedy kard. Ratzinger ukazał swe prawdziwe ojcowskie oblicze i z trudem ukrywał wzruszenie nad trumną Papieża i przyjaciela.
Podczas tych dwóch tygodni dzięki temu, co się w tym czasie stało, radykalnie zmienił się jego odbiór we Włoszech. Można powiedzieć, że dopiero wtedy dano mu dojść do słowa, pozwolono zrzucić z siebie pancerz medialnego mitu. Włosi poznali w nim pasterza wrażliwego, o łagodnym obliczu i ujmującym słowie.
Za pontyfikatu Jana Pawła II wszyscy przyzwyczaili się do tego, że papież to ktoś, kto uosabia miłość Chrystusa, na kim można oprzeć swoją wiarę, ktoś bliski, kogo się po prostu kocha. Dwa tygodnie poprzedzające konklawe pozwoliły Włochom odkryć, że kimś takim może być kardynał Ratzinger, bez względu na to, co do tej pory o nim pisano.
Te dni były decydujące. Można było odnieść wrażenie, że w tym paschalnym czasie Pan Bóg wskazuje następcę Jana Pawła II nie tylko kardynałom, ale i Kościołowi. Gdyby przy wyborze Biskupa Rzymu brano pod uwagę, jak to niegdyś bywało, głos ludu rzymskiego, kard. Ratzinger zostałby zapewne wybrany na papieża przez aklamację już podczas poniedziałkowej Mszy o wybór dobrego papieża. Oklaskami zostało przyjęte jego kazanie, w którym bardzo wyraźnymi słowy nakreślił obraz współczesnego świata i zadania Kościoła. Oklaski towarzyszyły mu również, gdy w procesji odchodził od ołtarza.
Serce na uwięzi
Zasadniczo włoskie media zareagowały na wybór nowego Papieża w ten sam sposób, co Plac św. Piotra. Pod adresem kard. Ratzingera padło bardzo wiele życzliwych słów, choć w wypadku niektórych komentatorów było widać, że ideologia każe im trzymać serca na uwięzi. Z jednej strony czuli, że udziela się im powszechna radość, jednocześnie jednak pamiętali, że z kard. Ratzingerem w wielu sprawach zgodzić się nie powinni, więc w miarę możliwości starali się panować nad swym entuzjazmem.
"Corriere della Sera" poświęcił nowemu Papieżowi kilkanaście dobrze przygotowanych stron, świadczących o tym, że poważnie liczono się z takim wynikiem konklawe. Największy włoski dziennik pisze o "wzruszeniu i świętowaniu, które z Rzymu rozeszło się na całe Włochy", i dokładnie przedstawia postać kard. Ratzingera, oczyszczając go z dawnych mitów w artykule Vittorio Messoriego, który w latach osiemdziesiątych poznał z bliska niemieckiego kardynała przy pisaniu słynnego "Raportu o stanie wiary". W tym samym dzienniku biografia kard. Ratzingera pt."Stróż wiary wybrany przez Wojtyłę. Dobroć polega również na mówieniu "nie"". Na forum wiele komentarzy. W zdecydowanej większości w obronie nowego Papieża przypominające jego związki z Janem Pawłem II.
Szczegółowy obraz złożonej osobowości kard. Ratzingera, charakteryzującej się zarazem rygorem, łagodnością i poczuciem humoru, przedstawia również "La Stampa". Obok tego opis ogólnokrajowego święta.
W dzienniku "La Repubblica" obszerne relacje z Placu św. Piotra o radości silniejszej niż oczekiwanie na wybór własnego faworyta, o wzruszeniu żelaznego kardynała.
Najchłodniej nowego Papieża przyjmuje komunistyczny "Il Manifesto". Wobec rozradowanych tłumów dziennikarze zachowują stoicki spokój, a Papieżowi Ratzingerowi mówią wyuczone za młodu stanowcze "niet".
Neokonserwatywny "Il Foglio" poświęcił Benedyktowi XVI większość numeru, nie kryjąc, że prefekt Kongregacji Nauki Wiary był jego faworytem i nadal pozostanie opoką zdrowego rozsądku.
Gorące przyjęcie również w "Il Messagero". "Nikt, kto go poznał osobiście, nie odważy się go nazwać inkwizytorem", czytamy na stronie tytułowej.
Dziś media śledzą nowego Papieża na każdym kroku. Łowią jego każdy gest i każde słowo. O Benedykcie XVI mówi się we wszystkich dziennikach i programach. Nadspodziewanie mądre komentarze pojawiają się nawet w programach najbardziej idiotycznych. "Mamy Papieża, którego trzeba uważnie słuchać - mówił prezenter jednego z południowych talk-show - aby go zrozumieć i aby go pokochać. A zatem do zobaczenia w niedzielę na Placu św. Piotra. Nikogo z nas nie może zabraknąć na inauguracji".