Logo Przewdonik Katolicki

Projekt Nowa Huta

Zbigniew Łata
Fot.

- Zaproponowaliśmy nowe podejście do działań artystycznych na terenie Nowej Huty. Jest tu o wiele ciekawiej niż w miejscach centralnych Krakowa, gdzie można wpaść w turystyczno-pocztówkowy obraz rzeczywistości - mówi Jakub Szreder. W Alei Róż, w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu stał ogromny pomnik Lenina, zebrał się kilkutysięczny tłum. Wszyscy podziwiają niesamowite...

- Zaproponowaliśmy nowe podejście do działań artystycznych na terenie Nowej Huty. Jest tu o wiele ciekawiej niż w miejscach centralnych Krakowa, gdzie można wpaść w turystyczno-pocztówkowy obraz rzeczywistości - mówi Jakub Szreder.


W Alei Róż, w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu stał ogromny pomnik Lenina, zebrał się kilkutysięczny tłum. Wszyscy podziwiają niesamowite obrazy wyświetlane na fasadach szarych bloków nowohuckiego centrum. Barokowe aniołki, motyle, afrykańska dżungla, kwiaty - to zobrazowane pasje i marzenia mieszkańców tej dzielnicy. Tak zaczęły się tegoroczne dni Krakowa. Swój projekt "Aleja Nadziei - Odrodzenie" przestawił Bartosz Szydłowski, dyrektor nowo powstałego w Nowej Hucie stowarzyszenia teatralnego "Łaźnia".
Po dwudziestu minutach tego wspaniałego spektaklu nagle światła zgasły. Zapanowała ciemność, cisza i konsternacja. W zgromadzonym tłumie przemknął jęk zawodu. - Ktoś zrobił głupi żart i przeciął główny kabel zasilający - dało się słyszeć. Usunięto usterkę i przedstawienie było kontynuowane. Bartosz Szydłowski, którego zapytano, czy po takim incydencie zamierza angażować swój czas i pracę do tworzenia w Nowej Hucie wielkich projektów artystycznych, odpowiedział: - Ta sytuacja początkowo mnie zdenerwowała, ale ogromna część zebranej w Alei Róż publiczności czekała na dalszy ciąg przedstawienia. Właściwie to mnie bardziej motywuje, żeby na tym terenie dalej coś robić. Jest to poranione miejsce, pozostawione przez lata same sobie, dlatego tym bardziej potrzeba tutaj podobnych inicjatyw.

Naprzeciw beznadziei


Lata 90. dla Nowej Huty nie były zbyt szczęśliwe. Wiele osób straciło pracę w Hucie Sędzimira. Na osiedlach tworzyły się grupki młodych ludzi ogarniętych marazmem i brakiem perspektyw na pracę. Wchodzili w konflikt z prawem. Dlatego wiele osób z zainteresowaniem śledzi podejmowane działania aktywizujące i artystyczne na terenie Nowej Huty. Radni wszystkich nowohuckich dzielnic podjęli inicjatywę organizacji cyklicznych koncertów odbywających się w miejscach szczególnych obszaru Nowej Huty. Jest się czym pochwalić: dworek Matejki, jedno z najstarszych opactw cysterskich i sanktuarium Podwyższenia Krzyża w Mogile, słynny kościół Arka Pana, forty austriackie.
Daniel Banaczek i Jakub Szreder, członkowie Stowarzyszenia Biogrupa, uczestniczyli już w kilku dużych przedsięwzięciach artystycznych, które były tworzone w przestrzeniach miejskich. Projekt "Nowa Sztuka w Nowej Hucie" powstał dzięki doświadczeniom zdobytym przy realizacji działań na terenie Stoczni Gdańskiej. Głównym założeniem nowego projektu jest zaangażowanie mieszkańców Nowej Huty do wspólnych działań artystycznych u boku profesjonalnych artystów. W efekcie coraz więcej twórców przyjeżdża do miast powstałych wokół ośrodków przemysłowych, szukając tam inspiracji do swych działań. Taka sztuka określana jest mianem sztuki industrialnej. - Nowa Huta nie jest takim sobie zwykłym blokowiskiem - mówi Jakub Szreder - to miasto posiada bardzo charakterystyczny klimat, który może być inspiracją. Nowa Huta była budowana jako przeciwwaga dla mieszczańskiego i konserwatywnego Krakowa. I może nadszedł już czas, żeby była odpowiednim miejscem dla awangardy w sztuce - dopowiada.
"Paryski Montmartre, miejsce gdzie narodził się impresjonizm i kubizm, to peryferyjne dzielnice Paryża, zamieszkałe głównie przez robotników. Dlaczego więc Nowa Huta nie mogłaby się stać krakowskim Montmartre" - napisał Maciej Miezian, historyk, publicysta i znawca Nowej Huty.

Oni stworzyli scenariusz


- Wszystko zaczęło się od fascynacji walcownią "Zgniatacz". Wyjątkowość miejsca dostrzegliśmy podczas trasy organizowanej przez Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Nowej Huty - tłumaczy Daniel Banaczek. - Jest to jedna z nieczynnych już hal hutniczych. Później powstawały nowe pomysły, nawiązaliśmy kontakty z ludźmi, którzy nam pomagali. Rozpoczęliśmy od grupy młodych ludzi tańczących breakdance - dodaje.
Przechodnie nie wiedzieli, co zrobić - zatrzymywać się, czy iść dalej. Tego się w Hucie nie spotyka, żeby ktoś tańczył na głowie w przejściu podziemnym. Siara, Ogar, Marek, Kuba, Cycek i Żyła od dwóch i pół roku ćwiczą breakdance. Zaczęli tańczyć z nudy. Nie było co robić po lekcjach, padał deszcz, więc postanowili się powygłupiać, naśladując tancerzy. Później zaczęli podpatrywać w telewizji różne figury taneczne, do tego doszła choreografia - i tak się zaczęło. W nowohuckim projekcie zrealizowali wideoklip, który został wyreżyserowany przez Mateusza Ryszkę, który takimi produkcjami zajmował się profesjonalnie. Przez to działanie chcieli udowodnić, że na osiedlowych ławkach nie wysiadują sami "dresiarze", ale też młodzi, chętni do działania ludzie.
W trakcie pracy nad teledyskiem do Daniela Banaczka zadzwonił wychowawca z więzienia w Ruszczy - jednej z wiosek wchodzących w obręb Nowej Huty - z propozycją zaangażowania się w projekt jego podopiecznych. - Bardzo nas ucieszyła perspektywa pracy z ludźmi, którzy są poza nawiasem społecznym, ale równocześnie mieszkają w Nowej Hucie. Wspólnie tworzyliśmy teatr. Chcieliśmy pokazać, że ludzie, którzy mieszkają za murami, mogą także coś dać innym, mogą się podzielić swoimi uczuciami. Więźniowie w trakcie warsztatów teatralnych opisywali swoje magiczne miejsca. Monia napisała: "To jest podwórko w zakładzie karnym, nazywa się spacerniak. Jest on dla mnie specyficznym miejscem, gdzie mogę poukładać wszystkie swoje myśli. Widzę drzewa i słyszę ich szum, nie muszę patrzeć wtedy przez kraty, czuję się wolnym człowiekiem".
Grupa młodych dziennikarzy w czasie trwania projektu zbierała materiał do gazety. Dzięki pomocy wielu osób udało się im spotkać z wieloma ciekawymi ludźmi. Najtrudniej było uzyskać akceptację bardzo hermetycznej grupy "blokersów". - Późnym wieczorem usiedliśmy na połamanej ławce przy stoliku do gry w warcaby - wspomina Tomek Wajdzik - nie za bardzo wiedząc, jak coś wyciągnąć od naszych rozmówców. Zaczęliśmy zadawać pytania, na przykład: "Co blokersi mogą robić zimą na osiedlu?"
- Kiedyś z nudów odśnieżyliśmy sobie chodnik, na którym staliśmy. Jak weszliśmy do klatki, rysowaliśmy po ścianach. Tyle działo się w zimie - opowiadał jeden z młodych nowohucian.
- Szczupły, schorowany, ale pełen werwy starszy pan rozkłada przed nami medale, dyplomy i zdjęcia. Jest chodzącą encyklopedią. Jego opowieść jest szczegółowa, każde wydarzenie precyzyjnie określone - opowiada Radek Ślęzak, młody dziennikarz. - Niemcy ściągali z okolicznych wiosek młodych chłopców do rozładowywania materiałów wybuchowych, które miały później utworzyć pierścień okalający wschodnią część Krakowa. Moja organizacja, Bataliony Chłopskie, miała grupę informatorów. Stąd wiedzieliśmy o każdym miejscu rozmieszczenia ładunków. Te informacje przekazaliśmy przez konspiracyjną radiostację do sztabu marszałka Koniewa. Dzięki nam wojska sowieckie zmieniły plan natarcia na Kraków, czym zaskoczyły Niemców, którzy uciekając, nie zdążyli zniszczyć zabytkowego miasta - wspomina Stanisław Bartosz.
Takie opowieści i spotkania z wieloma mieszkańcami Nowej Huty stworzyły scenariusz do przedstawienia teatralnego, które zostało zaprezentowane podczas finału całego projektu.

O sobie samym


Z okien bloku na osiedlu Sportowym w "Starej Hucie" zaczęły wylatywać niewielkie, białe samolociki. Najbardziej niespodziewane było to, że wylatywały z wielu miejsc równocześnie. Na każdym było wypisane jedno marzenie. Odczytanie ich stało się zbiorem próśb zwykłych ludzi. - Przedstawienie zjednoczyło nas wszystkich, tych, co byli w bloku i przechodniów, którzy zatrzymali się na chwilę - opowiada o finale projektu Daniel Banaczek. Przedstawiono spektakl, który składał się ze wspomnień mieszańców Nowej Huty i ich marzeń. Pokazano wideoklip breakdance, dzieci wystąpiły w repertuarze pieśni przodowników pracy w nowoczesnej aranżacji, a całości akompaniowała orkiestra szkoły muzycznej. Teatr pantomimy zaprezentował historie więzienne.
Wśród widzów było wielu bohaterów spektaklu, bo była to sztuka o nich, o mieszkańcach szarych, starych osiedli.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki