Właściciele mediów masowych, ich redaktorzy naczelni, wydawcy, wreszcie pojedynczy dziennikarze mają wpływ na to, czym się interesujemy, jakie formułujemy oceny, jakim ideowym lub estetycznym modom ulegamy, kogo lubimy, a kogo się boimy.
W ostatnich latach często słyszymy o rewolucji cyfrowej w radiu i telewizji. Pojawiają się opinie, że będzie to najważniejsza zmiana w historii mediów elektronicznych. Podzielam te opinie. Będzie to nie tylko zmiana czysto techniczna, ale może się okazać zmianą wręcz cywilizacyjną.
Radio liczy sobie już jeden wiek, telewizja pół wieku. Oba rodzaje mediów mają przemożny wpływ na nasze życie. Przed telewizorem spędzamy średnio cztery godziny na dobę. Można więc powiedzieć, że czynność ta zajmuje nam połowę czasu wolnego.
Istnieją opinie, że media są dzisiaj "czwartą władzą" (obok ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej). Niektórzy też uważają, że media są de facto "władzą pierwszą". Jeśli w ostatnich kilkunastu latach Polacy pytani o to, skąd czerpią wiedzę o otaczającej nas rzeczywistości, w ponad 70 proc. przypadków odpowiadają, że z... telewizji (a nie od rodziny, ze szkoły czy Kościoła), to uznać należy, że twierdzenia takie nie są pozbawione podstaw.
Z kim przystajesz...
Właściciele mediów masowych, ich redaktorzy naczelni, wydawcy, wreszcie pojedynczy dziennikarze wywierają więc wpływ na to, czym się interesujemy, jakie formułujemy oceny, jakim ideowym lub estetycznym modom ulegamy, kogo lubimy, a kogo się boimy. Pół biedy, jeśli mamy do czynienia z medium wyraźnie ideowo określonym, jak w Polsce "Radio Maryja" czy "Nasz Dziennik" z jednej strony, a "Trybuna" z drugiej. Wówczas odbiorca z góry wie, jakich opinii i poglądów winien się spodziewać, a utrzymując z nimi kontakt, widocznie oczekuje porządkowania swych wyobrażeń o świecie wedle proponowanych tam wzorców.
Trudniejsza do rozeznania jest sytuacja, gdy media starają się zachować obiektywizm. Obiektywizm jest istotną wartością, do której należy nieustannie dążyć, ale każdy, kto zna branżę medialną, wie, że nie da się uniknąć pewnej skłonności ideowej w mediach, wynikającej choćby z osobistych przekonań właściciela czy zespołu dziennikarskiego. Tak jest w przypadku wszystkich dużych telewizji działających w Polsce, ale i większości rozgłośni radiowych. Widz TVP, Polsatu czy TVN-u na ogół nie ma pojęcia, jakie poglądy reprezentują właściciele, redaktorzy naczelni, wydawcy czy dziennikarze tych stacji (może z wyjątkiem TVP w czasie sześciu lat prezesury R. Kwiatkowskiego, gdyż badania wykazały, że Polacy w ponad 70 proc. twierdzili, że telewizja ta służyła SLD).
Dlaczego przypominam to wszystko w kontekście rewolucji cyfrowej? Dlatego, że wszechwładza nad naszą świadomością potężnych stacji telewizyjnych i radiowych, cieszących się dużymi udziałami w rynku słuchalności i oglądalności, ulegnie erozji. Rewolucja cyfrowa to nie tylko lepsza jakość dźwięku i obrazu. Gdyby tak było, miałaby ona tylko tak ograniczone znaczenie, jak przejście z czarno-białych do kolorowych odbiorników telewizyjnych.
Więcej i więcej
Rewolucja cyfrowa to przede wszystkim niesłychane powiększenie ilościowe oferty radiowej i telewizyjnej na rynku. Wynika to stąd, że dzisiejszy pojedynczy sygnał radiowy lub telewizyjny będzie mógł być "rozszczepiany" na około pięć wiązek. Krótko mówiąc: w miejsce jednego kanału będzie mogło się pojawić pięć kanałów.
Co to oznacza dla rynku? Zanikać zaczną programy uniwersalne, nadające "dla każdego coś miłego". Dziś jest na przykład tak: rano program dla rolników, przed południem dla gospodyń domowych, wieczorem dla dzieci, późną nocą dla mężczyzn... Rewolucja cyfrowa oznacza, że rynek będzie się musiał zdywersyfikować, podzielić. Nadejdzie czas tzw. "kanałów tematycznych". Zresztą ci, którzy rozumieją istotę tych zmian, już się do nich przygotowują. Przecież mamy już na rynku sporo kanałów tematycznych. Ograniczając się jedynie do telewizji, wymieńmy przykładowo całodobowy program informacyjno-publicystyczny TVN 24, pogodowy TVN Meteo, motoryzacyjny TVN Turbo, Polsat Sport (to przykłady polskich inicjatyw), zagraniczne kanały popularnonaukowe z rodziny Discovery czy Planete, podróżniczy Travel Channel, przyrodniczy Animal Planet, dziecięce Minimax, Minimini, Cartoon Network czy Fox Kids. Zmiany te oznaczają, że właściciele mediów, redaktorzy naczelni, wydawcy i dziennikarze coraz częściej będą badać rzeczywiste preferencje odbiorców, a nie narzucać im własne poglądy czy gusta. Tym bardziej, że finansowanie takich kanałów tematycznych coraz częściej przesuwać się będzie z reklam producentów produktów na dobrowolne, niewielkie abonamenty płacone przez tych, którym zależy na odbieraniu programów, np. z muzyką operową, całodobowymi informacjami biznesowymi, magazynami wędkarskimi itp. Dla wychowawczych celów taka sytuacja będzie korzystniejsza również dlatego, że patologiczne treści programowe (np. reality show czy pornografia) będą również znikać z ofert ogólnodostępnych i umieszczane będą w "niszach programowych".
Później Polska
Mówi się też dużo o interaktywności współczesnych mediów. Polega to na tym, że będziemy mieli coraz większy bezpośredni wpływ na treści przekazywane nam przez media. Do tego będzie służył Internet, ale również bezpośrednie połączenia z programami nadawanymi na żywo, czy np. zabawy w postaci wybierania odpowiedniego scenariusza dla rozwijającej się wieloodcinkowej telenoweli.
Kiedy się to wszystko dokona? Dość szybko. Większość krajów europejskich i północnoamerykańskich podjęła decyzję, że nadawanie analogowe zostanie zlikwidowane w dekadzie między 2010 a 2020 rokiem. Polska jeszcze takiej decyzji nie podjęła, ale ze względu na konieczność poniesienia sporych inwestycji w nadawanie cyfrowe, zarówno ze strony biednego państwa, nadawców, jak i odbiorców (wymiana odbiorników!), przypuszczać należy, że nie będziemy w tej dziedzinie awangardą. Sądzę, że całkowicie na nadawanie cyfrowe przejdziemy w pięcioleciu 2015-2020. Jednak dobrodziejstwa tego systemu będziemy poznawać już wcześniej. Na przykład już od kilku lat funkcjonują w Polsce dwie satelitarne platformy cyfrowe, które umożliwiają swym abonentom dostęp do ok. tysiąca programów radiowych i telewizyjnych, nie mówiąc już o rozszerzającym się segmencie tzw. usług dodanych (np. dostęp do Internetu czy telezakupów).
Edukacja dla mediów
Z tym wszystkim wiąże się coraz bardziej paląca potrzeba edukacji medialnej. Zdumiewające jest, że w polskim systemie szkolnym (od poziomu przedszkola do studiów wyższych) nie naucza się korzystania z mediów. Zwłaszcza w sytuacji, gdy młody człowiek połowę swego czasu poświęca mediom. Edukacja medialna to wielkie wyzwanie przyszłości dla państwa, rodziny, organizacji społecznych i Kościoła. Ale żeby była możliwa, potrzeba najpierw kadr do jej wdrożenia. Przed nami, jako społeczeństwem, potężna praca w tej dziedzinie.