Logo Przewdonik Katolicki

Złożenie broni jako akt bohaterstwa

Jacek Borkowicz
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Honor żołnierza – o tej wartości kilkakrotnie napomyka minister obrony Ukrainy w swoim apelu do Rosjan

Podczas wojny nieczęsto zdarza się, by dowódca zwracał się do żołnierzy armii, z którą walczą jego podkomendni. A tak właśnie uczynił Ołeksij Reznikow, minister obrony Ukrainy. Ołeksij, czyli Aleksiej, bo tym rosyjskim imieniem przedstawił się w swoim apelu. Reznikow pierwsze szlify zdobywał jeszcze w armii sowieckiej, gdzie dosłużył się stopnia sierżanta. Nie on jeden, wystarczy wspomnieć ukraińskiego głównodowodzącego Walerija Załużnego, który pobierał nauki u obecnego szefa rosyjskiego sztabu Walerija Gierasimowa. Dziś z powodzeniem stosuje je, gromiąc na froncie wojska swojego nauczyciela.
To ważna dygresja, albowiem doświadczony żołnierz Reznikow dobrze zna mentalność tych, do których się zwraca. To masy rosyjskich żołnierzy, ale przede wszystkim ich oficerowie, ludzie wydający rozkazy. Oni widzą to wszystko, co się wokół nich dzieje, ale nie są przecież ani wrogami Rosji, ani też przeciwnikami rosyjskiej armii, w której służą. I jeśli sami nie pozbawili się do końca zdolności do myślenia i wyciągania wniosków, nie może ich nie boleć poniżenie i hańba, w jakiej się znaleźli. Co dalej? Jak teraz spojrzeć w oczy wdowom i sierotom po poległych, co powiedzieć tysiącom kolegów, którzy wrócili z frontu bez rąk i nóg? Minister obrony Ukrainy, który stawia im te pytania, nie daje na nie odpowiedzi. Poza jedną: adresaci jego apelu zostali oszukani. Zdradzeni przez kremlowskich urzędników i polityków, którzy nawet nie chcą ich słuchać, bo wtedy musieliby przyznać się do błędu. „Ich pieniądze i majątki, ich rodziny – ulokowane są w państwach NATO. Jeszcze niedawno czuli się wyśmienicie w Londynie i Waszyngtonie. Oni nawet nie wiedzą, gdzie leży Liman, Popasna czy Kachowka” (miejsca najbardziej zaciętych walk). Reznikow stawia sprawę jasno: „Albo oni, albo wy”.
Honor żołnierza – o tej wartości kilkakrotnie napomyka Ukrainiec w swoim apelu do Rosjan. Dla tysięcy walczących po wschodniej stronie okopów tej wojny nie może to być puste słowo. Wtłaczano im je przecież do głowy w szkołach oficerskich, w szkołach kadetów. Teraz przyszedł czas sprawdzenia jego ceny. „Jak wejdziecie do historii?” – pyta Reznikow. „Jako ci, którzy wojowali pod jednym sztandarem z kryminalistami? Wtedy pozostaniecie w pamięci jako złodzieje, gwałciciele i zabójcy”. A w sytuacji klęski nie ma co liczyć na pochwały nawet od swoich. „To was obciążą winą za to wszystko. Już teraz znieważają was publicznie ci, którzy wojują na Tik-Toku” – tutaj Reznikow pije do Kadyrowa, który ostatnio przeciwstawiał swoich „dzielnych Czeczenów” poddającym się Rosjanom.
A po drugiej stronie stoją ci, którzy bronią swojego kraju. „Państwa NATO dostarczają nam broni – to prawda. Ale biją was tą bronią ukraińscy żołnierze”. Ukraiński prezydent, w odróżnieniu od rosyjskiego, nie boi się odwiedzać swoich ludzi w okopach. Ukraina, w odróżnieniu od Rosji, dba o swoich obrońców, uwalnia bojowników z Mariupola, bo w jej oczach są oni bohaterami.
Tę drogę prawdy nadal mogą wybrać przeciwnicy Ukraińców z rosyjskich okopów. „Jeszcze możecie uratować Rosję od tragedii, a rosyjską armię – od poniżenia i hańby. […] Gwarantujemy życie, bezpieczeństwo i sprawiedliwość wszystkim, którzy rzucą broń bez zbędnej zwłoki. Ale czas ucieka”. Reznikow przekonuje, że Rosjanin może stać się bohaterem swojego kraju, poddając się przeciwnikowi, z którym często łączy go język i czasem nawet wspólnie przebyte szkoły oficerskie. To argumentacja ocierająca się o skrajność, ale taką właśnie, skrajną sytuację, mamy obecnie w Rosji.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki