Logo Przewdonik Katolicki

Bóg kocha nieidealnych

ks. Tomasz Szałanda
fot. Howgill Fotolia

Nie za wzorowe małżeństwo, za codziennie perfekcyjnie odmawianie modlitwy, za doskonałe wypełnianie obowiązków. Bóg kocha, bo... inaczej nie potrafi i nie chce. Jego miłość jest bezwarunkowa i nie ograniczają jej nawet nasze największe świństwa.

W okresie przedświątecznym byliśmy kuszeni w bardzo intensywny, komercyjny sposób, by ulec przekonaniu, że zarówno my, jak i nasz świat jesteśmy perfekcyjni. Epatowały tymi skojarzeniami niekończące się reklamy. Ale to nie tylko grudniowe szaleństwo. W szkołach coraz częściej można usłyszeć: „stawiamy na kreatywność”, z tym, że rozumianą często jako  bycie lepszym od innych, osiągane w coraz bardziej szaleńczej rywalizacji.
By być perfekcyjnym, trzeba bardzo dużo pracować, bardzo wykazywać się, bardzo zasługiwać na to miano. I naprawdę jesteśmy w stanie zrobić wiele, by innym tę naszą doskonałość pokazać.
Tymczasem taki obraz jest z kategorii fantazji. To iluzja, ludzka ucieczka w świat, za którym tęsknimy, którego chcemy, ponieważ on pozwala ukrywać przed samym sobą, że tak naprawdę ani nasz świat, ani my sami nie jesteśmy idealni, a wręcz przeciwnie, mnóstwo w nim i w nas słabości i niedoskonałości.
 
Nieidealnie urodzony
To wyraźnie nam podpowiada sam Bóg już w tajemnicy narodzenia Syna, w której owa nieidealność jest niejako kluczem rozumienia wejścia Boga w ludzkim ciele w świat. On przyszedł właśnie dlatego, że świat i ludzie żyli w iluzji perfekcjonizmu. U Żydów, objawiał się on głównie na gruncie religijnym i polegał na skrupulanckim wręcz spełnianiu 613 nakazów i zakazów. U Greków i Rzymian wyrażał się przez kult ciała, kolejne podboje, dążenie do zwycięstw oraz manifestację siły. U Żydów lud nieznający Prawa był przeklęty, u Greków i Rzymian fizycznie słabych zabijano nawet od razu po urodzeniu.
W tę stworzoną przez ludzi iluzję perfekcji wkroczył Bóg kompletnie w „nieperfekcyjny” sposób. Król królów i Pan panów stał się człowiekiem urodzonym w chlewie/stajni/oborze, którego łóżeczkiem był zwierzęcy żłób. Pierwszymi gośćmi byli biedni pasterze – ludzie, których pracy nie ceniono, a ponieważ często kradli powierzone im owce i bydło, nie byli wiarygodni i nie mogli zeznawać w sądzie.
Najbliżsi współpracownicy Syna Bożego również nie byli idealni. Część z nich była rybakami, jeden celnikiem, ale o zajęciach pozostałych nawet się nie wspomina. Jako ludzie również byli pełni wad, co poświadczają ich postawy utrwalone w Ewangeliach: tchórzostwo, zdrady, chciwość, zazdrość, kradzieże, pycha, zarozumiałość. Jego główni zwolennicy także byli dalecy od perfekcji. Stanowili bowiem liczną grupę opętanych, chorych, biednych, niewykształconych, pospolitych łotrów, społecznie wykluczonych oraz pogan. Nie była to więc elita Izraela.
Jezus – Boży Syn „nieidealnie” urodzony przyszedł do nieidealnego świata, i żeby przywrócić mu idealność na końcu czasów – umarł i zmartwychwstał. Jeżeli więc tego sobie nie uświadomimy, że nie jesteśmy idealni ani perfekcyjni, to jaki sens miało przyjście Boga na świat i Jego obecność także i dzisiaj?
 
Bóg nie chce zdobywania sprawności
Czy mamy się więc stać idealni i perfekcyjni, by dorównać Bogu? Nie. To przy skłonności do grzechu naszej ludzkiej natury jest niemożliwe. Mamy do tego dążyć, chcieć jak najlepiej – to znaczy z Bogiem przeżyć nasze życie ziemskie, a nie zdobywać u Pana Boga kolejne sprawności, jak to się czyni w drużynie harcerskiej. Punktem wyjścia jest uznanie własnej słabości, bo to jest jedyny właściwy grunt do zrozumienia, że właśnie do takiego mnie chce przyjść Bóg, jak przyszedł ponad dwa tysiące lat temu, że właśnie za takiego oddał swoje życie, że mnie kocha nie za idealne małżeństwo (bo takiego nie ma), za codziennie perfekcyjnie odmawianie modlitwy (bo tak się nie dzieje), za doskonałe wypełnianie obowiązków (bo to niemożliwe). On mnie kocha, bo... inaczej nie potrafi i nie chce. Jego miłość jest bezwarunkowa i nie ograniczają jej nawet moje największe świństwa.
Nie bez powodu pierwsi, którzy zobaczyli obiecanego od wieków Mesjasza, ujrzeli Noworodka otoczonego miłością i czułością przez Maryję i Józefa. Podobnie, lecz z o wiele większą intensywnością traktuje nas Bóg, i nigdy się nie męczy ani nie zniechęca. Jego miłość nie ustaje nawet, jak grymasimy, gdy jesteśmy nieznośni czy kiedy czas na nową pieluszkę. Miłość bowiem polega na tym, że znając najciemniejsze strony życia drugiej osoby, nie przestaję jej kochać i jestem zawsze gotowy pomóc wyjść z duchowych mroków.
 
Iluzja własnych możliwości
Medialnie stworzony świat w rzeczywistości nie istnieje. Wielu z nas telewizyjne wzorce niestety przeniosło w codzienność, której ślepo zawierzyliśmy. Podobnym wręcz bezgranicznym zaufaniem wielu obdarza bezosobową korporację, w której pracuje.
Ostatecznie jednak taki styl życia może i pogrubia nasz portfel, może pozwala rosnąć w dumę, ale wyjaławia kompletnie duszę. Doba bowiem ma tylko 24 godziny, z czego niestety najwięcej czasu zabiera nam dążenie do perfekcji i idealności. Jak siebie i bliskich przed tym ochronić?
Po pierwsze, każdy rozpoczynający się dzień zacznij z Bogiem, ofiarowując Mu go. Zaproś Pana do towarzyszenia ci w zadaniach, które czekają cię od rana. Możesz to robi,ć myjąc zęby, biorąc poranny prysznic czy przygotowując śniadanie. Kiedy wyruszasz do szkoły czy pracy, zaproś Boga, by z Tobą poszedł czy pojechał – by z tobą po prostu był. Świadomość obecności Boga przy tobie uchroni cię przed wieloma próbami pójścia na skróty, by szybciej osiągnąć zamierzony cel. Poza tym ów cel się również zacznie zmieniać, bo zaczniesz robić więcej na Jego chwałę, a mniej na własną. Zauważysz, ile Mu zawdzięczasz, przestaniesz liczyć jedynie na własne siły, bo zrozumiesz słowa św. Pawła: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał” (1 Kor 4, 7).
Ale czeka cię również coś jeszcze. Z czasem zniknie iluzja niespożytych możliwości własnych, szaleństwa w pędzie do perfekcji i idealności. Nie jesteś taki i nigdy nie będziesz. I nie chciej takim być. Bądź prawdziwy – to znaczy korygujący własne słabości. Bądź pracowity – to znaczy sumienny. Bądź człowiekiem umiłowanym przez Boga z powodu tego, że po prostu jesteś, a nie służącym bezdusznej korporacji czy nawet niewielkiej firmie, dla której jesteś ważny, konieczny, potrzebny tylko wtedy, gdy przyniesiesz konkretny zysk.
Wpatrzony i wtulony w Chrystusa jesteś wolny, bo nawet jak przestaniesz Go kochać, On nigdy z miłości do ciebie nie zrezygnuje i poczeka na twój powrót bez wymówek, bez oczekiwań na twoje usprawiedliwienia i konkretne wyjaśnienia. On się po prostu ucieszy, że jesteś przy Nim.
 -----------
Ks. dr hab. Tomasz Szałanda
Kapłan archidiecezji warmińskiej, wykładał homiletykę w Wyższym Seminarium Duchownym w Elblągu i w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Werbistów w Pieniężnie. Autor książek i artykułów z zakresu homiletyki, demonologii, mariologii oraz charyzmatycznej odnowy Kościoła. Proboszcz w Stawigudzie
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki