Każdego roku staram się przeczytać przynajmniej jedną powieść lub reportaż dotyczący II wojny światowej. Wcale nie dlatego, że lubię. Zupełnie odwrotnie – boję się opisów rzeczywistości okupacyjnej, wzbudzają one we mnie sprzeciw i lęk, bo wiem, że historia lubi się powtarzać. Dlaczego zatem czytam? Przede wszystkim, żeby pamiętać, ale także aby mój strach przezwyciężyć.
Jestem z jednego z tych powojennych pokoleń, które wyrosło na opowieściach dziadków i pradziadków o tamtym bolesnym okresie. Nie umiemy wyrzucić ze swojej świadomości i pamięci tego czasu, bo doświadczyliśmy spotkania z żywymi świadkami historii. To nie fikcyjne opowieści, wymyślane przez płodnych pisarzy, to – nawet jeśli z wymyśloną fabułą – opowieści zakorzenione w prawdziwej historycznej rzeczywistości. Jednak lata mijają, a ludzie młodzi nadal chętnie sięgają po literackie opowieści o wojnie. Przemyśleniami dzielą się najczęściej w internecie, na profilach w mediach społecznościowych. Bo czasy się zmieniły, ale potrzeba pamiętania i strach przed wojną pozostały niezmienne.
Bo nikt nam już tak nie opowie
Pokolenie dzisiejszych 20-latków ma dziadków, którzy urodzili się już po wojnie. Opowieści pradziadków giną w mrokach dzieciństwa. Młodzi ludzie często przyznają, że nie słuchali tych historii uważnie, bo zwyczajnie nie było to dla nich interesujące. Dopiero teraz, kiedy są starsi, sami dążą do spotkań z ostatnimi świadkami tej epoki, bo rozumieją już Herbertowskie przesłanie pana Cogito:
„ocalałeś nie po to aby żyć/masz mało czasu trzeba dać świadectwo”.
Skoro coraz mniej już bezpośrednich świadków, pozostaje literatura. Może dlatego młodzi ludzie coraz częściej cenią sobie książki napisane przez bezpośrednich świadków i uczestników wydarzeń wojennych lub spisane na podstawie ich wspomnień. Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego i Kolumbowie. Rocznik 20 to najczęściej wymieniane przez młode pokolenie powieści, po które trzeba sięgnąć. Na rynku wydawniczym pojawiają się wciąż nowe książki oparte na wspomnieniach, napisane w sposób przystępny dla współczesnego odbiorcy. Nie dziwi zatem, że seria książek Anny Herbich zaczynająca się od Dziewczyn z powstania, a kończąca na tegorocznych Dziewczynach z Wołynia plasuje się wysoko na listach bestsellerów największych sieci księgarskich w naszym kraju. Młodzi ludzie podkreślają, że takie świadectwa przemawiają do nich bardziej niż fikcja literacka, choć i ta druga ma swoich zwolenników, o czym świadczy powodzenie takich książek, jak Krawcowa z Dachau czy sagi rodzinne z wojną w tle.
Obowiązek pamięci
W roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości bardziej dobitnie niż kiedykolwiek brzmią słowa marszałka Józefa Piłsudskiego „Naród, który traci pamięć, przestaje być narodem – staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium”. Młodzi, wbrew ogólnemu przekonaniu, chcą pamiętać. Patrycja ma 27 lat i przynajmniej raz w roku przyjeżdża ze swoim narzeczonym do Auschwitz. Mieszkają niedaleko, więc jest im łatwiej. Ale to i tak dziwne miejsce na randki. Zwiedzają obóz sami albo z przewodnikiem. Za każdym razem dowiadują się czegoś nowego. Nie tylko o tym miejscu, ale też o sobie. – To historia, która musi zostać w pamięci na pokolenia. Za każdym razem jest to ogromne przeżycie, ale i tak według mnie każdy powinien chociaż raz w życiu tam być i poczuć to miejsce, bo w powietrzu naprawdę można odczuć cień tamtych bestialskich lat – mówi Patrycja. Pasjonuje się literaturą wojenną. Jej dziadkowie urodzili się w czasie wojny i po wojnie, więc pozostają jej dokumenty, miejsca i właśnie słowo pisane. Lubi zarówno wspomnienia, reportaże, jak i fikcję.
Dla młodego pokolenia pamięć jest być może ważniejsza niż dla pokoleń wcześniejszych. Wychowani w czasach pokoju, z dostępem do wszelkich dóbr materialnych, z możliwościami podróżowania, wśród nowoczesnych technologii, bardziej niż kiedykolwiek potrzebują zakorzeniania w historycznej tożsamości.
Potrzeba autorytetu i poczucie dumy
Na ekranach kin film o polskich lotnikach z Dywizjonu 303. Rozglądam się. Większość widowni nie przekroczyła magicznej granicy 30 lat. Dlaczego tu są? Po co w słoneczny niedzielny dzień oglądają film o ciężkiej wojennej rzeczywistości, o stracie najbliższych, o lęku przed śmiercią? Może to głód autorytetu? Potrzeba znalezienia bohaterskich postaw, które ukształtowałyby ich sposób postrzegania świata, wpłynęły na system wartości? Brak autorytetów wśród żyjących, pozorna wolność bez żadnych ograniczeń nie sprawdzają się w ostatecznym rozrachunku. Coraz bardziej widać to w wypowiedziach ludzi młodych, w ich dążeniu do przynależności do grupy, do określenia swojego miejsca w świecie. W skrajnych przypadkach objawia się to zachwytem ideami nacjonalistycznymi. Ale większość młodych zwyczajnie potrzebuje wzorów do naśladowania. A ci, którzy przeżyli piekło II wojny światowej i nie wahali się poświęcić życia dla idei wolności, wydają się kimś, kogo warto poznać, choćby tylko poprzez spisane relacje.
Może dlatego na corocznych uroczystościach związanych z wybuchem powstania warszawskiego tak wiele młodzieży, rodzin z małymi dziećmi? Wzruszający to obrazek z jednej z warszawskich szkół, gdzie starszy pan, powstaniec, przychodzi do coraz młodszych pokoleń, a uczniowie traktują go nie tylko z szacunkiem, ale jak członka rodziny, którego należy słuchać i którym trzeba się zaopiekować.
Ale młodzi szukają w literaturze wojennej również powodu do dumy z naszych narodowych zwycięstw. „Ogólnie ostatnio staram się sięgać częściej po pozytywne rzeczy, podkreślające wybitność, bohaterstwo i patriotyzm Polaków. Nie zapominam o tragediach i porażkach, ale uważam że naród powinien przede wszystkim skupiać się na jasnych stronach swojej historii. W naszej historii jest tak mało pozytywów i rzeczy, z których możemy i powinniśmy być dumni”. Ta wypowiedź jednego z członków grupy miłośników książek w mediach społecznościowych wydaje się potwierdzać tezę, że młodzi ludzie oprócz pamięci o bolesnych kart naszej historii chcą coraz bardziej zauważać nasze narodowe zwycięstwa i sukcesy.
„Fenomen zła”
Tego lata pojechaliśmy do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Na zdjęciu dom komendanta, a przed nim piękna dziecięca huśtawka. – Jak to możliwe – zapytał mój 13-letni syn – że ten człowiek zabijał ludzi, wydawał wyroki śmierci, a potem wracał do domu, do dzieci? Jak te dzieci mogły tutaj mieszkać? Nie wiem. „Fenomen zła” to zagadnienie zbyt skomplikowane, by je w prostych słowach wyjaśnić nastolatkowi. Skąd przychodzi to, że jedni stają się ofiarami, a inni oprawcami? – Zwłaszcza to ostatnie, skąd to się bierze w człowieku. Zawsze zastanawia mnie to, czy w każdym z nas nie czai się taki pierwiastek zła i w odpowiednich okolicznościach możemy zmienić się w kata – usłyszałam od mojej bardzo młodej koleżanki. Może literackie próby wyjaśnienia tego zagadnienia to jedyne co nam pozostaje? Nie dziwi zatem popularność takich książek, jak Chłopiec w pasiastej piżamie J. Boyne’a czy Wyznaję J. Cabré.
Czy zatem pytania, które zadają sobie kolejne pokolenia, różnią się od pytań zadawanych przez nas i tych przed nami? Zasadniczo nie. Zmienia się forma komunikacji i przekazu, pytania i motywy pozostają niezmienne. To chyba dobrze.