Logo Przewdonik Katolicki

Psioczą na obcych, a swoich lubią

ks. Wojciech Raczkowski
Fot.

Z ks. kanonikiem Wojciechem Raczkowskim rozmawia Michał Gryczyński

 

Tematem Roku Kapłańskiego jest „Wierność Chrystusa, wierność kapłana". Ma Ksiądz Kanonik za sobą 52 lata kapłaństwa. Czy z Księdza punktu widzenia potrzebny jest nam taki czas refleksji?

- Oj, refleksja jest potrzebna, i to bardzo potrzebna. W tajemnicy kapłaństwa drga bowiem czynnik dynamiczny. Drga on przede wszystkim w Bogu Trójjedynym: „Ojciec mój, aż dotąd działa i Ja działam” (J 5, 17); „Nie zostawię was sierotami - odchodzę i przychodzę do Was” (J 14, 17 i 28); „Jestem z Wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20); „Duch Święty przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami" (Rz 8, 26).

Kapłaństwo Chrystusowe jest naznaczone czynnikiem dynamicznym, stale odkrywamy w nim coś nowego, radosnego, ale też zobowiązującego: dar i zadanie. Steruje to ku pokornej modlitwie: Panie, czego mi jeszcze nie dostaje? Mnie osobiście wzrusza pokorna modlitwa Romano Guardiniego: „Panie, daj mi tyle łaski, ile chcesz mi dać na dzień dzisiejszy, jutro poproszę Cię od nowa”.

Po pięćdziesięciu dwóch latach kapłaństwa, jakże nie dziękować Panu, że pozwolił mi wytrwać w Jego służbie? Jakże nie przepraszać, że tyle naknociłem? Jakże nie prosić, abym wytrwał do końca moich dni? Kolejny akcent tej refleksji: czy i jakie owoce przyniosła ta służba Bogu i ludziom? Słudzy nieużyteczni jesteśmy, ale co mieliśmy robić - to jakoś robiliśmy. Myślę, że pewną puentę tego pytania zawiera jedna z modlitw mszalnych: Spraw, Panie, abyśmy stale rozważając Twoją naukę, spełniali słowem i czynem to, co się Tobie podoba.

 

Ojciec Święty rozpoczyna Rok Kapłański podczas nieszporów uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa. Co to właściwie znaczy, gdy o księdzu powiada się, że to kapłan według Serca Jezusowego?

- W takim powiedzeniu zawiera się nie tylko komplement, ale i rodzaj hołdu. Co więcej: odzwierciedlenie tęsknot ludzi za dobrym księdzem i radość, że takiego kapłana spotkali. Myślę, że każdy z nas chciałby na taką ocenę zasłużyć.

Z bezmiaru bogactwa Serca Jezusowego, sławionego choćby w litanii, od lat proponuję sobie i innym dwa wezwania: „Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia” oraz „Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Ciebie wzywają” - uczyń serca nasze według serca Twego. W życiu kapłańskim, i to na każdym jego etapie, potrzeba cierpliwości. Potrzeba jej zarówno w oczekiwaniu na owoce duszpasterskiej pracy, jak i w znoszeniu osobistych przykrości. Ludzie nie są bez reszty źli; bywają wybuchowi, porywczy… W ostatnich latach - przez straszliwą nieraz przewrotność mediów - bywają też deformowani - zamiast być formowani. Trzeba wtedy przylgnąć do obietnicy Zbawiciela: „w cierpliwości posiądziecie dusze wasze”. Potrzeba też, bardzo potrzeba, uczynności dla ludzi, którzy nas do czegoś wzywają. Gdy komuś coś bezinteresownie rzucisz za siebie, znajdziesz to kiedyś przed sobą; o to się już Pan Jezus postara. Ważne, że naśladując Jego hojność, stajemy na linii Jego Serca.

 

Na początku lat dziewięćdziesiątych narastała agresja wobec Kościoła i kapłanów, a na murach wypisywano: „księża na księżyc". Jak to wówczas komentowali sami księża?

- Moją wielką proboszczowską miłością jest i pozostanie ukochana Środa Wielkopolska! Pracowałem w parafii Najświętszego Serca Jezusa w latach 1980-2002. Parafia Najświętszego Serca Jezusa, Wspaniała Kolegiata Jagiellońska, parafia św. Józefa, wyemanowana po większej części z mojej parafii i wszyscy mieszkańcy tego miasta są „sercem mojego serca". I oni o tym wiedzą... Kochami ich niezmiennie.

Przelotnych objawów tej agresji, o którą pan redaktor pyta, też doznałem. Świeżo otynkowaną plebanię „ozdobiono” napisami bardziej plugawymi niż jazda na księżyc. Mury neogotyckiego kościoła z czerwonej cegły popstrzył też wściekły, widocznie na naukę religii, uczeń średniej szkoły. Nieoceniony kościelny tych lat, pan Antoni Jaśkowiak, miał straszną robotę zmywania, chyba acetonem, tych plugastw. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć, czy i jak wtedy komentowaliśmy te wybryki. Z pokorą wyznaję, że byłem wkurzony. Uczona przeze mnie w liceum młodzież stanowiła niebagatelną cząstkę mego proboszczowania. Daleki byłem jednak wtedy - i daleki jestem do dzisiaj - od uogólniania. Były to jednostkowe wybryki.

Będąc obecnie mieszkańcem Domu Księży Seniorów staram się przelewać cząstkę duszpasterskiej miłości na parafian parafii Świętego Ducha w Poznaniu - Antoninku. Nie doznaję żadnej agresji; przeciwnie - od dzieci, młodzieży i od starszych napotykam serdeczne uśmiechy pod adresem „Księdza Dziadka”. Nie zamykam jednak oczu na smutny i rosnący zasięg niechęci do religii w naszym XXI w. Nie są to już indywidualne „popisy”, ale zorganizowana i umiejętnie sterowana walka. Nie jest to zresztą monopol naszych czasów. Święty Paweł nie zostawia złudzeń. Ci, którzy pobożnie pragną żyć w Chrystusie Jezusie, prześladowanie cierpieć będą.

 

Biskup drohiczyński Antoni Dydycz wystosował niedawno list, w którym wezwał do modlitw o świętość kapłanów i napisał, iż „świat nienawidzi kapłaństwa, gdyż nie jest ono z tego świata”, wskazując na media nieprzychylne kapłanom. Czy Ksiądz odczuwa taką niechęć mediów?

- Dostrzegam tę niechęć. I boleję nad nią. Wezwanie do modlitwy o świętość kapłanów wychwytuję całym sercem. Często w moich rozmowach, także kazaniach, przytaczam zdanie wspaniałego kapłana, śp. prałata Teodora Korcza: „Ludzie świeccy potrzebują modlitwy kapłanów. A my potrzebujemy - i to bardzo potrzebujemy - modlitwy naszych braci i sióstr świeckich, więc módlmy się wzajemnie za siebie”. Dołączam też prośbę o nowe i święte powołania kapłańskie, zakonne, misyjne i kontemplacyjne. Bądźmy również wdzięczni tym, którzy się za nas modlą.

 

Ma się czasem wrażenie, że - na wzór zachodniej Europy - wielu księży usiłuje upodobnić się do świeckich. Jak Ksiądz ocenia to zjawisko?

– Hm, trochę się gubię w odczytywaniu tak sformułowanego pytania. Zachodnią Europę poznawałem w latach 1968-72. Nie odnosiłem wtedy wrażenia, aby księża w Rzymie, Niemczech, Francji, Anglii, Belgii upodabniali się do świeckich. Myślę także, że od katolików świeckich, tych na prawdę zaangażowanych, moglibyśmy my, księża, uczyć się wielu dobrych rzeczy. Brzmią mi jeszcze w uszach słowa kardynała Wojtyły: „Wy, świeccy, odświeżacie nam teologię”. Te słowa brzmiały w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.

 

Często zapominamy, że księża są tacy, jakie są nasze rodziny. Co Ksiądz myśli, słysząc narzekania na rozmaitych księży?

– Rodzinę współczesną nękają rozmaite kryzysy; stwierdzając to nie odkrywam Ameryki. Współżycie przedślubne staje się nagminne, relatywizm w podejściu do nierozerwalności małżeństwa, kodowanie w sobie i partnerce „jak się pokłócimy, to rozwód”, zbyt częste, zbyt długie rozłąki w pogoni za pieniądzem, malejące więzi między rodzicami i dziećmi… Wszystkie te zjawiska opisują tomy raportów na temat życia rodzinnego. Młodzi kandydaci do kapłaństwa nierzadko z takich rodzin się wywodzą, a mimo to wybierają kapłaństwo. Muszą w seminarium na wiele pytań sobie odpowiedzieć, wiele bolesnych spraw, które naszemu pokoleniu były oszczędzone, muszą w sobie uładzić! I ten trud podejmują! Czyż można ich nie kochać? Czy nie trzeba się za nich modlić?

A co do narzekania: ludzie, a zwłaszcza my, Polacy, lubimy narzekać. Na wszystko i na wszystkich. Lubimy do tego wyzywać. Czasem zazębiają się dwie rzeczy: pretensje i kolportaż tych pretensji. Psioczą na nieznanych księży: „bo tak się słyszy”, a własnych, sobie znanych duszpasterzy, lubią. Od biedy, dobre i to!

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki