Logo Przewdonik Katolicki

Być jak św. Mikołaj

Wojciech Nowicki
Fot.

Dobroczynność nie jest tylko domeną świętych. Z badań naukowych wynika, że już dzieci przejawiają cechy altruistyczne. Co zrobić, żeby ich nie stracić? Jak zostać św. Mikołajem? Wesoły dziadek z wielkim brzuchem, czerwonym płaszczem i długą, białą brodą. W zestawie obowiązkowo dzwoneczek i wielka torba wypełniona prezentami. Współczesny model św. Mikołaja, czyli Santa Claus,...

Dobroczynność nie jest tylko domeną świętych. Z badań naukowych wynika, że już dzieci przejawiają cechy altruistyczne. Co zrobić, żeby ich nie stracić? Jak zostać św. Mikołajem?

Wesoły dziadek z wielkim brzuchem, czerwonym płaszczem i długą, białą brodą. W zestawie obowiązkowo dzwoneczek i wielka torba wypełniona prezentami. Współczesny model św. Mikołaja, czyli Santa Claus, ma w gruncie rzeczy niewiele wspólnego z tym prawdziwym św. Mikołajem. Jest wytworem współczesnej kultury masowej i kojarzy się raczej z komercją niż charytatywnością.

6 grudnia św. Mikołaj obowiązkowo podrzuca dzieciom słodycze. Trudno wyobrazić sobie, abyśmy tego dnia nie obdarowali się jakimiś drobnymi upominkami. Ten zwyczaj, mający piękną i długą tradycję, został dziś spłycony i pozbawiony swojej wyjątkowości. Powstała nowa świecka tradycja: mikołajki.

Skrzynka św. Mikołaja
Kto dziś zastanawiał się, dlaczego właśnie 6 grudnia podrzucamy dyskretnie dzieciom upominki? Zwyczaj ten powstał na pamiątkę dobroczynności św. Mikołaja, który w nocy podrzucił ubogiemu szlachcicowi pieniądze, by ten mógł wydać za mąż swoje trzy córki. Początkowo obdarowywano się skromnie jabłkami, złoconymi orzechami czy piernikami. Na niegrzeczne dzieci czekała rózga. Z czasem zwyczaj się rozpowszechnił, szczególnie za sprawą ks. Piotra Skargi, który założył w Krakowie specjalną skrzynkę św. Mikołaja. 6 grudnia każdego roku wrzucano do niej pieniądze, by pomóc ubogim dziewczętom wyjść za mąż lub wstąpić do klasztoru. Kiedyś ożenek lub wybór życia zakonnego wiązał się z koniecznością wniesienia posagu, na co nie wszystkich było stać.

Jakkolwiek obchodzono wspomnienie św. Mikołaja, zawsze pamiętano o jego chrześcijańskich korzeniach. Rodzice, obdarowując dzieci w imieniu świętego, przypominali swoim pociechom o konieczności modlitwy i czynienia innym dobra. Dziś z biskupa Miry uczyniono grubego Santa Clausa, który wesoło mruga do nas okiem, trzymając w ręku butelkę coli. Zamiast przypominać o potrzebie altruizmu, zachęca się do kupowania dzieciom drogich prezentów.

Wróćmy więc do korzeni. Św. Mikołaj, biskup Miry, zasłynął z wielkiej dobroduszności. Pomagał i nie oczekiwał wdzięczności. Do pomocy materialnej zawsze dołączał modlitwę. Jego postawa każe się zastanowić, jak z dobroczynnością jest u nas? Jak możemy realizować idee dobroczynności? Czy każdy może zostać św. Mikołajem?

Symbol dobroczynności

Św. Mikołaj żył w drugiej połowie III w. w mieście Mira w Azji Mniejszej. Ponoć od swych młodzieńczych lat chciał być kapłanem, a swoje kapłaństwo realizował pomagając biednym. Znamy niewiele faktów na jego temat, za to zachowało się wiele legend i podań. Wyłania się z nich obraz człowieka bardzo wrażliwego na potrzeby innych. Pomocny, a przy tym skromny i dyskretny. Niezwykle pokorny i bezgranicznie ufający Panu Bogu. Rozmodlony, cichy, pracowity. Symbol wspaniałomyślnej i hojnej dobroczynności.

Nie sposób wyliczyć licznych inicjatyw, jakie święty miał podjąć, by pomóc innym. Zubożałemu szlachcicowi, który nie miał za co wydać córek za mąż, podrzucał w nocy pieniądze. W ten sposób wybawił je od tragedii; gdyby nie pomoc św. Mikołaja, kobiety prawdopodobnie musiałyby zarabiać prostytuując się. Innym razem udał się osobiście do cesarza Konstantyna Wielkiego, by uprosić o ułaskawienie dla trzech młodzieńców skazanych na karę śmierci za jakieś drobne wykroczenie. Miał też swą żarliwą modlitwą uratować rybaków od utonięcia podczas gwałtownej burzy.

W czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana i Maksymiana święty był więziony. Nigdy jednak nie zaprzestał zwalczania pogaństwa. Był też gorącym obrońcą dogmatów. Ponoć brał udział w soborze powszechnym w Nicei, gdzie ostro występował przeciwko Ariuszowi, który podważał dogmat o Trójcy Świętej.

Jak podaje dominikanin Jakub de Voragine, gdy zmarł św. Mikołaj, „u głowy jego wytrysło źródło oliwy, a u stóp źródło wody i do dziś z członków jego wydobywa się święty olej, który już wielu uzdrowił”. Jest to tzw. manna św. Mikołaja. Została wielokrotnie przebadana przez specjalistów, którzy próbowali naukowo wyjaśnić jej pochodzenie. Nie udało się to jednak. Potwierdzono jedynie, że ciecz jest czysta chemicznie i bakteriologicznie, a więc nie zawiera żadnych skażeń. Za to ma cudowną moc. Księga cudów bazyliki św. Mikołaja w Bari, gdzie spoczywają relikwie świętego, odnotowała niejedno uzdrowienie po spożyciu „manny”. Można ją zaczerpnąć tylko raz w roku. Wieczorem 9 maja hermetycznie zamknięty sarkofag jest otwierany w obecności wiernych, a przez specjalne okienko pobiera się dwie, trzy szklanki tego płynu i rozlewa po kilka kropel do buteleczek z wodą święconą.

Choć św. Mikołaj był biskupem Miry, jego szczątki spoczywają w Bari. Przeniesiono je tam, gdy w 1087 r. Saraceni opanowali miasto. Wkrótce w miejscu grobowca wybudowano olbrzymią bazylikę, do której dziś pielgrzymują tłumy. Inna monumentalna bazylika ku czci świętego znajduje się w Konstantynopolu. Wzniósł ją cesarz Justynian ok. IV w. W samym Rzymie jest kilkanaście kościołów pw. św. Mikołaja, zaś w Polsce ich liczba sięga prawie 230. Mikołaj patronuje żeglarzom, piekarzom, młodym pannom, studentom, dzieciom, pasterzom oraz Rusi. Jest jednym z najważniejszych świętych Kościoła wschodniego.

WN


Trzeba chcieć
Ks. Marian Subocz, dyrektor Caritas Polska, przekonuje, że jest możliwe, by każdy z nas stał się św. Mikołajem. – Nie znaczy to, że musimy koniecznie pomagać drugim materialnie. Czasami można obdarować innych np. swoim uśmiechem, znaleźć czas dla drugiej osoby czy pójść w odwiedziny do kogoś starszego, samotnego czy chorego. Być św. Mikołajem to znaczy obdarowywać innych. To nie jest takie trudne. Wystarczy chcieć – przekonuje ks. Subocz.

Pomoc drugiemu człowiekowi, szczególnie ta bezinteresowna, jest jednym z piękniejszych przejawów miłości. Jeśli przypomnimy sobie słowa Jezusa, który powiedział, że cokolwiek uczyniliśmy najmniejszemu z braci, Jemu uczyniliśmy, kwestia dobroczynności jawi się jako jedna z ważniejszych treści naszego życia. Pomoc potrzebującym jest zawsze gestem miłosiernej miłości wobec drugiego człowieka. A ponieważ miłość jest celem, do którego zdążamy i w którym znajdziemy pokój (św. Augustyn), powinniśmy czynić wszystko, by służyć tym, którzy oczekują naszej pomocy. Kluczowe zatem zdaje się stwierdzenie ks. Subocza, że trzeba chcieć.

Naukowcy przeprowadzili w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat szereg badań, próbując wyjaśnić, dlaczego jedni ludzie pomagają, a inni nie. W efekcie wypracowano trzy teorie, z których każda ma swoich zwolenników i przeciwników. Pierwsza z nich mówi, że przez wieki wykształciliśmy w sobie normę wzajemności. Pomagamy innym, licząc, że gdy sami znajdziemy się w potrzebie, znajdzie się ktoś, kto i nam pomoże. Druga teoria zakłada, że pomagamy wtedy, kiedy zyski z udzielania pomocy przewyższają ponoszone koszty. A zatem nasza dobroczynność jest czysto egoistyczna i tak naprawdę jest przejawem zabiegania o własny interes. Jest to tzw. teoria wymiany społecznej. Trzeci pogląd ukazuje człowieka jako altruistę, który odczuwając silną empatię wobec potrzebujących, niesie im pomoc.

Gdybyśmy chcieli przyporządkować św. Mikołaja do którejś z tych teorii, nie ma wątpliwości, że w grę wchodzi tylko ta ostatnia. Całe zastępy świętych tym właśnie zasłużyły sobie na to miano, że niosły pomoc innym z pominięciem własnego interesu, a często ponosząc bardzo wysokie koszty, z oddaniem życia włącznie. Św. Mikołaj, którego Kościół i Tradycja ukazują nam jako symbol wspaniałomyślnej i hojnej dobroczynności, ma służyć za przykład do naśladowania.

Czy Polacy są altruistami?



Ks. Marian Subocz, dyrektor Caritas Polska

– Nasze społeczeństwo nie jest ani lepsze, ani gorsze w niesieniu pomocy innym. Jesteśmy coraz bardziej otwarci na problemy innych. Pod tym względem nie odbiegamy od średniej europejskiej.
Polacy coraz częściej dostrzegają potrzeby innych. Widać to chociażby po rozwoju dzieł prowadzonych przez Caritas. Akcje takie jak: „Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom”, „Skrzydła” czy „Kromka Chleba” cieszą się coraz większą popularnością. Również w sytuacjach wyjątkowych, jak tragedia w kopalni „Halemba”, wypadek polskiego autokaru pod Grenoble czy trąba powietrzna, Polacy chcą pomagać.
Nie możemy też zapominać, że jako katolicy jesteśmy zobowiązani do jeszcze większej pomocy. Wszyscy dostępujemy ogromu miłosierdzia, więc tym bardziej powinniśmy okazywać miłość innym.



Michał Rżysko, Fundacja św. Mikołaja
– Polacy bardzo chętnie pomagają. Jesteśmy narodem o ogromnych sercach. Kilka lat temu przeprowadzono badania, w których zapytano naszych rodaków o gotowość przeznaczenia części swoich pieniędzy na cele charytatywne. 99 proc. ankietowanych odpowiedziało wówczas twierdząco.
Co prawda, mówić to jedno, a robić co innego, ale obserwujemy coraz większą wolę Polaków, by pomagać. Przejawia się to w różny sposób, np. poprzez pomoc rodzinnym domom dziecka, czym zajmuje się nasza fundacja.
Najważniejsze jest, żeby pomagać. Nie jest ważne, ile ma się pieniędzy – liczy się gest!
Chciałbym, abyśmy pomagali mądrze, tzn. nie ograniczali się do jednorazowych akcji, ale robili to regularnie. Z roku na rok coraz więcej ludzi zaczyna to rozumieć.

Notował
Jarosław Stróżyk


Osobowość altruistyczna?
Czy jednak każdy z nas ma szansę stać się św. Mikołajem? Badania dowodzą, że dzieci bardzo wcześnie przejawiają skłonności do altruizmu. Już w wieku osiemnastu miesięcy potrafią brać udział w wypełnianiu domowych obowiązków i uspokoić płaczące niemowlę. To właśnie w dzieciach najłatwiej można wzbudzić altruizm i wychować na przyszłych dobroczyńców. Można to czynić, nagradzając takie zachowania pochwałą, przytuleniem czy uśmiechem. Można też dziecko nagrodzić za przejaw bezinteresownej pomocy, ale z tym – jak podkreślają psychologowie – trzeba być bardzo ostrożnym. Dzieci mogą szybko dojść do wniosku, że skoro za okazane serce można odnieść konkretną korzyść, warto pomagać tylko wtedy, jeśli jest to opłacalne. Zbyt częste nagradzanie może więc doprowadzić do zniszczenia postaw altruistycznych, zamiast je umocnić.

Nic tak nie rozwija bezinteresowności u dzieci jak przykład płynący „z góry”, czyli od rodziców, rodzeństwa, nauczycieli itd. Maluchy często naśladują dorosłych. Jeśli widzą w nich zachowania prospołeczne, jak np. pomaganie bezdomnym, głodnym, chorym, utwierdzą się w przekonaniu o słuszności i potrzebie takich działań. Psychologowie, co prawda, mówią o istnieniu osobowości altruistycznej, czyli takiej, która charakteryzuje się tendencją do udzielania pomocy innym osobom, wskazują jednak, że na jej podstawie nie można przewidzieć, czy dana osoba pospieszy innej z pomocą. Choć zwiększa takie prawdopodobieństwo.

Badania dowodzą, że istnieje wiele pojedynczych, charakterystycznych dla danej sytuacji zmiennych, które mogą nas albo popchnąć w stronę altruizmu, albo wyrachowanej dobroczynności, albo oziębłości na niedolę drugiego człowieka. Nie bez znaczenia pozostaje nastrój i okoliczności, w jakich dana osoba ma udzielić pomocy. Okazuje się, że jesteśmy bardziej skłonni pomóc, gdy mamy dobry nastrój albo gdy chwilę wcześniej spotkało nas coś dobrego. Czy to znaczy, że nie pomagamy, gdy czujemy się źle? Niezupełnie. Robert Cialdini, wybitny psycholog społeczny, zauważył, że ludzie są skłonni pomóc innym, by pozbyć się własnego uczucia smutku czy przygnębienia, a nierzadko poczucia winy.

Jest jeszcze wiele innych badań, które pokazują, jak wiele czynników wpływa na to, czy w jakiejś sytuacji wykażemy się dobroczynnością, czy nie. Okazuje się, że mieszkańcy wsi są bardziej otwarci na kontakty z innymi ludźmi, a mieszkańcy miast wykazują tendencje do zamykania się w sobie. Istotny jest tzw. efekt widza, zgodnie z którym, im większa jest liczba świadków nagłego wypadku, tym mniejsza jest szansa, że ktokolwiek podejmie interwencję i pomoże. Może się wydawać, że wszystkie te teorie, hipotezy i poglądy sugerują, że sam człowiek ma niewielki wpływ na to, czy będzie altruistą, czy nie. Nic bardziej mylnego. Badacze doszli do zaskakujących wniosków. Ludzie, którzy poznali uwarunkowania zachowań prospołecznych, nie tylko dostrzegli i zrozumieli, dlaczego nie pomagają, ale przede wszystkim zwiększyła się wśród nich gotowość do działań altruistycznych.



O miłości bliźniego
Miłość bliźniego polega właśnie na tym, że kocham w Bogu i z Bogiem również innego człowieka, którego w danym momencie może nawet nie znam lub do którego nie czuję sympatii. Taka miłość może być urzeczywistniona jedynie wtedy, kiedy jej punktem wyjścia jest intymne spotkanie z Bogiem, spotkanie, które stało się zjednoczeniem woli, a które pobudza także uczucia. Właśnie wtedy uczę się patrzeć na inną osobę nie tylko jedynie moimi oczyma i poprzez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa. Jego przyjaciel jest moim przyjacielem. Przenikając to, co zewnętrzne w drugim człowieku, dostrzegam jego głębokie wewnętrzne oczekiwanie na gest miłości, na poświęcenie uwagi, czego nie mogę mu dać jedynie za pośrednictwem przeznaczonych do tego organizacji, akceptując to, być może, jedynie jako konieczność polityczną. Patrzę oczyma Chrystusa i mogę dać drugiemu o wiele więcej niż to, czego konieczność widać na zewnątrz: spojrzenie miłości, którego potrzebuje. W tym właśnie przejawia się niezbędne współdziałanie między miłością Boga i miłością bliźniego, o którym mówi z takim naciskiem Pierwszy List św. Jana. Jeżeli w moim życiu brak zupełnie kontaktu z Bogiem, mogę widzieć w innym człowieku zawsze jedynie innego i nie potrafię rozpoznać w nim obrazu Boga. Jeżeli jednak w moim życiu nie zwracam zupełnie uwagi na drugiego człowieka, starając się być jedynie „pobożnym” i wypełniać swoje „religijne obowiązki”, oziębia się także moja relacja z Bogiem. Jest ona wówczas tylko „poprawna”, ale pozbawiona miłości. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu, do okazania mu miłości, czyni mnie wrażliwym również na Boga. Jedynie służba bliźniemu otwiera mi oczy na to, co Bóg czyni dla mnie i na to, jak mnie kocha.

Benedykt XVI
Encyklika „Deus caritas est”

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki