Jestem już w jesieni swojego życia. Każdego dnia dziękuję Panu Bogu za to wszystko, czym mnie i moją rodzinę obdarzył. Jednak z miesiąca na miesiąc coraz bardziej boję się „tego dnia” – dnia mojej śmierci. Mój lęk nie jest chyba do końca uzasadniony, ponieważ całe swoje życie byłam blisko Pana Boga, ale mimo wszystko boję się (...) i wstydzę się tego.
Wanda
Boimy się tego, co nieznane, a przecież nie ma ludzi doświadczonych w umieraniu, bo swojej śmierci nikt nie przeżył. Boimy się tego, z czym przyjdzie nam zmierzyć się tylko raz i będzie to na pewno nieuniknione.
Obawiamy się, bo oglądamy śmierć z zewnątrz i taka przynosi nam zawsze ból albo przeświadczenie o nim. Boimy się cierpienia, choroby, które mogą do śmierci prowadzić. Czujemy strach, bo kiedy odchodzą bliskie nam osoby – doświadczamy pustki.
Powie ktoś: „poganinie, tylko poganie boją się śmierci!”, a przecież wiarę przeżywa słaby, biedny człowiek.
Strach przed śmiercią nie jest powodem do wstydu. „Strach”, a może lepiej „niepewność” tego, w jaki sposób śmierć nadejdzie, jest raczej wyrazem pokornego stanięcia wobec Tajemnicy. To właśnie ona sprawia, że owa „niepewność” nie paraliżuje nas bezwzględnie, a my, już za życia, nie zachowujemy się tak, jakbyśmy nie żyli.
W Tajemnicy ukryta jest bowiem nie tylko śmierć, ale przede wszystkim „życie”, jako ostateczna odpowiedź. Znajdując się – po ludzku niepewnym – w obliczu Tajemnicy, stajemy się ludźmi nadziei zmartwychwstania i życia wiecznego. Chrześcijanin wierzy, że po śmierci czeka go życie. Zapewnił nas o tym sam Zmartwychwstały Pan. Pan Jezus, przyjmując wolę Ojca, ukazał nam najpiękniejszy wzór zawierzenia i ofiarnej miłości.
Ufność, że Pan jest większy od naszych lęków i obaw, że możemy zawierzyć Jego woli, bo przecież Bóg nas kocha, ufność, którą wraz z sakramentem chrztu zasiał w naszych sercach sam Chrystus, ta ufność pomoże nam umrzeć.