Historia kościoła przy rynku Wildeckim przypomina dramatyczną przypowieść o wieży Babel. Świątynia budowana jako element pruskiej propagandy do dzisiaj jest milczącym świadkiem ludzkich konfliktów XX w. Kiedyś była ewangelicka, dziś – katolicka.
W 1900 r. Wilda została przyłączona do rozwijającego się szybko Poznania. Pełną parą pracowały polskie Zakłady Hipolita Cegielskiego i niemieckie Zakłady Napraw Taboru Kolejowego. Wilda z bamberskiej wioski przemieniała się w tętniącą życiem dzielnicę miasta. Rosła liczba jej mieszkańców zarówno Polaków – katolików, jak i Niemców – ewangelików. Dla tych ostatnich pojawiła się potrzeba wybudowania miejsca kultu – kościoła.
Germanizacja i potrzeba duszpasterska
28 listopada 1904 r. w Poznaniu, na Bismarckplatz (obecnie rynek Wildecki), odbyła się uroczystość położenia kamienia węgielnego pod budowę nowego kościoła ewangelickiego pw. św. Mateusza. Uczestniczył w niej książę Fryderyk, który reprezentował cesarzową Augustę Wiktorię i cesarza Wilhelma II. Na kamieniu wyryto napis „Deine Reich komme!” („Przyjdź Królestwo Twoje!”). Przy poświęceniu świątyni, 15 marca 1907 r., również byli obecni przedstawiciele najwyższych władz cesarstwa, co świadczyło o politycznej randze przedsięwzięcia. Na wieży kościelnej rozwieszono niemieckie, czarno-biało-czerwone flagi. Nieustannie akcentowano hojność cesarstwa. Nieco z boku tych wydarzeń stali pobożni chrześcijanie wyznania ewangelickiego, którzy potrzebowali swojej świątyni i opieki duszpasterskiej.
– Władze pruskie wykorzystywały wyznanie ewangelickie i walkę z katolicyzmem (tzw. kulturkampf), jako narzędzie germanizacji ziem polskich. Jej przejawem była budowa kościoła przy rynku Wildeckim – mówi ks. Marcin Węcławski, proboszcz tamtejszej parafii, obecnie pw. Maryi Królowej.
Kościół został pusty
W czasie I wojny światowej z gminy ewangelickiej powołano do wojska wielu młodych mężczyzn, zabrano też dzwony kościelne, które przetopiono na armaty. W 1918 r., kiedy Niemcy przegrywali wojnę, w Poznaniu wybuchło powstanie wielkopolskie. Rozpoczął się pierwszy exodus Niemców na zachód. Z gminy, liczącej 4,5 tys. osób zostało ok. tysiąca: głównie osoby chore i starsze. Nastała bieda: duchowa i materialna. – Wzajemne relacje pomiędzy Polakami a Niemcami w międzywojennym Poznaniu układały się raczej dobrze – wspomina Arnold Walter, ewangelik mieszkający obecnie w Niemczech. – Przyjaźniliśmy się, zdarzały się też mieszane małżeństwa. Napięcia pomiędzy poznaniakami obu narodowości pojawiły się dopiero na rok przed rozpoczęciem II wojny – dodaje.
W 1939 r. Niemcy, oszukani obietnicami Hitlera, traktowali wkroczenie wojsk do Poznania jako wyzwolenie. Bardzo szybko przyszło jednak rozczarowanie i cierpienie z powodu prześladowań, nie tylko katolików, ale i ewangelików. Z końcem II wojny światowej Niemcy uciekli z Poznania w obawie przed wojskami radzieckimi. Po ostatnim nabożeństwie ewangelickim 20 stycznia 1945 r. wildecki kościół został pusty.
Nowe przymierze
Na prośbę katolików, Rosjanie, którzy na końcu stycznia wkroczyli na Wildę, przekazali im opuszczoną poewangelicką świątynię, jako rekompensatę za zniszczony przez Niemców kościół katolicki, który znajdował się na rogu ulic Powstańczej i Czajczej. 17 lutego 1945 r. odbyło się w nim pierwsze nabożeństwo katolickie. – Dobrze rozumiem, dlaczego tak się stało. Nie mam żalu ani pretensji, że nie jest to już kościół ewangelicki. Cieszę się, że jest tu nadal dom Boży – mówi Arnold Walter. Świątynią przez następnych 48 lat zarządzali księża ze Zgromadzenia Zmartwychwstańców. 1 sierpnia 1993 r. przy rynku Wildeckim utworzono parafię. Jej pierwszym i dotychczasowym proboszczem jest ks. Marcin Węcławski.
Z dawnej świątyni pozostały do dzisiaj m.in.: zabytkowy zegar na wieży kościelnej, najmniejszy z dzwonów ufundowanych przez Wilhelma II i kamienna chrzcielnica.