Logo Przewdonik Katolicki

Głos Bogusza

Ks. Krzysztof Różański
Fot.

Wspomnienie o księdzu Boguszu Lewandowskim (1971-2005) Był wrzesień roku 1991. Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy - w poznańskim seminarium. Było nas dwudziestu pięciu, ale najszybciej chyba wszyscy poznaliśmy Bogusza. On był niemal wszędzie. Pokonywał lęk przed nieznanym, wychodził z inicjatywą, rozśmieszał, czasem przybierał poważny ton i dawał rady. Potem były wspólne...

Wspomnienie o księdzu Boguszu Lewandowskim (1971-2005)

Był wrzesień roku 1991. Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy - w poznańskim seminarium. Było nas dwudziestu pięciu, ale najszybciej chyba wszyscy poznaliśmy Bogusza. On był niemal wszędzie. Pokonywał lęk przed nieznanym, wychodził z inicjatywą, rozśmieszał, czasem przybierał poważny ton i dawał rady.



Potem były wspólne piękne seminaryjne lata. Aktywność i zdolność robienia wciąż nowych, świeżością tchnących planów towarzyszyła Mu stale, aż do telefonu z propozycją odbycia wspólnych kapłańskich rekolekcji tej jesieni.
Było zwyczajem seminaryjnym, że rok pierwszy przygotowywał kabaretowe przedstawienie z okazji podkoziołka. Nasze przedstawienie - w konwencji programu radiowego - reżyserował Bogusz. Tak zrodziło się kleryckie radio "Turyfer", nadające audycje kilka razy w tygodniu ze studia, przygotowanego przez nas na poddaszu seminarium. Pierwsze doświadczenia radiowe zaważyły na Jego życiu. To zresztą przewidywaliśmy jeszcze w seminarium, gdy w kursowej piosence śpiewanej na melodię "Co się stało z naszą klasą" Kaczmarskiego, śpiewaliśmy: "Głos Bogusza można słyszeć /w "Turyferze" pod równikiem".
Bogusz był księdzem. Stwierdzenie to może wydawać się banalne, ale przecież pracownicy stworzonego przez Niego Dobrego Radia Emaus nie mówili o swym Szefie inaczej, jak po prostu "Ksiądz". Był księdzem zawsze - przy ołtarzu, w studiu, na wydziale teologicznym, w podróży i na wakacjach. O takich ludziach mówimy, że są z powołania. Wierząc w Ewangelię prosto, jak dziecko, powołanie swe głęboko rozeznał. Odczuwał wezwanie Boże już u końca nauki w szkole podstawowej, poszukiwał więc życiowej drogi w Niepokalanowie, a po maturze - we włoskim stowarzyszeniu na rzecz powołań. Poszukiwania Kościół potwierdził w dniu święceń diakonatu, 1 czerwca 1996 roku. Żartowaliśmy, że to najpiękniejszy prezent na Dzień Dziecka.
Nauka przychodziła Mu łatwo. Często podziwialiśmy zwłaszcza Jego językowe uzdolnienia. Pracę magisterską napisał z teologii moralnej na temat godności kobiety. Po święceniach kapłańskich (24 maja 1997 roku) został skierowany na dalsze studia do Lublina. W Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa profesjonalnie przygotował się do dziennikarskiej pracy, ucząc się warsztatu w czasie praktyk (Radio Lublin, Radio Merkury, Radio Watykańskie, BBC). W grudniu roku 2002 obronił na Wydziale Nauk Społecznych KUL pracę doktorską z socjologii ("Cechy i funkcje radiofonii katolickiej w Polsce").
Kochał Kościół. Kochał Kościół poznański. Posłudze temu Kościołowi oddał się cały, najpierw w parafii praktyki diakońskiej w Kiekrzu, a potem poprzez duszpasterską pomoc w wielu świątyniach archidiecezji. Potrafił odnaleźć się zarówno w pracy w wielkomiejskiej parafii, w czasie odpustu w wieleńskim sanktuarium Ucieczki Grzeszników, jako kapelan sióstr elżbietanek, jak i w duszpasterskich kontaktach z dziennikarzami, których duchowym przewodnikiem był przez ostatnie trzy lata (od 1 października 2002 roku).
Sprawami Kościoła żył, gdy było z czego - cieszył się z Kościołem, gdy trzeba było - wraz z Kościołem odczuwał ból. Pomimo że mama Bogusza wróciła w czasie naszych seminaryjnych studiów do rodzinnego Strzałkowa, leżącego na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej, On pozostał w Poznaniu. Tego Kościoła był też głosem, gdy przez dwa lata pełnił funkcję rzecznika prasowego Kurii Metropolitalnej (2002-2004).
Po powrocie z Lublina ksiądz arcybiskup powierzył Mu rozgłośnię archidiecezjalną. Podjął się transformacji radia, kształtując je w zasadzie na nowo. Doprowadził do zbudowania nowej siedziby dla radia przy ulicy Zielonej. Radiem żył. Jego głos na falach Dobrego Radia Emaus brzmiał nawet wtedy, gdy Go pośród nas zabrakło - gdy w poniedziałkowy poranek odtwarzano nagrany wcześniej przez księdza Bogusza fragment Ewangelii: "odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu..." (Łk 14, 14). Zespół pracowników radia napisał po śmierci Księdza Dyrektora, że otrzyma zapewne akredytację w niebie. Głęboko wierzę, że ją już otrzymał, a głos Bogusza można słyszeć... w niebie.

Bp Zdzisław Fortuniak
Księdza Bogusza poznałem jako kleryka w seminarium i już wtedy wszyscy byliśmy przekonani, że ma on predyspozycje, by służyć Kościołowi na tym nowym odcinku, jakim było radio diecezjalne. Z tą myślą został skierowany na studia do Lublina, czekaliśmy na jego powrót i cieszyliśmy się, kiedy wrócił.
Był człowiekiem gotowym nieść pomoc. Należał do tych ludzi, którym nie jest trudno podejmować się obowiązków. Znany też był z optymizmu, uśmiechu, serdeczności, miał ten dar od Pana Boga. Myślę, że to mu także ułatwiało pracę, szczególnie w kontaktach z dziennikarzami, ze środowiskiem mediów.
(wypowiedź dla Radia Emaus
31 października 2005 r.)

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki