Logo Przewdonik Katolicki

Wierzę, że Jezus Chrystus umarł za nasze grzechy…

abp Zygmunt Kamiński
Fot.

Ilekroć spoglądam na krzyż, a już szczególnie gdy sprawuję Liturgię Wielkopiątkową, myśli moje biegną ku wzgórzu Golgoty. W latach młodości zastanawiałem się nad sensem tej dramatycznej śmierci Jezusa ukrzyżowanego, nad tym, dlaczego Bóg obrał tak bolesną formę pojednania nas z sobą. Potem w miarę upływu lat i zgłębiania ewangelicznego przesłania odkrywałem w niej Boże...

Ilekroć spoglądam na krzyż, a już szczególnie gdy sprawuję Liturgię Wielkopiątkową, myśli moje biegną ku wzgórzu Golgoty. W latach młodości zastanawiałem się nad sensem tej dramatycznej śmierci Jezusa ukrzyżowanego, nad tym, dlaczego Bóg obrał tak bolesną formę pojednania nas z sobą.


Potem w miarę upływu lat i zgłębiania ewangelicznego przesłania odkrywałem w niej Boże wezwanie: "Idź i głoś ludziom Ewangelię o bezgranicznej miłości Boga Ojca". A gdy przed laty osobiście otarłem się o śmierć, walcząc w szpitalu po ciężkim wypadku samochodowym o życie, doświadczyłem, co znaczy przejmująca samotność umierania wśród wielu życzliwie otaczających łoże boleści. Dzisiaj, gdy zbliża się jesień mojego życia, coraz częściej odkrywam w tej modlitwie - tajemnicę wiary mojego Kościoła, to znaczy Chrystusowego Kościoła. Śmierć Chrystusa jest źródłem nadziei każdego człowieka i gwarancją spełnienia się życia, jeśli tylko człowiek zawierzy Chrystusowi Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu. Często powtarzam dziś to wezwanie św. siostry Faustyny: "Jezu, ufam Tobie".

Oto wielka tajemnica wiary...


Składam to wyznanie wiary czy to wraz ze zgromadzonym w świątyni ludem, czy też samotnie klęcząc w kaplicy domu biskupiego i coraz dotkliwiej zdaję sobie sprawę z tej bezkresnej ofiary Jezusa, do której przecież nie był On przymuszony, lecz sam dobrowolnie ją przyjął. Tak trafnie ujmuje to umiłowany Jego uczeń Jan: "Nikt Mi (życia) nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję" (J 10,18). Uświadamiam sobie, jak On musiał miłować Ojca, któremu okazał tak całkowite posłuszeństwo, aż po śmierć, a była to śmierć na krzyżu... Jak bardzo pragnął spełnić wszystko to, co przewidział Ojciec, a była to przecież boleść w najpełniejszym wymiarze.
Równocześnie tą swoją śmiercią Chrystus objawił światu całemu przeogromną miłość Ojca miłosiernego i ogarniającego tą miłością wszystkich ludzi bez wyjątku, nawet największych grzeszników. Nie tylko jeden ze współwiszących na krzyżu łotrów usłyszał: "Dziś ze mną będziesz w raju" (Łk 23,43). Katechizm Kościoła katolickiego przypomina orzeczenie Synodu z Quierzy (853 r.), że (...)"nie ma, nie było i nie będzie żadnego człowieka, za którego nie cierpiałby Chrystus" (KKK 605). Jakże często przypominają mi się strofy wiersza "Dziecię i krzyż" największego, jak sądzę, katolickiego poety:

- Ojcze!
Patrz, jaki stąd krzyż,
Krzyż niebezpieczny (...)...
-Synku! Trwogi zbądź,
Znak to zbawienia!
Płyńmy bądź co bądź...
Patrz, jak się zmienia;
Oto - wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo.


-Gdzież podział się krzyż?

-Stał się nam: b r a m ą.


Gdybyż wszyscy ludzie chcieli w to uwierzyć!

Wysłużenie przez tę śmierć krzyżową zbawienia dla wszystkich i dla każdego jest zarazem wezwaniem skierowanym do nas: "Kto chce iść za mną, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje" (Mt 16,24). Wielokrotnie nad tym rozmyślałem, jak ja mogę naśladować Chrystusa - mojego Mistrza?

Znak naszej nadziei


Wziąć krzyż… Świadomie czynić to będzie ten, kto w nim widzi nie znak hańby i kary czy nawet ozdoby, lecz znak wiary i zawierzenia, wpisania swego życia w śmierć zbawczą Mistrza. Ileż z niej płynie mocy. To już nie ja sam dźwigam swe cierpienia, lecz razem z Chrystusem, moim Bogiem i zarazem moim Bratem. Dźwigam aż do końca. Nawet wówczas, gdy czuję się samotny, opuszczony, zagubiony...
Umieranie jest dotkliwym doświadczeniem samotności. To pewnie dlatego Jezus z wysokości krzyża w ostatnich chwilach swojego ziemskiego życia, sam doświadczając opuszczenia, oddaje nam swoją Matkę, do końca trwającą przy Nim. Ojciec Albert Krąpiec przypomniał niegdyś analogię zachodzącą między umieraniem a rodzeniem się. Samotnie przychodzimy na świat i w samotności umieramy. Ale położone na piersiach matki nowo narodzone dziecię czuje bicie jej serca, czuje jej obecność i przy niej rozpoczyna swoje wzrastanie. Umierający w ramionach Matki Bolesnej może odczuwać Jej bliskość, Jej bicie serca przepełnionego miłością i dojrzewa do spotkania z Ojcem.
Chryste umierający na krzyżu, Tyś znakiem sprzeciwu wobec zła i przewrotności, wobec zobojętnienia, wobec zdrady, ale o wiele bardziej jesteś znakiem miłości Ojca i może dlatego tak często wywołujesz zajadłą szatańską wściekłość. To bezsilność zła i zwycięstwo miłości, dobra...
Obyśmy zawsze pozostali Ci wierni - i w życiu, i w chwili naszej śmierci.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki