Logo Przewdonik Katolicki

Netanjahu cyniczny, ale żeby aż tak?

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Netanjahu od dawna stosuje zasadę „im gorzej, tym lepiej”, wykorzystując kolejne kryzysy do kolejnych etapów bezwzględnego rugowania Palestyńczyków z ich ziemi.

Po ataku Hamasu 7 października ubiegłego roku wszyscy eksperci od Bliskiego Wschodu jak jeden mąż przekonywali nas, że Izrael dał się zaskoczyć. I właśnie ta zgodność głosów od początku wydawała mi się podejrzana. Tymczasem w nocy poprzedzającej atak, równo o północy, izraelski wywiad wojskowy odebrał około tysiąca impulsów. Przyszły od strony Gazy, a pochodziły z jednocześnie aktywowanych kart SIM w komórkowych telefonach. Wywiadowcy znali ich numery – należały do bojowników Hamasu. Zanim zadam cisnące się na usta pytania, powiem jeszcze tylko, że nie ogłosiłem żadnej rewelacji – ta akurat sprawa ujawniona została przez izraelską prasę już w lutym. Odżyła jednak, i to ze zwielokrotnioną mocą, w ostatnich dniach.
Hamas zaatakował Izrael o godz. 6.30 rano, zaskakując – w tym wypadku rzeczywiście – żołnierzy na wieżyczkach kontrolnych. Niektórzy z nich spali, zapewne z przekonaniem, że kończy im się właśnie kolejny, rutynowy nocny dyżur. Izraelski wywiad wojskowy miał sześć i pół godziny na przekazanie podrywającej do czujności informacji najwyższym władzom Izraela. Czy to możliwe, że z tej okazji nie skorzystał? Czy możemy sobie wyobrazić, aby tego rodzaju alertu nie otrzymał na czas premier Binjamin Netanjahu? Trudno w to uwierzyć.
Wiemy już, że izraelski wywiad wojskowy prowadził śledztwo w sprawie tych zaniechań. Ale śledztwu ukręcono łeb, a minister obrony Joaw Galant został przez Netanjahu zdymisjonowany jako człowiek niegodny zaufania. Stało się to przed miesiącem, ale w tym samym czasie aresztowano Eliezera Feldsteina, byłego rzecznika prasowego premiera. Feldstein miał doprowadzić do przecieku tajnych informacji, co w efekcie doprowadziło do zerwania równie tajnych rozmów Izraela z Hamasem na temat uwolnienia zakładników oraz śmierci kilku z nich. W trakcie tego śledztwa wypływają jednak kolejne sensacje. Otóż służby Netanjahu miały fałszować zapisy rozmów premiera, na „gorącej linii”, z kierownictwem sektora obrony tego państwa – także właśnie owej krytycznej nocy z 6 na 7 października.
Wszystko to wygląda coraz poważniej. To, że Netanjahu od dawna już stosuje zasadę „im gorzej, tym lepiej”, wykorzystując kolejne kryzysy polityczno-militarne do kolejnych etapów bezwzględnego rugowania Palestyńczyków z ich ziemi, a jednocześnie do utrwalania własnej pozycji jako premiera, chyba nie dziwi już nikogo, kto tylko obserwuje strategię tego polityka. Ale czy zdecydował się zastosować tę cyniczną zasadę kosztem życia ponad tysiąca obywateli Izraela, okrutnie zamordowanych tamtego ranka? To już z trudem mieści się w głowie normalnego człowieka. I być może dlatego eksperci od Bliskiego Wschodu przed rokiem z góry ową możliwość wykluczyli. A jednak wygląda ona na coraz bardziej realną.
I jeszcze jedna refleksja. Zarówno Netanjahu, jak i jego obecny przeciwnik Galant zostali uznani wyrokiem Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze za zbrodniarzy, na obu ciąży nakaz aresztowania. Możemy tylko ze smutkiem konstatować, że niewykonalny, bo państwa gotowe przyjąć na swoim terenie którąś z tych person nakaz ów lekceważą. Zaś do państw, o których wiadomo, że potraktują go poważnie, żaden z obu panów na razie się nie wybiera. Ale sami zainteresowani czują, że pali im się grunt pod nogami, a najlepszym tego dowodem jest rozdźwięk pomiędzy premierem a zdymisjonowanym ministrem obrony, jak również ostatnie kłopoty Netanjahu, związane z aferą Feldsteina. To w jakiejś mierze także jest wynikiem presji, wywołanej wyrokiem Hagi. Niech to będzie, niewielką co prawda, ale jednak pociechą dla wszystkich, wierzących jeszcze w sprawiedliwość na ziemi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki