Wiem, że to straszne porównanie, ale kiedy oglądam najazd kamery wzdłuż zrujnowanych bombardowaniami ulic Gazy, to właściwie niczym się te zdjęcia nie różnią od przypominanych z okazji kolejnej rocznicy wybuchu powstania ulic Warszawy w 1944 r. W ciągu dwustu dni Izrael zrzucił na Gazę około 75 tys. bomb.
W ostatnich dniach zginęli kolejni palestyńscy dziennikarze; inni, na znak protestu, zdjęli swoje kamizelki i hełmy. Mówią, że skoro stają się celem, mimo że noszą oznaczone kamizelki, to właściwie po co je noszą? A może… może właśnie z tego powodu – z powodu napisu „Press” – stają się celem izraelskich snajperów i rakiet? Zginęli bowiem kolejni reporterzy jadący oznakowanym samochodem. „The Washington Post” podał, że rakieta trafiła prosto w samochód, wręcz idealnie. Od początku zaostrzenia tego konfliktu zginęło 113 dziennikarzy, 108 to Palestyńczycy. „Ataki na dziennikarzy są także atakami na prawdę” – pisali kilka miesięcy temu szefowie mediów i agencji prasowych z całego świata do władz Izraela w liście protestacyjnym. To od tych dziennikarzy wszystkie media czerpią informacje o sytuacji w Strefie Gazy. To dzięki nim wiemy w ogóle, co się tam dzieje. Ich sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, skoro nieuznawani są za cywilów tylko za cele. Zastanawiam się, czy mają jeszcze nadzieję? A czy ktokolwiek ma tam nadzieję? Oni przynajmniej coś mają: poczucie misji. Bo jak długo będą żyć, świat będzie miał szansę wiedzieć. Izrael wciąż powtarza, że walczy nie z ludnością cywilną, a z Hamasem. Ci dwaj dziennikarze, którzy zginęli, zbierali materiały pod zbombardowanym domem jednego z przywódców Hamasu, który właśnie zginął w izraelskim ataku. Razem z niemal setką koczujących nieopodal Palestyńczyków. Więc dziennikarze nagrywali materiał z tego miejsca, kiedy izraelscy wojskowi postanowili ich zlikwidować. Hamasu już tam nie było.
Nie wiem, dlaczego o tym piszę, tak jakbym przekazywała po prostu aktualne informacje. Może powinnam przestać i zająć się igrzyskami olimpijskimi, tak jak cały świat? Ten świat, który ma dostęp do prądu, mediów i który nie ma nic ważniejszego do roboty. Patrzę na emocje sportowców, na ich radość z wygranej, i marzę o tym, żeby udzieliła się ona wszystkim na całym świecie. Przychodzi mi do głowy jeden z powstańczych wierszy Anny Świrszczyńskiej, zatytułowany Czternastoletnia sanitariuszka myśli zasypiając : „Żeby wszystkie kule na świecie / trafiły we mnie, / toby nie mogły trafić w nikogo. / I żebym umarła tyle razy, / ile jest ludzi na świecie, / żeby oni nie musieli już umierać, nawet Niemcy. / I żeby ludzie wcale nie wiedzieli, / że ja umarłam za nich, / żeby im nie było smutno”. Dlaczego historia tak lubi się powtarzać? Dlaczego „nigdy więcej” oznacza „zawsze”, „znowu” i „bez końca”?