Logo Przewdonik Katolicki

Dwunarodowy Izrael, dwunarodowa Palestyna

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Machnąć ręką i skazać Bliski Wschód na kolejne 50 lat permanentnej wojny? Świat musi w końcu coś w tym zrobić, jeśli chce wejść w kolejną epokę geopolitycznego ładu.

Tragedia wojny w Gazie, niezależnie od intencji stron tego konfliktu, stawia na politycznej wokandzie kwestię niepodległości Palestyny. Coraz więcej poważnych instytucji na świecie, z rządami niektórych państw włącznie, otwarcie mówi o konieczności powołania do życia takiego państwa, cieszącego się pełnoprawnym uznaniem na międzynarodowej arenie – jako jedynego sposobu na rozwiązanie permanentnego kryzysu na Bliskim Wschodzie. Ale czy są na to realne szanse?
Odwróćmy pytanie: czy są szanse na jakiekolwiek inne rozwiązanie? Całkowite wykreślenie z mapy Bliskiego Wschodu którejkolwiek narodowej siedziby – co w stosunku do Izraela postuluje wielu Palestyńczyków, podobnie jak z nimi samymi chciałoby uczynić wielu izraelskich Żydów – odkładamy na stronę z powodów oczywistych i zasadniczych. Z kolei perspektywa współżycia w jednym państwie Żydów oraz wszystkich Arabów żyjących obecnie pomiędzy Morzem Śródziemnym a Jordanem, dająca cień realności jeszcze w latach 90. minionego stulecia, obecnie, z powodu ponownego zaostrzenia się kryzysu, nie ma możliwości spełnienia. Spośród wszystkich, dzisiaj mało realnych rozwiązań, pozostaje nam zatem jedynie możliwość wprowadzenia modelu dwóch państw-sąsiadów (two state solution): izraelskiego i palestyńskiego.
Nie jest to utopia. Palestyna, ciesząca się uznaniem ONZ od 2012 r., znajduje się w połowie drogi do tego celu. Również Izrael, mimo ekspansjonistycznej i bezwzględnej polityki Binjamina Netanjahu, nie odstąpił od możliwości uznania w przyszłości takiego państwa. Lista przeszkód jest co prawda aż nadto bogata, bo jeśli nawet pominiemy strony bezpośrednio w konflikt zaangażowane, pozostanie nam jeszcze problem wielkich mocarstw, które ten skrawek globu uparcie traktują jako poletko rozgrywania swoich interesów. Ale cóż w zamian? Machnąć ręką i skazać Bliski Wschód na kolejne 50 lat permanentnej wojny? Świat musi w końcu coś w tym zrobić, jeśli chce wejść w kolejną epokę geopolitycznego ładu.
Konkluzje trzeba sformułować w punktach, gdyż jakiekolwiek cieniowanie wymagałoby napisania książki. Izrael tak, ale sprawiedliwy. To państwo, obiekt tęsknot żydowskich pokoleń od dwóch tysięcy lat, ma moralną skazę od momentu swego założenia, kiedy to wypędziło ze swych granic większość palestyńskich Arabów. Wydaje się jednak, że przy dobrej woli obu stron można będzie uzgodnić wspólną granicę, biegnącą mniej więcej wzdłuż linii sprzed 1967 r. (kwestia Jerozolimy to odrębna i szczegółowa sprawa). A sprawiedliwy Izrael – to państwo Żydów i palestyńskiej mniejszości, która korzysta z pełni praw obywatelskich.
Jednak według podobnego modelu musiałaby powstać i niepodległa Palestyna, państwo z arabskojęzyczną większością, respektujące prawa swojej żydowskiej mniejszości. Myślę tu o osadnikach, którzy – przeważnie w sposób nielegalny – zamieszkali na terytoriach położonych na wschód od granicy sprzed 1967 r. Nie da się ich wszystkich wyrzucić, bo wymagałoby to rozpętania krwawej wojny o rozmiarach przekraczających nawet cały Bliski Wschód. Ale z drugiej strony ci, którzy chcieliby pozostać – musieliby uznać się jako mniejszość w niepodległym palestyńskim państwie.
Zdaję sobie sprawę, że te postulaty mogą dziś brzmieć szokująco. Ale tylko takie hasła dają nam odwagę patrzenia daleko w przyszłość. A przyszłość Ziemi Świętej, zwanej przez jednych Izraelem, przez innych zaś Palestyną, wymaga rozwiązań odważnych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki