Logo Przewdonik Katolicki

Widziane ze skarpy

Jacek Borkowicz, Kijów
Grób Dmytra Kociubajły, który poległ pod Bachmutem 7 marca 2023 r. Takie mogiły ciągną się długimi rzędami wzdłuż dnieprowej skarpy | fot. Ukrinform/East News

Groby kijowian oraz innych Ukraińców, którzy zginęli w walce o wolność swojego kraju, ciągną się długimi rzędami wzdłuż dnieprowej skarpy. Są ich tysiące. Mężczyźni, młodzi i starsi, czasem kobiety.

Na sto lat przed naszym Mieszkiem władcą Kijowa był wiking Askold. Kiedy płynąc w dół Dniepru, dotarł tam kolejny wiking Oleg, zabił Askolda i przejął panowanie nad grodem. Olegowi pogański czarownik przepowiedział śmierć z powodu jego ulubionego konia. Ten długo unikał kontaktu ze zwierzęciem, ale gdy dowiedział się, że wierzchowiec już dawno nie żyje, poszedł na miejsce, gdzie koń padł i triumfalnie stanął na jego czaszce. Wtedy z oczodołu wypełzła żmija i śmiertelnie ugodziła władcę. Oleg, zanim umarł, zdążył jeszcze założyć dynastię, jaka przez kilkaset lat panowała nad Rusią. Takie były bajeczne początki Kijowa.
Grób Askolda do dziś wznosi się nad jarem, który głębokim, kilkudziesięciometrowym stokiem opada ku Dnieprowi. Kiedy w ciepły wiosenny dzień, spocony, docieram w jego pobliże, jakoś nie mogę wypatrzyć miejsca w zieleni okalających skarpę drzew.
– Askoldowa Mogiła? – odpowiada mi uprzejmie kobieta posługująca w pobliskiej cerkiewce. – O, tam, niedaleko. Tam Da Vinci leży pochowany.
Uśmiecham się dyskretnie na tę naiwność prostej kobieciny. Mistrz Leonardo w Kijowie! To lepsze niż opowieść o Olegu i czaszce. Tymczasem to ona miała rację. „Da Vinci” to pseudonim Dmytra Kociubajły, dwudziestokilkuletniego brodacza o pogodnym spojrzeniu, którego znało całe miasto. Był malarzem, ale zapewne nie tylko z tego powodu przylgnął doń ów przydomek. Podobnie jak jego renesansowy imiennik, Kociubajło był człowiekiem energii i czynu, animatorem kulturalnego życia kijowskiej młodzieży. Poległ 7 marca 2023 r. pod Bachmutem.

Jak Rzym wczesnego chrześcijaństwa
„Da Vinci” nie leży samotnie. Groby kijowian oraz innych Ukraińców, którzy zginęli w walce o wolność swojego kraju, ciągną się długimi rzędami wzdłuż dnieprowej skarpy. Są ich tysiące. Mężczyźni, młodzi i starsi, czasem kobiety. Zabici w mieście zimą 2013/2014 kulami oprawców Janukowycza, obrońcy Krymu i Donbasu, wreszcie żołnierze kampanii rozpoczętej atakiem Putina w lutym 2022 r. Jest z czego zbierać – ta wojna trwa już dziesięć lat.
Część poległych, których pochowano na podmiejskich cmentarzach, kijowska skarpa upamiętniła imiennymi tablicami, ale wszędzie umieszczono małe owalne portrety i na pierwszy rzut oka trudno jest odróżnić miejsce pamięci od miejsca pochówku. Patrzę na te twarze – to artyści, inżynierowie, naukowcy, dużo studentów. Zawodowa elita, ale nie brakuje też tak zwanych prostych ludzi. Dominuje jasne, pogodne spojrzenie w obiektyw, zupełnie jak na wizerunku Kociubajły. Jak gdyby ci ludzie chcieli nam powiedzieć: nie martwcie się naszą stratą! Bo strata jest zaiste olbrzymia, żeby zrozumieć jej skalę, wystarczy zobaczyć te rzędy zdjęć.
Od dnieprowej skarpy, która kilkukilometrowym łańcuchem okala śródmieście od strony rzeki, groby i miejsca pamięci wdzierają się do samego miasta. Mur soboru Świętego Michała, siedziby patriarchy niezależnej od Moskwy Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, dosłownie oklejony jest portretami żołnierzy, którzy padli na frontach dziesięcioletniej obronnej wojny. Mur jest długi na 150 metrów, do 24 lutego 2022 r. fotografie zapełniały go do połowy długości. Teraz nie ma już miejsca, tylko gdzieniegdzie udało się umieścić twarze poległych w tym roku. Na Majdanie Niezależności, słynnym z protestów sprzed dziesięciu lat, wybudowano całą aleję Niebiańskiej Sotni – jak w Kijowie zwie się tamte ofiary ukraińsko-moskiewskiego specnazu.
Ongiś, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, miasto Rzym całkiem podobnie okalały nekropolie męczenników. To właśnie im zawdzięczała swoją sławę duchowa stolica średniowiecznej Europy, to do nich ciągnęły rzesze pielgrzymów ze wszystkich krajów kontynentu. Dzisiaj taką rolę – obrońcy wartości – pełni Kijów. Choć w odróżnieniu od Rzymu nie ma tutaj masowych pielgrzymek, groby tak czy owak pozostaną. I będą świadczyły. Nawet gdyby Rosjanom udało się zdobyć miasto, przecież nie rozkopią tych tysięcy mogił.

Struktura czaszy
Kijowa nie sposób docenić z daleka. Na niezliczonych widokówkach oglądać możemy panoramę dnieprowej niziny, widzianą ze skarpy, z pomnikiem kniazia Włodzimierza na pierwszym planie. Nie widać tu miasta, są tylko plamy zieleni, której zaiste w Kijowie pełno. Z drugiej strony, z Zadnieprza, też niewiele się wyróżnia. Złote kopuły cerkwi i monasterów, pobudowane wzdłuż skarpy, nikną na tle równych szeregów jasnych, dwudziestowiecznych bloków. W sumie nic ciekawego – bo w tej panoramie nic się nie wyróżnia, nie wywyższa.
Ale to złudzenie. Zadnieprzańskie dzielnice dzieli przecież od starego miasta szeroki, dwu-trzykilometrowy pas ramion rzeki i jej zielonych, niezabudowanych wysp. To w istocie dwa miasta, trochę jak Buenos Aires i Montevideo, rozdzielone wodami La Platy. Kiedy się zbliżymy, kiedy staniemy na skarpie, dopiero wtedy docenimy skalę historycznego Kijowa. Majestat jego świątyń, których nad dnieprowymi jarami pozostało niemało, mimo zniszczeń dokonanych w czasach stalinowskich. Ogrom bloków Kreszczatiku, w przedziwnym architektonicznym zespoleniu łączących elementy socrealizmu z ekstrawagancją zdobień w stylu hinduskich świątyń Khadźuraho. I, o dziwo, z bliska jedno drugiemu nie przeszkadza. Wielkomiejska architektura jest, owszem, przytłaczająca, ale bynajmniej nie szpetna, potrafi przyciągnąć oko. A spod dzwonnicy Ławry Peczerskiej czy też spod kopuły Sofijskiego Soboru tych bloków po prostu nie widać. Tutaj miejsca jest dosyć – i na zabytki, i na bardziej lub mniej udaną nowoczesność, wreszcie – na zieleń parków i botanicznych ogrodów, zasadzonych na malowniczych urwiskach.
Wielkie europejskie metropolie pną się do góry i chwalą swoimi szczytami. Ma Paryż Wieżę Eiffla, Londyn Big Bena, Moskwa kremlowskie kuranty, Warszawa „mały Manhattan” z niepasującą doń iglicą Pałacu Kultury. Kijów natomiast ma poznawczą strukturę wklęsłej czaszy, gdzie architektoniczne wyróżniki panoramy miasta jakby zapadają się w głąb dnieprowych jarów. Kijów nie nadaje się na pocztówki, ale za to jest znakomitą areną pieszych wędrówek. Szczególnie tych odbywanych wzdłuż skarpy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki