Logo Przewdonik Katolicki

Zrozumieć islam

FOT. ROBERT HARDING/EAST NEWS

Fragmenty książki o. Adriena Candiarda OP Zrozumieć islam

W zrozumieniu czegokolwiek na temat islamu przeszkadzają dwa powszechnie popełniane błędy. Pierwszy to przekonanie, że istnieje coś takiego jak islam; drugi – że nie istnieje.
 
Jedni mówią, że islam jest religią pokoju, a barbarzyńcy, którzy się na niego powołują, w oczywisty sposób przekręcają jego sens. „Terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem”, powtarzają, po czym dodają, szczerze skonsternowani: „Ci ludzie nigdy nie czytali Koranu”. A ponieważ nie chcą być gołosłowni, wobec tego, by nas przekonać, przytaczają piękne wersety Koranu, zachęcające do szacunku i tolerancji albo zakazujące przemocy. „Kto zabije człowieka, nie będąc od niego napaścią lub nierządem znaglonym do zbrodni, ten odpowie za krew jego przed całym rodem ludzkim; kto zaś uratuje życie człowieka, będzie tak nagrodzonym, jakby uratował życie całego rodu ludzkiego” (Koran 5, 32).
Inni, z równą pewnością siebie, mówią nam, że islam jest w oczywisty sposób religią okrutną, w której przemoc nie jest tylko jakimś historycznym zaburzeniem czy wynikiem obłędu niektórych z jego zwolenników, lecz właśnie koniecznym wnioskiem płynącym z jego świętych tekstów. Aby nas o tym przekonać, przytaczają okropne fragmenty zaczerpnięte z tego samego Koranu, na przykład słynny „werset miecza”: „Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w Dzień Ostatni, którzy nie zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy – spośród tych, którym została dana Księga – dopóki oni nie zapłacą daniny własną ręką i nie zostaną upokorzeni” (Koran 9, 29).
Można by jeszcze długo mnożyć przykłady oraz cytaty na potwierdzenie jednego i drugiego stanowiska. Sprawdziliśmy: wszystkie te wersety o tak różnym wydźwięku faktycznie pochodzą z Koranu. W takim razie kto ma rację? Dlaczego, otwierając księgę, nie można raz na zawsze tego rozstrzygnąć? Dlaczego na temat islamu można wypowiedzieć tyle sprzecznych ze sobą i pozornie równie uzasadnionych twierdzeń? (…)
W zrozumieniu czegokolwiek na temat islamu przeszkadzają dwa powszechnie popełniane błędy. Pierwszy to przekonanie, że istnieje coś takiego jak islam; drugi – że nie istnieje. (…)
 
Islam jest różnorodny
Punkty wspólne łączące wszystkich muzułmanów na całym świecie są w gruncie rzeczy bardzo nieliczne i wiążą się z kilkoma wątkami: z wiarą w to, że jest jeden Bóg, że Mahomet jest Jego Prorokiem, że Koran w taki czy inny sposób wyraża wolę Boga wobec ludzi, że w dniu ostatnim czeka nas boski sąd. Jeśli dodać do tego wiarę w istnienie aniołów, to będzie prawie wszystko. Gdy tylko spróbować bliżej przyjrzeć się szczegółom, doprecyzować któreś z tych ogólnikowych sformułowań, różnorodność od razu rzuca się w oczy.
Weźmy na przykład taką drażliwą kwestię jak dżihad, osławiona święta wojna, o której bezspornie wspominają muzułmańskie źródła. Salafita z Daiszu powie nam, że dżihad jest obowiązkiem o charakterze indywidualnym i że każdy powinien jak najszybciej pozabijać wszystkich niewiernych: niemuzułmanów, a także fałszywych muzułmanów (tych, którzy nie należą do jego grupy), w razie potrzeby uciekając się do zamachów. Klasyczny prawoznawca powie, że chodzi o obowiązek zbiorowy, a nie indywidualny, i że może go spełnić jedynie prawowita władza polityczna, a z pewnością nie pierwsza lepsza osoba, która uważa, że otrzymała taką misję; najczęściej doda też, że dżihad ma charakter defensywny, że jego celem jest właśnie obrona terytoriów muzułmańskich przed różnego rodzaju atakami, a nie atakowanie. Wreszcie sufi wyjaśni nam, że prawdziwy dżihad to wojna toczona z grzechem, z naszymi złymi żądzami, i że w związku z tym chodzi w nim o ascezę i o pracę nad sobą. A w obrębie tych trzech stanowisk, które wszystkie są sunnickie, ale całkiem różne, ileż niuansów należałoby jeszcze pokazać! Kto ma rację? Kto jest bardziej muzułmański od innych? Konia z rzędem temu, kto potrafi to ocenić. Wybór zawsze będzie podyktowany tym, ku czemu się skłaniamy (poprzemy sufiego, ponieważ jego pogląd wydaje nam się bardziej do przyjęcia, a zatem pozwala nam „ocalić” islam przed nieżyczliwymi mu oszczercami) albo czego się lękamy (przyznamy rację salaficie, ponieważ dzięki temu przynajmniej będziemy mieli sprawę jasną). Należy zacząć od tego, by nie wybierać, by zgodzić się na to, że ta różnorodność istnieje i że nie da się jej uprościć.
 
Koran niezrozumiały
Gdy o tym wszystkim mówię, przeważnie słyszę, że przesadzam. Moi rozmówcy wytykają mi, że jest przecież w islamie coś obiektywnego: Koran. Różni muzułmanie mogą sobie twierdzić, co tylko im się podoba, ale po to, by odkryć „prawdziwe oblicze” islamu, by uchwycić jego istotę i na podstawie twardych danych dokonać oceny, czy jest dla nas niebezpieczny, czy nie, wystarczy chyba sięgnąć do źródła i przeczytać teksty, na których ta religia się opiera.
Ta metoda wydaje się całkiem prosta, ale okazuje się, że donikąd nas nie doprowadzi. Przede wszystkim Koran to tekst niemal niezrozumiały. Niektóre jego wersety są całkiem jasne, zgadza się; ale sama księga jest niezwykle trudna. Sens arabskich słów użytych w tym bardzo starym tekście jest w wielu wypadkach oparty wyłącznie na przypuszczeniach: dawne komentarze do Koranu składają się w dużej mierze z parafraz jego wersetów, mających na celu wyjaśnienie znaczenia wielu słów, które od czasów średniowiecza stały się niezrozumiałe. Na ogół w lekturze Koranu zdajemy się na definicje podane przez klasycznych komentatorów, ale czy oni sami znali pierwotne znaczenie objaśnianych słów? A jeśli tak, to w jaki sposób je poznali? Tego nigdy się nie dowiemy.
Nawet jeśli Koran czyta się w tłumaczeniu, to znaczy mając przed oczami tekst będący wynikiem pewnej decyzji co do jego interpretacji, dzięki której staje się przystępniejszy, tekst i tak pozostaje tajemniczy. Dziwię się, skąd u niektórych ludzi tyle pewności siebie, kiedy w trakcie dyskusji po jakimś odczycie albo w dyskusjach, których pełen jest Internet, twierdzą, że Koran jest całkiem jasny; najwyraźniej nigdy nie otworzyli tej księgi, a znają jedynie jej wybrane fragmenty. Co roku przeprowadzam ten sam eksperyment z niemuzułmańskimi studentami: zachęcam ich, by przeczytali Koran jednym ciągiem, bez żadnego komentarza ani wprowadzenia. Niezależnie od tego, czego się spodziewają w punkcie wyjścia, po tej lekturze zawsze są kompletnie zdezorientowani: ta księga okazuje się jednocześnie aluzyjna i bezładna, pełna powtórzeń i sprzeczności. Aby ten tekst objawił swoje bogactwo, należy później zdecydować się na użycie jakichś metod lektury i interpretacji. (…)
W tej kwestii – podobnie jak w tylu innych – nie ma żadnego „prawdziwego oblicza” do odkrycia: musimy uznać, że jest ich wiele. Gdyby istniała jakaś istota islamu, islam dający się sprowadzić do pojęcia, którym można manipulować, byłoby to niezwykle wygodne, ale niczego takiego nie ma. Mamy prawo nad tym ubolewać, ale nie wolno nam tego ignorować.
Pozostanie na tym etapie byłoby jednak nieco zbyt łatwe. (…)
 
Islam jednak istnieje
Jego różnorodność jest realna, ale przynajmniej w świadomości muzułmanów islam jest czymś, a nie zlepkiem różnych niezgodnych ze sobą interpretacji, które dzielą różnice nie do pokonania. Przeciwnie: muzułmanie są przeświadczeni, że należą do jednego ruchu, zapoczątkowanego przez prorockie objawienie dane Mahometowi; kontury tego ruchu są ruchome, nie ma zgody co do jego granic, ale właśnie sama ta niezgoda dowodzi dążenia do jedności.
Muzułmańską świadomość dręczy to dążenie, niebędące niczym innym niż rzutowaniem na społeczność wiernych fundamentalnego dogmatu islamu, którym jest tauhid, jedynobóstwo. Bóg jest jeden, nie można niczego do Niego dodawać i nie ma w Nim wielości. Kształtowana na Jego obraz społeczność muzułmańska powinna być zarazem jedna i jednorodna, zgromadzona razem – taka, jaka była (tak się zakłada) pierwotna społeczność utworzona wokół Proroka w Medynie. Nie znaczy to żadną miarą, że islam zakazuje wszelkiej różnorodności: ta różnorodność istnieje i nigdy nie przestała istnieć w historii cywilizacji muzułmańskich, pozwalając na łączenie czasami bardzo złożonych odrębnych rodzajów prawowitości. Kłopot nie tkwi w praktykowaniu tej różnorodności, ale raczej w jej koncepcji: w rzeczywistości trudno myśleć o tej różnorodności inaczej niż w kategoriach herezji albo odchylenia. To wyjaśnia tak częste ekskomuniki, oficjalne lub nieformalne, których jesteśmy bezustannie świadkami, kiedy jakiś salafita uznaje, że sufizm to nie islam, albo kiedy jakiś dżihadysta uzasadnia użycie przemocy przeciwko któremuś państwu muzułmańskiemu tym, że jego rządzący, nie należąc do tej samej grupy co on, w rzeczywistości nie są naprawdę muzułmanami; lecz także kiedy zwykły, przeciętny muzułmanin, chcąc się odciąć od ataków terrorystycznych, zapewnia, że ich sprawcy nie są muzułmanami, ponieważ zabijają ludzi. W tym zakresie zewnętrzny obserwator nie ma innego wyboru, tylko musi pozostać agnostykiem, jeśli nie chce poprzeć jednej lub drugiej ekskomuniki; ale musi również dostrzec, jak często do nich dochodzi, i postarać się zrozumieć, z czego to wynika. (…)
Wymieniliśmy wyżej kilka dogmatów, co do których mogą się zgodzić wszyscy muzułmanie: lista jest krótka, niemniej jednak istnieje. Do tych prawd wiary należałoby dodać pewne wspólne praktyki, poczynając od pielgrzymki do Mekki, która co roku gromadzi miliony mężczyzn i kobiet przybywających z całego świata. Nie zawsze uznają się nawzajem za muzułmanów, ale wspólnie ciągną do tego samego sanktuarium. To samo objawienie, ten sam początek, wspólne wierzenia i praktyki: religia muzułmańska nie jest abstrakcyjną ideą.
 
Lekcja pokory
Te zbieżności przyczyniają się zresztą do tworzenia elementów współdzielonego świata wyobrażeń, który będzie się rozmaicie wyrażał w różnych miejscach i ruchach, ale na swój sposób będzie łączył na nowo pewne wspólne tematy, czerpane często z przykładu społeczności pierwotnej albo z pierwszych wieków islamu. To wyjaśnia na przykład, dlaczego rewolucja irańska z 1979 roku mogła spotkać się z takim zainteresowaniem, przynajmniej w swoich początkach, daleko poza swoją kulturową i wyznaniową strefą pochodzenia, czyli poza granicami perskiego świata szyickiego. Wyjaśnia to również, dlaczego taki ruch arabski, jak kalifat Państwa Islamskiego, może znajdować echo na całym świecie. Ten ruch, zrodzony w Iraku, w konkretnym kontekście walki pomiędzy spychanymi na margines sunnitami a znajdującymi się w większości szyitami po upadku Saddama Husajna, werbuje sobie zwolenników albo inspiruje powstawanie powołujących się na niego ruchów w Belgii, w Indonezji czy w Nigerii, w środowiskach, które nie mają z nim nic wspólnego i które najczęściej zupełnie nie znają jego początkowego podłoża. Na tym polega ograniczenie (skądinąd całkowicie słusznych) czysto geopolitycznych wyjaśnień powodzenia tego ruchu.
Tak zatem należy rozumieć nasz początkowy paradoks: jeśli przekonanie, że istnieje coś takiego jak islam, jest takim samym zaślepieniem jak przekonanie, że islam nie istnieje, to dzieje się tak dlatego, że islam jest różnorodnością dążącą do jedności. To również jest przyczyna obecnego kryzysu, który rozdziera islam, a dla nas jest solidną lekcją pokory.
 


 
Zrozumieć islam, Adrien Candiard OP, Wydawnictwo W drodze 2017
 
O. ADRIEN CANDIARD OP
Dominikanin, od 2012 r. mieszka w Kairze, gdzie jest członkiem Dominikańskiego Instytutu Studiów Orientalnych (Idéo). Autor wielu książek o islamie i dialogu międzyreligijnym .
 
Śródtytuły pochodzą od redakcji

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki