Metoda czytania i rozważania Biblii, zwana lectio divina, przeżywa w Kościele swoisty renesans, mimo że jest to forma wymagająca. Zwłaszcza gdy spojrzy się na lectio divina w jej tradycyjnym rytmie czterech etapów: lektury tekstu biblijnego, jego medytacji, modlitwy serca i kontemplacji. Jak znaleźć na to czas, który i tak dzielony jest między różne obowiązki zawodowe i rodzinne?
– Dajmy sobie spokój z myślą, że trzeba na siłę pokonać w określonym czasie dnia te cztery stopnie lectio divina. Ta klasyfikacja została zaproponowana przez tradycję po prostu po to, aby uporządkować różne momenty modlitwy. W rzeczywistości są one raczej spontaniczne i nie muszą koniecznie następować po sobie w ciągu jednej godziny. Wcale nie chodzi o to, by przeznaczyć ileś minut na lectio, potem ileś na meditatio i na oratio, a jeszcze ileś na contemplatio… Nie to jest tu sednem.
Co jest celem lectio divina?
– Skonfrontowanie nas z Bożym planem na nasze życie. Tu rodzi się możliwość zrozumienia – jak dalekie są nasze osobiste projekty od tego, co Bóg chciałby zaproponować każdemu z nas. Istnienie ewentualnych rozbieżności rodzi tę szczególną formę modlitwy, zwaną skruchą serca, modlitwę prośby o pomoc, modlitwę wstawienniczą, a w przypadku uczciwego stwierdzenia zgodności z Bożym planem – nieustającą modlitwę dziękczynną i pochwalną. Wobec takiego rozumienia lectio divina jest oczywiste, że niczemu nie służy dzielenie jej na lectio, meditatio, oratio, contemplatio, jak uważają niektórzy, bardzo pożyteczne jest natomiast pozostawienie Panu wolności działania w nas, w czasie i w sposób, który zna tylko On. I zaskakiwanie nas intuicją, która może przyjść tylko od Niego w ciągu reszty naszego dnia.
Jak spotkać się ze Słowem, kiedy niemal każdego dnia absorbuje nas tak wiele obowiązków?
– Tym, którym praca zajmuje większość dnia, powiedziałbym: spróbuj wyrobić sobie przyzwyczajenie, aby przez moment – przez minutę, dwie, lub choćby nawet przez sekundę – rano czy wieczorem albo kiedy masz chwilę czasu, zatrzymać uwagę na słowie, choćby jednym. Weź na przykład słowo „amen”, które odnosi się do trwałości, niewzruszonej skały, solidnego fundamentu, na którym budujemy nasz dom. Medytując nad tym słowem, możemy usłyszeć pytanie: „A ja – na czym opieram, na czym buduję moje życie?”. Dajmy uczciwie wszystkie możliwe odpowiedzi, które pociągną za sobą konkretne wybory! Zdarzy się na przykład, że idziesz ulicą i ktoś prosi cię o pomoc. Jeśli uformowałeś w sobie uwagę na drugiego, nie uciekniesz przed tym wołaniem i poczujesz się źle, jeśli na nie nie odpowiesz! Właśnie takiej wrażliwości uczy lectio divina.
Bóg mówi ciągle, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Tyle że nam brakuje postawy słuchania. Będziesz w stanie usłyszeć krzyk twego brata, jeśli przez lectio divina wyrobisz w sobie zdolność uważnego słuchania. Kto żyje nieustannie w towarzystwie Słowa, zdaje sobie sprawę z tego, że Bóg mówi nieustannie: mówi poprzez świat, historię; mówi w wydarzeniach dnia, przez choroby i niepowodzenia, mówi poprzez zwycięstwa. To my nie potrafimy uchwycić tych słów. Nie słyszymy ich, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do słuchania. Jeśli wychowamy naszą zdolność słuchania, nasze ucho wychwyci Słowo i słowa obecne w naszej codzienności, tak że dotkną naszego serca. Może się niespodziewanie zdarzyć, że w jakiejś chwili przeżyjemy niewypowiedziane doświadczenie kontemplacji!
Wiadomo, że punktem dojścia dobrej lectio divina jest doświadczenie contemplatio. A czym jest contemplatio, jeśli nie spojrzeniem w głąb rzeczy i wydarzeń z naszej historii? To jednak nie dzieje się tak od razu! Chwila oświecenia przez słowo jest punktem wyjścia, a nie punktem dojścia. Aby osiągnąć tę metę, trzeba przemierzać, dzień po dniu, drogę zdającą się nie mieć końca, a jednak zbliżającą nas do celu dostrzeżonego już na początku. W rzeczywistości chodzi o nasienie, podobne do tego z przypowieści ewangelisty Marka: Królestwo Boże jest jak ziarno, które siewca wrzuca w ziemię, a potem idzie spać. Ani ziarno, ani siewca nie wiedzą, jak i kiedy wzrasta ono samo, niezależnie od siewcy, aż przychodzi moment, w którym należy przyłożyć sierp, gdyż nadszedł czas żniwa.
Spojrzenie kontemplacyjne jest Bożym darem. Jedni pojmują to wcześniej, inni później. Zazwyczaj potrzebne są lata, ale Bóg jest wolny i może sprawić, że ktoś młody zrozumie to, czego nie rozumieją starsi. Trzeba być otwartym na Boże działanie.
Jak zacząć tę drogę?
– Jedyną rzeczą konieczną dla tego, kto chce modlić się lectio divina, jest nie zaniedbać nigdy codziennego spotkania ze słowem Bożym: to może być minuta, pięć minut, dziesięć − tyle, ile możesz. Ale powinieneś być wierny temu spotkaniu. Jeśli nie jesteś wierny, pokazujesz tym samym, że cię to nie interesuje. Bóg może być szaleńczo w tobie zakochany, ale jeśli ciebie to nie obchodzi…
Jednego dnia nie dopilnujesz godziny, drugiego nie stawisz się na spotkanie z innego powodu, kiedy indziej jeszcze nie masz ochoty albo usprawiedliwiasz się zmęczeniem, sennością… Wtedy wszystko się kończy. Tak więc jedyne zobowiązanie, jakiego wymagam, to wyznaczenie czasu w ciągu dnia, nieważne jak długiego, byleby o tej samej porze każdego dnia, i możliwie w tym samym miejscu. Nie jednego dnia pięć minut, innego piętnaście, następnego dwadzieścia. Nie może to też być wycinek czasu między jedną pracą a drugą, kiedy jesteś w samochodzie itd. Jeśli podejdziesz do lectio divina w ten sposób, to do niczego cię nie doprowadzi. Ten obowiązek – powtarzam – dotyczy wszystkich dni. Chodzi o to, by mieć stałą godzinę w ciągu dnia i tę samą ilość czasu. Ważna jest wierność. To spotkanie, na którym nie może cię zabraknąć, okazja nie do stracenia.
Na czym konkretnie to spotkanie ma polegać?
– Można przeczytać jeden werset, jedno słowo Pisma Świętego, fragment Ewangelii na dany dzień. To zależy od Pani, ode mnie, od każdego z osobna. Ale kiedy już uczyniło się wybór, trzeba zachować ciągłość, czyli ta chwila dnia musi stać się punktem, wokół którego obracają się pozostałe dwadzieścia cztery godziny. Nieważne, ile czasu to zajmie, ale ważne, by ta chwila była codziennie, każdego dnia.
Można zacząć od początku Ewangelii czy nawet początku Pisma Świętego, czyli od Księgi Rodzaju. Trzeba jednak to praktykować przez długi czas, dopóki ta chwila nie zostanie uwewnętrzniona, nie stanie się wewnętrznym doświadczeniem spotkania z Bogiem. Nasza stałość sprawi, że w końcu kropla skruszy skałę. Trzeba tej kropli zaufać. Jeśli nie zaufam, nic się nie wydarzy. Potrzebna jest zaledwie kropelka, nie więcej, ale i systematyczność. Powoli zaczniemy spostrzegać, że bez tego spotkania czegoś nam brakuje. Nie trzeba robić żadnych specjalnych postanowień: od teraz nie będę jadła czy piła tego czy tamtego, poświęcę się czemuś itd. Wystarczy żyć codziennością, robiąc dalej to, co się robiło dotąd. Jedyną rzeczą, którą należy dodać, jest wierność spotkaniu ze słowem Bożym, w którym ukrywa się Pan.
Miej ufność, bądź cierpliwa, nie oczekuj siódmego nieba, ale bądź pewna, że w końcu On się wzruszy wobec twojej wierności.
Innocenzo Gargano OSB Cam.
Włoski mnich kameduła, wybitny patrysta, znawca Ojców greckich, wykładowca na papieskich uczelniach rzymskich. Jest jednym z najgorliwszych promotorów tradycji lectio divina we współczesnym Kościele, autorem i redaktorem wielu publikacji, m.in. kilkudziesięciu tomów lectio divina do Nowego Testamentu.