Malarze pokazywali grzechy za pomocą rozbudowanej symboliki, która miała skłonić do rozważań. Choć dzieła wielkich mistrzów pokazują zło, dają też nadzieję na odkupienie win.
Jak wyobrażamy sobie obraz grzechu? Czy to splątane, nierzadko kalekie i wręcz brzydkie ciała istot ludzkich, między którymi odnaleźć można stworzenia piekielne, dręczące nieczyste dusze albo popychające je w kierunku grzechów jeszcze cięższych? A może jest to wizerunek zawstydzonych swoją grzesznością Adama i Ewy wypędzonych z Boskiego Raju? Takie wizje zdają się być najbardziej powszechne, jednak wystawa gdańskiego Muzeum Narodowego, którą oglądać można w Oddziale Sztuki Dawnej i Zielonej Bramie do końca stycznia pokazuje, że za samym hasłem „grzech” skrywa się potencjał, który pozwala na ukazanie jego wieloaspektowości.
Kości zostały rzucone
Tytuł wystawy, zbudowanej wokół tryptyku Sąd ostateczny Hansa Memlinga, brzmi „Grzech. Obrazy grzechu w sztuce europejskiej od XV do początku XX wieku” i wydaje się wskazywać, co konkretnie na wystawie można zobaczyć. „Grzech” jest jednak przede wszystkim punktem wyjścia dla rozważań o tym wszystkim, co do niego doprowadza i co może przed nim ustrzec.
Niezwykle ciekawy jest sposób aranżacji wystawy z jej podziałem na działy, które z kolei podzielono na mniejsze podzbiory tematyczne, ukazujące grzech nie tylko jako temat silnie związany z religijnością, a więc zakorzeniony w tradycji judeochrześcijańskiej, ale obecny także w mitologii. Grzech rozpatrywany jest pod kątem pokus i uwarunkowań wewnętrznych człowieka, jakie w sposób szczególny pociągają do dokonywania nieodpowiednich wyborów i złych uczynków. Wyborów i uczynków, jakie podlegają przy tym sprawiedliwym osądom, a ostatecznie wyrokom. Sama wolność wyboru dana człowiekowi i niezbywalna ma jednak także moc zbawienia. Grzech może zostać odkupiony, jeśli człowiek korzystając ze swojego prawa dobrowolnie podda się pokucie i zadośćuczyni za swoje przewinienia.
Temat grzechu pierworodnego silnie wybrzmiewa na wystawie, m.in. za pośrednictwem większych płócien malarskich takich jak Adam i Ewa z ok. 1630 r. Jakoba Jordaensa, gdzie widzimy moment sięgania przez Ewę po zakazany owoc i kosztowania go. Odczuwamy to napięcie, które gdzieś w środku nas powoduje nawet, że znając konsekwencje tego czynu, chcielibyśmy mieć możliwość powstrzymania Ewy. Jesteśmy już jednak tak samo bezsilni jak Adam siedzący obok niej na ziemi i wyciągający do niej bezradnie rękę. Brak zdecydowanej reakcji ze strony Adama również jego popchnął w kierunku grzechu. W obrazie Adriaena van Stalbemta Raj z ok. 1620 r. widzimy już gest przekazywania przez Ewę owocu Adamowi, który ostatecznie uzmysławia nam, że nie ma już odwrotu, bo to, co najgorsze, już się właściwie dokonało.
Czy jesteśmy straceni?
Obrazy sił nieczystych, które w przedstawieniach grzechu pierworodnego symbolizowane są przez węża wijącego się po pniach drzewa poznania dobra i zła – także znalazły specjalne miejsce na wystawie. Na ekspozycji znaleźć można takie przedstawienia, które odpowiadają rozpowszechnionej wizji Lucyfera. Przykładem jest chociażby Lucyfer Corneliusa Galle z przełomu XVI i XVII w. – nagi mężczyzna z rogami, szponiastymi palcami i skrzydłami, który jedną ręką zdaje się sięgać po widza. Ale zło skrywa się także pod postacią tajemniczego mężczyzny – Mefista z obrazu Feliksa Jabłczyńskiego, którego blada twarz wyłania się z ciemnego tła, a swoim grymasem złości i wrogim spojrzeniem spod zmarszczonych brwi budzi niepokój. Upostaciowione zło to także to, co dziwne i niejednoznaczne, co jest połączeniem czegoś ludzkiego i tego, czego ludzkim nie moglibyśmy nazwać, jak np. Diabelski hermafrodyta z Księgi Trójcy Świętej sprzed 1467 r. Jego postać składa się z dwóch zespolonych ze sobą jak bliźniaki syjamskie wizerunków – mężczyzny i kobiety, króla i królowej. Wokół jego ptasich nóg wije się smoczy ogon, którego zakończenia to głowy – znów kobieca i męska. Czy symbolizują one zniewolonych, uwikłanych we własnej grzeszności poddanych złego władcy?
Grzechy wynikają z różnych słabości charakteru człowieka. Artyści usiłowali ukazać je za pomocą rozbudowanych przedstawień pełnych symboliki i motywów, skłaniających do pogłębionych rozważań, jak np. w przypadku grafik Pietera van der Heydela według Petera Bruegela Starszego. Grzech często personifikowany jest też poprzez roznegliżowaną kobiecą postać, co jest bezpośrednim nawiązaniem do grzesznej Ewy i kobiety jako źródła oraz zachęty do grzechu. Cielesność jest w kontekście tematu wystawy ważnym elementem.
Czy człowiek może liczyć na pomoc w walce z własną grzesznością? Czy dusza grzesznika jest bezpowrotnie stracona? Odpowiedź na to pytanie również pada – odkupienie win jest możliwe dzięki pokucie, która jest zarówno dopełnieniem wewnętrznej przemiany, jak i jej efektem. W sztuce temat ten podejmowany był w dużej mierze poprzez przedstawienia powrotu syna marnotrawnego, ale nie tylko. Ciekawym elementem wystawy są prace, które ukazują, że najważniejszym sprzymierzeńcem człowieka w walce z grzechem jest Bóg. To Jego wysłannicy walczą o duszę człowieka jak na rysunku Józefa Mehoffera Walka szatana z aniołem o duszę konającej grzesznicy i to Chrystus pomaga człowiekowi zerwać z pokusami, co widać na grafice Cornelisa Bosa według Maartena van Heemskercka pt. Chrystus uwalniający człowieka od grzechu.
Wystawa przy całym swoim skonfrontowaniu widza z obrazami grzechu i zła, jakie jest jego wynikiem – jest przy tym też nośnikiem pozytywnej konkluzji, że mimo wszystko nie jesteśmy straceni. Na ekspozycji znalazło się miejsce również dla nadziei.