Bluźnierczy spektakl Golgota Picnic w Poznaniu został odwołany, sprzeciw okazał się skuteczny. Poprzez masowe protesty, modlitwy i petycje katolicy powiedzieli stanowcze „NIE” wobec obrazy Boga i swojej wiary.
Przedstawienie Golgota Picnic było już pokazywane w kilku miastach Europy, stąd znana jest treść sztuki i jej wymowa. W Hiszpanii i we Francji spektakl także wywołał ostry sprzeciw katolików, których wsparli tamtejsi biskupi. Na wieść, że bluźnierczy spektakl zostanie wystawiony na Malta Festival Poznań, jako pierwsze zareagowały Krucjata Młodych i Krucjata Różańcowa za Ojczyznę.
Bluźnierstwo jako akt twórczy
Zaczęto zbierać podpisy pod apelem o odwołanie spektaklu. Liderzy Krucjaty z Gdańska, Anna i Andrzej Kołakowscy, porozumieli się z francuskim stowarzyszeniem Przeciwko Rasizmowi i na Rzecz Tożsamości Chrześcijańsko-Francuskiej, które organizowało protesty w Paryżu i w Tuluzie. Na podstawie nadesłanych z Francji informacji, dokumentów i materiałów video, nawet ci, którzy spektaklu nie widzieli, mogli się przekonać, że Golgota Picnic na pewno zawiera treści bluźniercze. W odniesieniu do Jezusa Chrystusa ze sceny padają na przykład takie słowa: „chciał zniszczyć ludzi, którzy nie myślą jak on”, „miał zdolność quasi-boską zadawania cierpienia i bólu”, „chciał doprowadzić do szaleństwa wojny pomiędzy wszystkimi ludźmi” – „był pierwszym demagogiem: podzielił posiłek między ludźmi, zamiast pracować z nimi ramię w ramię, a wiemy, że nigdy sam nie pracował”. To zaledwie kilka stosunkowo „delikatnych” sformułowań. W spektaklu jest wiele znacznie gorszych, tych nawet nie zamierzam cytować. Jednak same teksty nie robią takiego wrażenia jak wymowa scen, gdzie np. trzej aktorzy naśladują ukrzyżowanie, a jeden z nich wkłada zwitek banknotów w ranę w boku Jezusa. W innej scenie podłoga pokryta jest hamburgerami jako aluzja do cudownego rozmnożenia chleba. Rolę Chrystusa odgrywa kobieta, na głowie ma kask motocyklowy z cierniową koroną, jest w przeźroczystym kostiumie, który nie kryje jej nagości. W innych miejscach autor bawi się scenami złożenia do grobu czy wizerunkiem całunu. To wszystko jest przeplatane scenami pełnymi pornografii i przemocy.
Anatomia protestu
Udostępniane przez członków Krucjaty informacje, zdjęcia i materiały video robiły takie wrażenie, że do protestu zaczęły spontanicznie dołączać inne środowiska. Jednocześnie organizatorzy protestu szybko doszli do wniosku, że same podpisy nie wystarczą. Doświadczenia ze zbieraniem podpisów, choćby pod wnioskiem o referendum edukacyjne „Ratuj maluchy” czy podniesienia wieku emerytalnego, dowodzą, że tę formę protestu władza ignoruje. – Podpisy nic nie dają. Rządzący już nas tego nauczyli. Wiemy, że można zebrać miliony podpisów, a władza i tak wyrzuci je do kosza – mówi Andrzej Kołakowski. Członkowie Krucjaty postanowili więc działać. Z jednej strony powstawały na portalach społecznościowych profile, np. Modlitwa i Czyn. Stop obrażaniu Pana Boga! Z drugiej Kołakowscy z ks. Jarosławem Wąsowiczem, duszpasterzem kibiców, organizowali spotkania w różnych miastach, mobilizując do modlitwy i biernego protestu wszystkich, którym bliskie są wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna. Ponieważ bluźniercza inscenizacja miała być wystawiona 27 czerwca, dokładnie w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, i powtórzona następnego dnia, w uroczystość Niepokalanego Serca Maryi, pojawił się więc pomysł zwołania do Poznania wiernych, którzy masowo wzięliby udział w organizowanej w te dni procesji, a potem z różańcami w ręku otoczyli Centrum Kultury Zamek, gdzie zaplanowano wystawienie spektaklu. Pierwsze spotkanie członków Krucjaty i grup kibiców miało miejsce we Wrocławiu podczas marszu „Wszystkich nas nie zamkniecie”, gdzie różne środowiska patriotyczne manifestowały w obronie kibiców Śląska Wrocław, skazanych za zakłócenie wykładu Zygmunta Baumana. Paradoks polega także na tym, że właśnie Michał Merczyński, dyrektor Malta Festival, który teraz zaprasza do Polski Golgotę Picnic, przedtem i do Poznania, i do Wrocławia zapraszał Zygmunta Baumana.
Wolność słowa nie dla każdego
Przypomnijmy, że Bauman, filozof i socjolog, w latach powojennych, jako major zbrodniczej formacji KBW, brał udział w zwalczaniu polskiego podziemia antykomunistycznego. Nigdy za swoją zbrodniczą działalność nie przeprosił, nie zdystansował się do tej części swojego życiorysu, a upublicznienie przez historyków jego haniebnej przeszłości nazwał „polowaniem na czarownice”. Do protestu zaczęły więc przyłączać się kolejne środowiska, wśród nich Związek Patriotyczny „Wierni Polsce” (który zorganizował manifestację pod poznańskim ratuszem) oraz Stowarzyszenie Wielkopolscy Patrioci. Za nimi poszły następne: Fundacja św. Benedykta, Kongres Kobiet Konserwatywnych, a także znany w Poznaniu Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego. Dołączyli również radni i parlamentarzyści PiS, a także Ruch Narodowy. Trudno wyliczyć wszystkich, którzy zgłosili gotowość przybycia do Poznania, bo od pewnego momentu można już było mówić o dynamice śnieżnej kuli. Jednocześnie pojawiły się publikacje w prasie, najpierw katolickiej i prawicowej, potem oczywiście nastąpiła reakcja mediów postkomunistycznych i liberalnych. Dyrektor festiwalu, odpowiadając radnym, zapewniał, że spektakl nikogo nie obraża, wypierał się, jakoby sceny miały wymowę antychrzescijańską, protesty nazwał zamachem na wolność wypowiedzi artystycznej, jednocześnie dając do zrozumienia, że protestujący nie mają ani kompetencji, ani mandatu, by się wypowiadać na temat nowoczesnej sztuki. „Wartość artystyczna i intelektualna spektaklu opiera się na głębokiej analizie mechanizmów społeczno-politycznych (...), a wizja reżysera obejmuje wiele zjawisk – konsumpcjonizm, hedonizm i obojętność etyczną”, bronił przedstawienia Merczyński.
Głos biskupów
Przełomowym momentem w tej sprawie był niewątpliwie głos abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego KEP. Zdecydowany w tonie list do dyrektora Merczyńskiego nie pozostawiał wątpliwości. Metropolita przypomniał w nim, że w ubiegłym roku festiwal także wzbudził protesty (wtedy chodziło o kuratora festiwalu, Romeo Castellucciego, który w spektaklu O twarzy. Wizerunek Syna Boga znieważał wizerunek Jezusa Chrystusa). W tym roku jest jeszcze gorzej – zwraca uwagę abp Gądecki. „Przewidziany w programie Festiwalu spektakl Golgota Picnic (…) w opinii wielu osób jest wyjątkowo ordynarnym przedsięwzięciem.(...) Pod adresem Chrystusa padają liczne wulgaryzmy. Występujący nago aktorzy kpią z Męki Pańskiej, a całość przesycona jest pornograficznymi odniesieniami do Pisma Świętego. (…) Mamy tu więc do czynienia nie tylko z obrazą uczuć religijnych, o czym mówi nasza Konstytucja, ale również z prowokowaniem do wystąpień doprowadzających do desperacji ludzi, którzy nie widzą innej możliwości położenia kresu poniżaniu ich i kpieniu z tego, co dla nich jest największą wartością i świętością” – podkreślił w liście hierarcha. Głos metropolity poznańskiego nie był jedynym głosem biskupa. Specjalny list do wiernych diecezji włocławskiej napisał biskup Wiesław Mering, przewodniczący Rady KEP ds. Kultury.
Nie bez znaczenia dla rozwoju wypadków było także oświadczenie prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego, w którym stwierdził, że respektuje wolność wypowiedzi artystycznej i nie posiada instytucjonalnych możliwości odwołania przedstawienia, jednocześnie zaznaczył że ze względu na wymowę spektaklu nie będzie go oglądał. Ten nieco piłatowy gest został zrozumiany przez poznaniaków jako stanowisko pozornie neutralne – remis, ale jednak z wyraźnym wskazaniem na NIE!
Strony sporu
Konflikt wokół przedstawienia ukazuje stojące naprzeciw siebie z jednej strony: samoorganizujące się społeczeństwo – ruchy i inicjatywy chrześcijańskie i patriotyczne, z drugiej: urzędnika państwowej instytucji, który realizuje swoje prowokacyjne pomysły za publiczne pieniądze. Protestujących wspierają przedstawiciele Episkopatu i liczni księża, po drugiej – stały, salonowy zestaw celebrytów, od Andrzeja Wajdy do Jerzego Owsiaka. Nie bez znaczenia jest zaangażowanie mediów. Merczyński korzysta z osłony i wsparcia potężnych gazet i telewizji, zaś Krucjata Różańcowa popierana jest przez telewizję i prasę katolicką i prawicową. Tym, co według mnie zdecydowało o ostatecznej skuteczności protestu, był wniosek skierowany przez jedną z kancelarii prawniczych, która działając jako pełnomocnik liderów Krucjaty, powołała się na odpowiednie przepisy i w związku z uzasadnionym podejrzeniem przygotowania do popełnienia przestępstwa, zażądała zabezpieczenia porządku publicznego przez nakazanie organizatorom festiwalu Malta wstrzymanie wystawienia spektaklu. Wniosek otrzymali: Komendant Policji Komisariatu Poznań Stare Miasto, Prokuratura Rejonowa i dyrektor Merczyński. W wydanym oświadczeniu o odstąpieniu od wystawienia spektaklu Merczyński pośrednio przyznaje, że właśnie wniosek pełnomocnika protestujących wymusił na nim te decyzję.
Kto jest agresorem?
Spór wokół spektaklu „Golgota Picnic” nie odbywa się w próżni. Katolicy w Polsce w ostatnich latach wielokrotnie byli świadkami bluźnierczych akcji, sami padali ofiarami agresji motywowanej nienawiścią do osób wierzących lub, zdesperowani, broniąc się przed przemocą symboliczną, popadali w konflikt z prawem. Znamienne jest, że poseł Witold Tomczak, który 14 lat temu w warszawskiej Zachęcie uszkodził instalację przedstawiającą Ojca Świętego Jana Pawła II przygniecionego meteorytem, do dziś jest uwikłany w proces, za rzekome zniszczenie „dzieła”, natomiast tę podobno zniszczoną rzeźbę autor sprzedał niedawno za astronomiczną sumę. Bezkarny jest pseudoartysta, który kolejny już raz zakłóca procesję Bożego Ciała w Łodzi. Wobec sprawców profanacji w czasie konfliktu o krzyż na Krakowskim Przedmieściu prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. A tam przecież zgromadzono obszerny materiał dowodowy, gdzie widać jak lewackie bojówki psychicznie i fizycznie znęcały się nad modlącymi, gdzie postawiono krzyż z puszek po piwie „Lech” lub obnoszono krzyż z przybitym pluszakiem, gdzie dochodziło do scen bluźnierczych wobec Męki Pańskiej. Brak reakcji organów ścigania na agresję symboliczną i fizyczną wobec obrońców krzyża, miał w mediach tzw. głównego nurtu, wsparcie i osłonę. Podobnie było z bluźnierczą wideo instalacją pt „Adoracja” w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Wezwany przez posłów PiS na sejmową komisję kultury minister Zdrojewski, któremu placówka podlega, uznał, że nie może podjąć żadnych instytucjonalnych kroków, choć zdaje sobie sprawę, że podobne instalacje obrażające wyznawców judaizmu lub islamu byłyby nie do pomyślenia. Nie sposób w publicystycznym tekście wyliczyć wszystkich profanacji tego typu, ale nie można zapomnieć, że to także w Poznaniu, całkiem niedawno, lewaccy bojówkarze właśnie aktem agresji uniemożliwili przeprowadzenie wykładu ks. prof. Pawła Bortkiewicza, a jeden z nich w sukience skakał po stole wykładowcy. Postępowanie wobec sprawców tej napaści na razie toczy się bardzo niemrawo.
Inicjatorów obecnego protestu na portalach oskarża się o rzekomą agresję, używając wobec nich obrzydliwych brutalnych określeń i gróźb. Dyrektor Merczyński w swoim oświadczeniu wchodzi w podobną retorykę. Protest nazywa „spektaklem nienawiści”, pisze że odwołanie przedstawienia zostało wymuszone przez radykalne grupy gwałcące prawo do wolności słowa i domagające się wprowadzenia cenzury prewencyjnej. Popada w histeryczny ton projektując jakąś własną wizję wydarzeń. „Zajadłemu szykanowaniu festiwalu towarzyszy jednak coś, czego zignorować nie możemy – groźby możliwego ataku na widzów, aktorów, naszych gości i mieszkańców Poznania. (...) Źródłem naszej decyzji jest jednak głęboki, ludzki niepokój o zdrowie i życie widzów, aktorów, postronnych osób, pracowników CK Zamek oraz nas samych – wszystkich, którzy mogliby znaleźć się w obrębie rażenia tłumu protestujących i pseudokibiców.”
Modlitwa i czyn
Przyznacie Państwo, że tu nie ma żartów, mamy tylko „rażący tłum protestujących” i „pseudokibiców”. Zapytani przeze mnie organizatorzy protestu przyznają, że skorzystali z propozycji udziału grup kibiców, traktowali ich jako ochronę przed spodziewaną agresją lewaków i mieszkańców squotów, z którymi poznańska policja miała wcześniej już kiepskie doświadczenia. Niedawno byliśmy przecież świadkami zupełnie innego obrazu. Pokojowy „siedzący” protest kibiców i narodowców pod „tęczą” na placu Zbawiciela został brutalnie spacyfikowany przez oddziały prewencji. Młodzi ludzie, spokojnie siedzący na trawniku, protestujący przeciw powrotowi symbolu LGBT na plac przed kościołem, byli siłą wyciągani, zakuwani w kajdanki i wrzucani do radiowozów.
O tym wszystkim zdaje się nie wiedzieć dyrektor festiwalu. W swoim oświadczeniu skarży się, że w kraju, w którym świętujemy 25 lat wolności, ogranicza się wolność słowa i twórczości. Tej wrażliwości jednak mu zabrakło, by zająć stanowisko, gdy lewacy uniemożliwili wykład skacząc po stole ks. Bortkiewicza lub wtedy, gdy na kary wysokich grzywien i aresztu skazywano kibiców za pokojowy protest wobec Baumana. O dziwo, tym razem nareszcie wygranymi są katolicy. Merczyński nie chce uznać ani ich konstytucyjnych praw do godności i ochrony najważniejszych dla siebie symboli, nie uznaje zasadności argumentów, ani też prawnych procedur, bowiem już zdążył zapowiedzieć, że spektakl wystawi w innym terminie i w innym miejscu. Przypomina trochę smarkacza, któremu zabroniono palenia papierosów w szkolnej toalecie, a ten chwali się kolegom, że i tak pójdzie za śmietnik i zapali. Jest to dziwna postawa, jak na urzędnika piastującego stanowisko dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego z nominacji ministra Kultury Bogdana Zdrojewskiego. Historia sporu pokazuje, że jeśli ludzie się zjednoczą, jeśli są świadomi własnych praw i działają w ramach obowiązujących przepisów, mogą być skuteczni. Oczywiście, jak mówią organizatorzy protestu, najważniejsza jest modlitwa. Ale widzimy, że potrzeba też czynu. W tym wypadku nieocenioną pomocą była piękna, pasterska postawa arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Widać wyraźnie, że w dzisiejszych czasach warunkiem powodzenia jest współpraca. W Bożej sprawie, w obronie wiary i godności chrześcijan, obok siebie stanęły na co dzień dystansujące się grupy i środowiska. Przykładem sojuszu ponad podziałami jest współpraca PiS i narodowców, a spektakularnym dowodem na wyrzeczenie się agresji jest to, że ramię w ramię stanęli, na co dzień zwalczający się kibice Śląska Wrocław i Lecha Poznań. Oby z tej lekcji katolicy i prawica wyciągnęli właściwe wnioski.