Logo Przewdonik Katolicki

Jak to ze zmarłymi było

Justyna Sowa
Fot.

Większości dawnych krakowskich cmentarzy dziś już nie ma. Większości zwyczajów związanych z pochówkiem dziś już się nie praktykuje. Rzadko w pogrzebie bierze udział całe miasto. A jeszcze 200 lat temu było to na porządku dziennym.

Mało kto wie, że przechodząc przez plac Wszystkich Świętych lub plac Szczepański w Krakowie, stąpamy po grobach krakowian. Podobnie jest z alejkami otaczającymi kościoły. Idąc alejkami wzdłuż murów najstarszych świątyń w mieście, możemy być pewni, że pod nami, głęboko w ziemi znajdują się szczątki grzebanych tu niegdyś ludzi. Co warto wiedzieć o dawnym pochówku i ceremonii pogrzebowej w Krakowie? Oto kilka najciekawszych informacji:

Groby wielokrotnego użytku

Do początku XIX w. zmarłych chowano głównie na cmentarzach przykościelnych. Groby kopano bardzo chaotycznie, więc szybko zaczęło brakować miejsc. W związku z tym upowszechniła się praktyka przekopywania grobów: jeśli w czasie kopania grabarze natrafiali na kości poprzedniego zmarłego, zbierali je i przenosili do specjalnego miejsca – ossarium, gdzie były dalej przechowywane. Praktyki tej zaniechano na początku XIX w., kiedy otwarto cmentarz Rakowicki, który przejął funkcję główniej nekropolii Krakowa.

Dzwonki „za konających”

Przy kościołach znajdowały się tzw. dzwonki „za konających”. Kiedy ktoś odchodził w męczarniach, a śmierć miał długą i ciężką, posyłano wówczas do kościoła z prośbą, by zakrystian zadzwoni w ten dzwonek. Wzywano przy tym wstawiennictwa patrona konających św. Dyzmę. Kiedy przechodzień usłyszał jękliwy głos dzwonka „dla konających”, przystawał i w duchu modlił się o szczęśliwą i spokojną śmierć dla tego, w intencji którego dzwoniono. Dzwonek „dla konających” wciąż znajduje się przy kościele oo. dominikanów i przy kościele Mariackim.

Zły znak

Śmiertelność w XVII i XVIII w. była stosunkowo duża, zdarzało się więc, że na placu kościelnym mijał się orszak weselny z pogrzebowym. Na nikim nie robiło to wrażenia, bo działo się to często, ale – jak wierzono – takie spotkanie stanowiło złą wróżbę dla nowożeńców.

Cmentarne zakazy

Nakazy i zakazy dotyczące cmentarzy regulowało prawo. Szczególnie ciekawe są zapisy dotyczące tego, czego nie wolno było robić. Śmiało można stwierdzić, że skoro pojawił się dany zakaz, to prawdopodobnie podobne praktyki miały miejsce. I tak kościelne synody zabraniały wypasania bydła na terenie cmentarza czy rozwieszania tam bielizny.

Epidemie

Istniały specjalne cmentarze znajdujące się poza obrębem miasta, na których chowano zmarłych w wyniku epidemii. Dotarłszy do Krakowa lub okolicznych wsi, morowe powietrze zbierało obfity plon. Mieszkańcy bojąc się kolejnych zachorowań grzebali zakażonych poza murami miasta i poza granicami wsi. Często były to po prostu wykopane naprędce wielkie doły, dokładnie pokryte wapnem, do których zwożono nieboszczyków, nie nadążając z ich pochówkiem. Bez zbędnych ceremonii wrzucano zwłoki do dołu, pomagając sobie przy tym kijem zakończonym hakiem. Ryzyko zakażenia było bowiem ogromne.

Grób Wandy i Kraka

Tradycja mówi, że kopiec Wandy i kopiec Krakusa stanowią grobowce tych dwojga. Trzeci, kopiec Kościuszki, uznawany jest jedynie za pomnik. Niestety, teorie te wciąż nie doczekały się potwierdzenia naukowego.

Cmentarz dla złoczyńców i rzezimieszków

Najbardziej tajemniczym, nieistniejącym już cmentarzem jest ten znajdujący się niegdyś wokół kościoła św. Gertrudy (świątynia stała u wylotu ul. Siennej). Jego powstanie wiąże się ze słynną sprawą Andrzeja Wierzynka. Żyjącego w XV w. kupca przyłapano na kradzieży pieniędzy z miejskiej kasy. Natychmiast osądzony został ścięty bez możliwości spowiedzi i obrony. Do dziś nie wiemy, czy rzeczywiście był winny, nie wiadomo także, gdzie spoczęło jego ciało. Syn Wierzynka jakiś czas potem zakupił konkretny grunt i ufundował tam kościół św. Gertrudy. Mówi się, że być może tam właśnie spoczywało ciało jego ojca. Cmentarz powstały potem wokół kościoła stał się miejscem pochówku złoczyńców, samobójców, topielców, rzezimieszków i wszystkich, którzy nie byli godni spocząć na poświęconej ziemi.

Tajemnicze światełka

U wylotu ul. Garbarskiej znajdował się kościół św. Piotra Małego, wokół którego usytuowany był cmentarz. Źródła mówią, że ludzie widywali w tym miejscu błędne ogniki. Wierzono, że to duchy zmarłych. Dziś wiemy już, że rozkładające się zwłoki wydzielają samozapalające się gazy, wtedy jednak wiara w obecność duchów tworzyła atmosferę tajemniczości wokół tego miejsca. W XIX w. świątynię rozebrano, a materiał, z którego powstał, został przeznaczony jako budulec ogrodzenia cmentarza Rakowickiego.

Latarnie dla umarłych

Do dziś w Krakowie spotkać możemy tzw. latarnie dla umarłych. Łatwo pomylić je z kapliczkami, wiele z nich zresztą na takowe zostało przerobionych. Powstawały w średniowieczu i ich przeznaczeniem było informowanie i ostrzeganie przechodniów. Stawiane przy szpitalach, leprozoriach lub cmentarzach zdawały się mówić: „Obacz przechodniu, tu ludzie cierpią, umierają i ty też kiedyś umrzesz”. W latarniach zawsze po zmroku paliło się nikłe światło. W Krakowie zachowało się ich kilka. Najsłynniejsza stoi dziś przy ul. św. Gertrudy.

Oferta pogrzebowa

Wraz z przeniesieniem miejsca pochówku zmarłych poza granice miasta (cmentarz Rakowicki) prężnie zaczęły rozwijać się firmy pogrzebowe, wyprzedzając się w coraz to nowych i bardziej wyszukanych udogodnieniach cmentarnych. Rachunek jednej z najsłynniejszych firm pogrzebowych tego czasu zawiera prawie 50 pozycji różnych ofert. Wśród nich warto wymienić wynajęcie dziadka lub babki do pilnowania zwłok, towarzyszenie zwłokom, obicie pokoju draperią czarną, białą lub bordo oraz wynajęcie czarnej sali.

W sukni balowej do trumny

XIX-wieczne pogrzeby organizowano z wielkim rozmachem. Dbano o każdy szczegół ubioru nieboszczyka. Kobiety chowano w sukniach balowych, w pięknych fryzurach, z woalami i szalami. W aksamitnych trumnach z posrebrzanymi bądź pozłacanymi zdobieniami, kwiatami, girlandami i koronkami. Pogrzeby ludzi zasłużonych dla ojczyzny stawały się manifestacjami patriotycznymi, w których brały udział tłumy Polaków. Trzeba bowiem wiedzieć, że liczba osób towarzyszących zmarłemu podczas ostatniej drogi w dużej mierze zależała od jego popularności. Dobrym przykładem jest pogrzeb Józefa Hallera – bogatego, lecz nielubianego człowieka. Pogrzeb był wystawny, ale obecna na nim była tylko najbliższa rodzina.

Biedni nie szli na cmentarz

Biedniejszych mieszkańców nie było stać na zamówienie orszaku żałobnego. W takich sytuacjach zdarzało się, że trumnę dołączano do orszaku innego zmarłego, który miał pogrzeb tego samego dnia. Gdy zmarło dziecko, małą trumienkę umieszczano na tym samym karawanie, który wiózł bogatego nieboszczyka, a biedna rodzina nie towarzyszyła tej ostatniej podróży.

Żebracy wzdłuż drogi

W Zaduszki na cmentarz ciągnęły tłumy. Ludzie stali w ścisku, a powozy ledwie przesuwały się do przodu. Na cmentarz przybywały bowiem całe rodziny. Był to także dzień szczególnie szczęśliwy dla żebraków. Już od wczesnych godzin rannych ustawiali się wzdłuż drogi wiodącej na cmentarz, licząc na sowitą jałmużnę. Zdarzały się wśród nich nawet bójki o miejsce. I rzeczywiście, ludzie hojnie ich wspierali. Pieniądze te jednak jeszcze tego samego dnia wędrowały do kieszeni właściciela pobliskiej karczmy.

Trup na stypie

Ważnym elementem pogrzebów były także stypy. Historycy twierdzą, że często były to uroczystości, które porównać można do wesel. Nierzadko kończyły się także ostrymi bójkami, a bywało, że z takiej stypy wynoszono kolejnego trupa.

Znicze z zachodu

Zwyczaj zapalania zniczy przyjął się w Polsce dopiero w połowie XIX w. i przywędrował z Zachodu. Co ciekawe, na początku był silnie zwalczany, twierdzono bowiem, że nie przynosi żadnego pożytku zmarłym. Ostatecznie zwyczaj ten się przyjął i do dziś zapalone znicze ozdabiają groby.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki