Logo Przewdonik Katolicki

Język totalitaryzmu

Marek Magierowski
Fot.

Czy wPolsce prowadzona jest dzisiaj antykościelna kampania? Daleki jestem od tak stanowczych stwierdzeń wystarczy porównać ton wypowiedzi rodzimych przeciwników Kościoła, najbardziej zapalczywych ateistów iwojujących feministek, ztyradami ich włoskich czy hiszpańskich towarzyszy.

 

fot. Jacek_Turczyk_PAP

 

Czy w Polsce prowadzona jest dzisiaj antykościelna kampania? Daleki jestem od tak stanowczych stwierdzeń – wystarczy porównać ton wypowiedzi rodzimych przeciwników Kościoła, najbardziej zapalczywych ateistów i wojujących feministek, z tyradami ich włoskich czy hiszpańskich towarzyszy.

 

W Rzymie i Madrycie mamy rzeczywiście do czynienia z zajadłą, gorszącą nagonką na Watykan i na wszystkich katolików. Nad Wisłą możemy co najwyżej mówić o popiskiwaniu kilku polityków, kilkunastu dziennikarzy i paru celebrytów, strojących się w modne piórka antyklerykałów. Problem w tym, że ich wywody, zazwyczaj przerażająco płytkie i infantylne, są intensywnie nagłaśniane przez media.

Nie ma więc „sterowanej z wiadomych ośrodków” bezwzględnej kampanii. Nie oznacza to jednak, że za chwilę sytuacja się nie zmieni: polscy propagandziści po prostu nie opanowali jeszcze wszystkich piarowskich sztuczek i retorycznych figur, od lat używanych przez wrogów chrześcijaństwa. Kiedyś jednak sięgną do fachowej literatury i zaczną czerpać pełnymi garściami z dzieł najwybitniejszych przedstawicieli antyreligijnej propagandy...

 

Wybite okna kardynała

„Musimy oderwać ludzi od kościołów i od kapłanów. Państwo zwalcza przecież szkodliwą działalność astrologów, jasnowidzów i oszustów – w podobny sposób powinno traktować Kościół i eliminować jego wpływy. Dopóki tego nie uczynimy, nie będziemy mogli w pełni oddziaływać na życie jednostek. Dopóki nam się to nie uda, Rzesza i jej obywatele nigdy nie będą w pełni bezpieczni”.

To fragment tajnego dekretu, wydanego przez Martina Bormanna, osobistego sekretarza Adolfa Hitlera, do wszystkich gauleiterów, czyli szefów regionalnych oddziałów NSDAP.

Od dojścia do władzy w 1933 r. naziści prowadzili systematyczną kampanię oczerniającą Kościół katolicki, który miał czelność głośno mówić o naruszeniach prawa ze strony reżimu i o jego zbrodniczym charakterze. Tak jak dzisiaj katolicy przeszkadzają „postępowcom” w zaprowadzeniu nowego ładu na ziemi, tak 80 lat temu stanowili przeszkodę dla dalekosiężnych planów nazistów. Dlatego należało ich usunąć z drogi.

Katoliccy duchowni oraz wierni byli w zdecydowanej większości przeciwnikami narodowosocjalistycznej dyktatury. Wystarczy rzut oka na dwie mapki, pokazujące rozkład głosów w wyborach do Reichstagu w 1932 r. Pierwsza z nich pokazuje wyniki NSDAP w poszczególnych okręgach, druga zaś – odsetek zamieszkujących je katolików. Plamy na obu mapach są tak jednoznaczne, że aż szokujące: im więcej katolików, tym gorszy wynik partii Hitlera. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej wielu katolików heroicznie pomagało prześladowanym Żydom. W książce Noc kryształowa. Preludium do zagłady brytyjski historyk Martin Gilbert przytacza przykład jednego z nielicznych „dobrych uczynków” z tamtych dni: „Kardynał Michael von Faulhaber, arcybiskup Monachium i Fryzyngi udostępnił ciężarówkę Leonowi Baerwaldowi, rabinowi monachijskiej gminy, aby przed zburzeniem synagogi Ohel Jakob wywieźć z niej obiekty liturgiczne. (...) Po perorze gauleitera motłoch zaatakował pałac kardynalski, wybijając wszystkie szyby w oknach na pierwszym i drugim piętrze”.

Tym gauleiterem był Julius Streicher, słynny wydawca antysemickiej gazety „Der Stürmer”: „Wiemy, że są wśród nas ludzie, którzy wciąż jeszcze wyrażają współczucie dla Żydów. Ci ludzie nie są godni, by żyć w naszym mieście, by być częścią naszego dumnego narodu!” – podjudzał zgromadzonych.

Jak zauważa ze smutkiem Gilbert, „w miejscu, gdzie stała synagoga, umieszczono tabliczkę informującą o zniszczeniu budynku. Nie wspomniano jednak o geście kardynała von Faulhabera”.

To „niedopatrzenie” wpisuje się zresztą w powojenną argumentację pseudohistoryków, którzy skutecznie wbili do głów milionów ludzi na wszystkich kontynentach, iż Kościół katolicki, z papieżem Piusem XII na czele, gorliwie wspierał eksterminacyjne zamierzenia Hitlera. Mimo iż teza ta została po stokroć obalona, do dziś możemy tu i ówdzie usłyszeć, że Watykan ponosi „dużą część winy za Holokaust”.

Przez cały okres rządów nazistów katolicy byli wyszydzani i dyskryminowani. Watykan przedstawiano jako „czarną, kłamliwą bandę”, która współpracuje z Żydami, aby „zapanować nad światem”. W tym czasie przestała się m.in. ukazywać katolicka prasa, ale i tak naziści nie byli zadowoleni z efektów swoich działań. „Skrajnie prożydowska postawa Kościoła sprawia, iż nasza propaganda wśród wiernych jest bezskuteczna” – pisał w jednym z listów szef Gestapo Reinhard Heydrich. Z kolei Heinrich Himmler mówił w styczniu 1941 r: „Kler słucha wyłącznie zagranicznych rozgłośni radiowych, a potem tylko o nich dyskutuje. Duchowni starają się podważyć szacunek, jakim cieszy się rząd Rzeszy wśród obywateli”.

Próbowano też walczyć bardziej wymyślnymi metodami: „Funkcjonariusze NSDAP wymuszali na Niemcach, by nie posyłali swoich dzieci do katolickich placówek oświatowych – często stosując w tym celu pogróżki” – pisze w książce Catholic Martyrs of the Holocaust Matthew D. Bunsen. „W 1939 roku w całym kraju zamknięto 10 tys. szkół prowadzonych przez Kościół”.

Niestety, nie skończyło się na tego typu naciskach. Niemieccy księża katoliccy (podobnie jak polscy) byli masowo oskarżani o zdradę i wysyłani do obozów koncentracyjnych. W samym Dachau na 2720 duchownych różnych wyznań było aż 2529 kapłanów katolickich, choć przecież katolicy nie stanowili w Niemczech większości.

 

Prawo Watykanu,prawo Niemiec

Joseph Goebbels, minister propagandy Hitlera, w pewnym momencie uznał, że najlepszym sposobem na uderzenie w prestiż Kościoła będzie wplątanie go w serię skandali seksualnych. Stosowna operacja została uruchomiona po opublikowaniu krytycznej wobec Hitlera papieskiej encykliki Mit brennender Sorge.

Naziści zastawiali pułapki – zapraszali na przykład księdza do mieszkania „chorej osoby”, która potrzebowała namaszczenia. Później okazywało się, że za drzwiami czekała roznegliżowana prostytutka oraz agent wyposażony w aparat fotograficzny. To wystarczyło, by wytoczyć akt oskarżenia i zorganizować pokazowy proces. W latach 1933–1937 64 duchownych zostało oskarżonych o homoseksualizm lub akty pedofilii – najczęściej na podstawie sfabrykowanych lub wątpliwych dowodów, a i tak stanowili oni zaledwie 0,26 proc. liczby wszystkich niemieckich księży i zakonników w tamtych latach. Mimo to reżimowa prasa wytworzyła wrażenie moralnego bagna i całkowitego zepsucia w łonie Kościoła.

W maju 1938 r. Goebbels wygłosił słynne przemówienie w berlińskiej Deutschlandhalle, w którym brutalnie zaatakował katolickich kapłanów. „Nie chodzi w tym wypadku o pojedyncze, godne pożałowania przypadki naruszenia ogólnie przyjętych zasad, lecz o upadek moralności w takiej skali, jakiej historia ludzkości jeszcze nie znała” – przekonywał słuchaczy. „Kościół narzeka, że prasowe relacje z procesów źle wpływają na morale młodzieży. Muszę na to odpowiedzieć: to nie dziennikarze są temu winni, lecz seksualne, przestępcze ekscesy katolickiego kleru, który swoimi działaniami zagraża – zarówno cieleśnie, jak i duchowo – dzisiejszej młodzieży”.

Goebbels zarzucił Kościołowi hipokryzję i stwierdził, że zachowuje się jak wilk w owczej skórze. „W Niemczech nie obowiązuje prawo Watykanu, lecz prawo niemieckie, i każdy Niemiec musi mu się podporządkować!” – grzmiał naczelny propagandzista Rzeszy.

Także dzisiaj możemy przeczytać na różnych transparentach i w różnych felietonach, że należy przeciąć pępowinę, która łączy nasz kraj z Watykanem, że Kościół katolicki ma za duży wpływ na nasze prawodawstwo i że jest siedliskiem zachłanności i hipokryzji. Skandale pedofilskie – owszem, istniejące i będące poważnym problemem dla hierarchów – są jedyną rzeczą, obok afer finansowych, która interesuje media na całym świecie, gdy trzeba coś napisać o katolicyzmie.

Mam nadzieję, że wszyscy recenzenci Kościoła w końcu się opamiętają i nie będą podążać w ślad za Goebbelsem i innymi przywódcami nazistowskiej tyranii. Jest jednak różnica między najostrzejszą nawet krytyką – której Kościół potrzebuje, i na którą w wielu przypadkach bez wątpienia zasłużył – a niebezpiecznym językiem totalitaryzmu.      

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki