– Gdy komuś opowiadamy, jak wiele dobra nas spotkało, to chyba trudno mu w to uwierzyć – mówi Małgorzata. – A mnie się wydaje, że trudno wtedy nie wierzyć – dopowiadam. Poznajmy rodzinę Pawła i Małgorzaty Zegartowskich – małżeństwa z 14-letnim stażem.
Nie mieli wiele. Wynajmowali mieszkanie w ruderze, jak sami je nazywali. Pensja nauczyciela i księgowej nie pozwalała myśleć o czymś więcej, zwłaszcza że na świecie była już Konstancja, a niedługo miał się pojawić Samuel. Nie narzekali, nie mówili, że los ich skrzywdził. Mieli mnóstwo czasu dla wspólnoty, którą założyli. Ale zdarzył się cud. Kupili działkę z domem do remontu za cenę, której mogli sprostać. Potem pojawił się ktoś, kto widząc, w jak trudnych warunkach mieszkają, postanowił ich wesprzeć. W sporej części sfinansował remont. Taki anioł.
Po Komunii do Rzymu
Są dalecy od bezstresowego wychowania. Mają swoje pomysły na życie, na wychowanie dzieci. Ta trójka radosnych pociech to 12-letnia Konstancja, 9-letni Samuel i 2-letnia Lidzia. Patrzę na nie i pytam Pawła, co obecność dzieci najbardziej zmieniła w jego życiu. – Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, to odpowiedzialność. To chyba najważniejsze w byciu dobrym ojcem – mówi. Samuel, który jest razem z nami, opowiada mi o tacie. – Z tatą jeździmy na wycieczki. Nauczył mnie strzelać z łuku, a czasem walczymy na miecze z gąbki. Mała Lidka tuli się natomiast do mamy. Małgorzata zdradza mi właśnie, że za kilka dni syn przyjmie Pierwszą Komunię Świętą. Prezentów nie ma w planie. Będzie za to rodzinny wyjazd do Rzymu w dziękczynieniu po Komunii.
Nie radzimy sobie z…
Dzieci nie sprawiają większych problemów, ale małżonkowie przyznają jednak, że z czymś sobie nie radzą. A co to takiego? Otóż to ciągły brak czasu. Spraw jest tak dużo, że trudno wręcz sobie ze wszystkim poradzić tak, jak by się chciało. – Mam własną firmę księgową. Pracę tę można pogodzić z domem, z opieką nad dziećmi, ale wszystko to pewnym kosztem. Najtrudniejsze jest planowanie czasu, np. ustalenie kiedy, kto i kogo odbiera ze szkoły i innych zajęć. Dojeżdżamy do pracy w Krakowie, tam uczą się dzieci. Wszystko musi być zaplanowane, gdyż tydzień obfituje w wydarzenia, obowiązki – mówi Małgorzata. Zawożenie dzieci do Krakowa, odbieranie ich od babci, opieka nad Lidzią – na zmianę mama z tatą – praca w domu i biurze mamy, w szkole, świetlicy i parafii taty. Zajęcia dodatkowe dzieci – judo, balet, teatr. I jeszcze wspólnota. Pełen tydzień.
Samochód do rozmów
Sobota jest też aktywna. Konstancja i Samuel uczęszczają na Uniwersytet Dzieci. – Samuel po zajęciach z muzyki nabrał nawet ochoty na wyjście do opery, co wcześniej z konsekwencją wykluczał – mówią rodzice. Od sobotniego popołudnia mamy wolne… – Przyjmujemy gości albo jeździmy w gości. Co niedzielę rodzina Mszę św. przeżywa w pobliskiej Kalwarii Zebrzydowskiej. – Dużo czasu w tygodniu spędzamy w samochodzie i zauważam, że często jest to wspaniała okazja, by rozmawiać. W samochodzie uczyliśmy się też np. angielskiego. Codziennie przemierzamy przecież 30 km. Czas rodzinny jest więc „za kółkiem” dobrze wykorzystany.
Nasze dzieci
Konstancja ćwiczy balet od czwartego roku życia. – Lubię tańczyć. Lubię muzykę. Mam różne występy. To nie jest wysiłek, bo ja czuję, jakbym się tym bawiła – opowiada 11-latka. Córka Pawła i Małgorzaty uczestniczy w wielu zajęciach – teatralnych, muzycznych, chóru, nauce gry na gitarze i siatkówce. Mama stwierdza, że to ich domowa artystka. Samuel jest wynalazcą, lubi sport – ćwiczy judo. Jest jeszcze dwulatka Lidzia, rodzinne słoneczko. – Można powiedzieć, że ciągle gdzieś biegamy z dziećmi. Dzieci nie mają czasu, żeby siedzieć przy telewizorze czy komputerze – zaznaczają rodzice. Zresztą telewizora w domu nie było przez 10 lat. Rodzice Małgosi bardzo chcieli go nam dać, więc przyjęliśmy, ale rzadko jest włączany, zresztą odbiera tylko dwa kanały. Rodzice twierdzą, że każde ich dziecko jest inne. Ciekawe jest to, że nie można ich zaszufladkować. To różne temperamenty i trudno wychowywać je wszystkie według jednego klucza – inaczej podchodzi się do uzdolnień, nauki, obowiązków. Rodzice chcą pomóc odnaleźć dzieciom ich talenty, coś, co stanie się ich pasją, w czym się rozwiną.
Kontroler lotów
Życie w domu jest dla Małgorzaty i trudne, i łatwe. Tu odbiera telefony firmowe, pracuje przy komputerze, a jednocześnie opiekuje się Lidią. – Łatwe jest to, że nie muszę iść na osiem godzin do pracy, nie muszę się zajmować tylko domem. Trudne jest to, że trzeba to wszystko ze sobą pogodzić i dobrze zorganizować. Czuję się czasem jak kontroler lotów – stwierdza. Rodzinny kalendarz-organizer jest zatem w głowie żony. – A ja jestem kierowcą – wtrąca Paweł. Gdy tata jest z dziećmi u dentysty i umawia kolejne wizyty, to za chwilę dzwoni do żony i dyktuje jej terminy. – Dostaje pięć zadań i mówię, co jest możliwe, a co nie – dodaje. Nieoceniona jest jednak jego pomoc w wychowywaniu dzieci, jak również w prowadzeniu biura rachunkowego żony.
Wszystko razem
Wzajemnie się uzupełniają – prawie wszystko robią razem. Razem prowadzą wspólnotę, organizują wyjazdy dla niej, prowadzą firmę. Ledwie się poznali, a Paweł już zorganizował dla młodych rajd w ramach rozpoczęcia alternatywnej działalności dla młodzieży. Od samego początku – już jako narzeczeni – wszędzie jeździli razem. – Byłem „zakręcony” na punkcie bycia misjonarzem w środowisku młodzieży. Jej to nie przeszkadzało, a wręcz stało się pomysłem na życie – podkreśla założyciel „Grupki”. A czym właściwie ona jest?
Grupkowe małżeństwo
Paweł od samego początku – gdy został katechetą – nosił w sercu chęć działania misyjnego i ewangelizacyjnego wśród młodzieży. Przekazał to żonie, dla której idea ta stała się bardzo bliska jeszcze gdy była tylko znajomą swego przyszłego męża. Oboje zaangażowali się w budowanie wspólnoty. Powstała świetlica dla młodzieży, a potem Młodzieżowy Klub Środowiskowo-Ewangelizacyjny „Grupka”. Wspólnota ta rozwija się do dziś. W Krakowie ma siedzibę przy Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 14 na os. Dywizjonu 303 oraz przy parafii św. Józefa we współpracy z Gimnazjum nr 34 w Krakowie-Podgórzu. „Grupka” działa w ramach Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Twórców Sztuki Sakralnej „Ecclesia” (CHSTSS). Zdarzyło się, że niektórzy z uczniów Pawła nie mieli ojców. W „Grupce” stawał się więc dla nich nie tylko nauczycielem, ale również zastępował każdemu z nich ojca.
Telefoniczne kłótnie
Bywa, że się kłócą, najczęściej przez telefon. I nawet chwalą ten sposób. Dlaczego? Bo zawsze można się rozłączyć, po czym uspokoić i opanować się, i… zadzwonić jeszcze raz.
Pytania na koniec
– Co cenicie w sobie najbardziej?
Paweł (z uśmiechem): To, że żona mnie znosi. Ma cierpliwość do mnie.
Małgosia: Dobroć. Nie tyle dobroć dla mnie, ile dobroć dla innych ludzi.