Bruksela, chociaż z zastrzeżeniami, wstępnie zaaprobowała dokument, prosząc tylko Warszawę o dodatkowe informacje. Rząd przedstawia podpisaną umowę jako polski sukces. Niezależni eksperci są ostrożniejsi, podkreślając, że za swoje bezpieczeństwo energetyczne Polska musi sporo zapłacić. Dopóki nie ma pozwalającego na sprowadzanie skroplonego paliwa gazoportu, a gaz łupkowy pozostaje ciągle „świetlaną przyszłością”, trzeba kupować u Rosjan.
Prawda o kontrakcie
Jaka więc ostatecznie jest prawda o gazowym kontrakcie – sukces, jak chcą władze, czy też zbytnie ustępstwa umacniające pozycję Gazpromu jako dowodzą niektórzy komentatorzy? A może po prostu wygodny dla obu stron kompromis? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, szczegółów kontraktu nie znamy, a polskie władze zasłaniają się tajemnicą handlową nawet przed Unią Europejską. W tej sytuacji przy sporządzaniu bilansu strat i zysków nawet specjaliści zdają się na nieoficjalne informacje i intuicję.
Co zyskuje Polska?
1. Gwarancję dodatkowych dostaw gazu przy jednoczesnym skróceniu kontraktu o 13 lat, czyli nie do 2037 r., jak poprzednio planowano, ale do 2022. Co prawda, w umowie znalazł się zapis, że obie strony będą dążyły do możliwie szybkiego podpisania nowej umowy na lata 2020-2045, ale to na razie tylko zamiary, a nie zobowiązania.
2. Większą ilość gazu. W tym roku kupimy 1,7 mld metrów sześciennych więcej, w latach następnych od 2 do 3 mld.
Warto wspomnieć, że obecne niepokoje wywołał brak 2 mld ton paliwa, które Polska swego czasu kupowała za pośrednictwem rosyjsko-ukraińskiej spółki RosUkrEnergo. Po moskiewsko-kijowskiej wojnie gazowej w styczniu 2009 r. spółka została wyeliminowana, co powodowało spadek dostaw gazu do Polski oraz konieczność podjęcia rozmów o aneksie do umowy z Gazpromem.
3. Prawo reeksportu – na żądanie Brukseli z umowy usunięto, jako niezgodny z nowymi europejskimi regulacjami, zapis zakazujący reeksportu zakupionego przez Polskę paliwa; dotychczas bowiem Polacy nie mogli sprzedawać dalej ewentualnych niewykorzystanych gazowych nadwyżek. To ważny przepis, tyle tylko, że - jak podkreślają komentatorzy - z powodu wysokich cen płaconych za rosyjski gaz, przynajmniej na razie perspektywy reeksportu wydają się dosyć niepewne.
4. Niezależny zarząd rurociągiem jamalskim – na żądanie UE polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego zarządzać ma państwowa spółka gazowa Gaz System, a nie jak chcieli Rosjanie EuRoPol Gaz, w połowie należący do Rosjan, a w połowie do Polaków. Państwowy zarząd ma gwarantować, że z rurociągu będą mogli korzystać także konkurenci Gazpromu. W tej sprawie zresztą Unia domaga się doprecyzowania zapisów polsko-rosyjskiej umowy operatorskiej.
Co zyskuje Rosja?
1. Do roku 2019 Gazprom praktycznie gwarantuje sobie pozycje monopolistycznego użytkownika gazociągu jamalskiego. Przepustowość rurociągu jest bowiem ograniczona i żadne inne paliwo się nie zmieści. W zasadzie nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy wiedzieli, jakie taryfy za przesył rosyjskiego gazu pobiera Polska.
2. Ulgowa taryfa za tranzyt. Bruksela domaga się, aby taryfy ustalał zarządzający rurociągiem rządowy Gaz System. Polsko-rosyjska umowa zakłada jednak, że będzie to robił jak dotychczas EuRoPol Gaz, a ponieważ ta część umowy jest tajna, trudno powiedzieć cokolwiek o wysokości opłat za tranzyt. Według jednego z najlepszych polskich publicystów zajmujących się sprawami energetycznymi Andrzeja Kublika, mają one się kształtować tak, by osiągnąć „docelowo” 21 mln zł zysku netto rocznie. Potwierdzają to Rosjanie, pisząc o 7 mln USD dochodu. Jeżeli to prawda, może okazać się, że Polska zarabia mniej na tranzycie rosyjskiego gazu niż np. Białoruś. Najgorsze jest jednak to, że część rosyjskich mediów uznała taryfowe porozumienie za efekt konsolidacji Warszawy i Moskwy po raz pierwszy uzyskanej w rozmowach z Komisją Europejską.
3. Zwiększenie rosyjskich udziałów. Do końca roku z zarządzającego Jamałem EuRoPol Gazu ma zniknąć firma Gaz Trading mająca 4 proc. udziałów w rurociągu. Za jej sprawą dotychczas większość akcji w EuRoPol Gazie przypadała stronie polskiej. Teraz Polska i Rosja będą miały równą liczbę udziałów 50 na 50, co faktycznie wzmacnia pozycję Gazpromu.
Co pisze rosyjska prasa?
Media rosyjskie polsko-rosyjskiemu gazowemu kontraktowi poświęciły tyle samo, jeżeli nie więcej miejsca, co ich polskie odpowiedniki. Umowę gazową nazwano kompromisowym porozumieniem, nieco korzystniejszym dla strony rosyjskiej. Za największy sukces dziennikarze uznali wspólne stanowisko Moskwy i Warszawy wobec Komisji Europejskiej. Jak piszą w specjalnym komentarzu eksperci z polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich - zdaniem części rosyjskich gazet, Polska stała się dla Gazpromu poligonem doświadczalnym, jak obejść nowe regulacje na unijnym rynku energetycznym, formalnie ich nie odrzucając. Rosyjskie media wyrażają nadzieję, że podpisana umowa stanie się początkiem daleko idącej polsko-rosyjskiej współpracy energetycznej. Chodzi przede wszystkim o udział rosyjskich firm w zapowiedzianej prywatyzacji polskich zakładów chemicznych oraz Grupy Lotos (do której należy Rafineria Gdańska). Rosyjskie zainteresowanie Lotosem potwierdził 8 listopada na specjalnej telekonferencji Anatolij Ciernier, wicedyrektor Gazprom Nieft. Wcześniej wicepremier Igor Sieczin oznajmił, że rosyjskiej firmy chciałyby uczestniczyć w prywatyzacji polskich aktywów energetycznych. Zdaniem rosyjskich komentatorów konkrety dotyczące dalszej współpracy energetycznej mają być omawiane podczas grudniowej wizyty prezydenta Miedwiediewa w Warszawie.
Sektor strategiczny
Sektor energetyczny jest sektorem strategicznym, w polsko-rosyjskiej współpracy nawet w tak newralgicznej dziedzinie nie ma jednak nic złego. Pod warunkiem że jej zasady są jasne dla wszystkich i że polskie władze nie zapomną, że to właśnie Warszawa domagała się od UE energetycznej solidarności oraz przejrzystych zasad współpracy.