Zespół uczonych pod kierownictwem prof. Janusza Czapińskiego opublikował wyniki swoich badań w raporcie „Diagnoza społeczna 2009”. Od kilku już lat wszechstronnie sondują oni stan polskiego społeczeństwa, przyglądają się nam z różnych stron. Pierwszy raport pochodzi z roku 2000. Miał być diagnozą warunków i jakości życia Polaków w ich własnym odczuciu. Przez dziewięć kolejnych lat badano wciąż te same gospodarstwa domowe i osoby, by pokazać, jak zmienia się ich życie. W ostatnim raporcie zdecydowano się na powiększenie grupy respondentów z 3 tys. do ponad 12 tys. gospodarstw.
Dobre SAMOpoczucie
Według najnowszej „Diagnozy społecznej” żyje nam się coraz lepiej zarówno pod względem materialnym, jak i duchowym. Ponad dwie trzecie przebadanych gospodarstw domowych zgromadziło oszczędności, a natężenie stresu życiowego jest najniższe od początku badań. Polacy oceniają swoje życie najlepiej od roku 1989. Najbardziej wzrosło zadowolenie ze stanu zdrowia, życia seksualnego, sposobu spędzania wolnego czasu, perspektyw na przyszłość i z własnych osiągnięć. Zatem statystycznie żyje się nam coraz lepiej! Tyle że statystyka to taka dziwna nauka, zgodnie z którą pies i jego właściciel razem wzięci mają po trzy nogi…
Z raportu wynika bardzo ciekawa i niepokojąca zarazem zależność. W porównaniu z poprzednimi badaniami coraz mniej ludzi obchodzi to, że ktoś płaci mniejsze podatki niż powinien lub pobiera zasiłek dla bezrobotnych, chociaż mógłby tego nie robić. Ten spadek zainteresowania widać we wszystkich grupach społecznych. Prof. Czapiński podsumowuje: „Trudno wszakże oprzeć się konstatacji, że społeczeństwo, w którym dobro wspólne spada, a nie rośnie w cenie, to społeczeństwo zmniejszające szanse na budowę demokratycznego państwa z ludzką twarzą, w którym troską obywateli jest interes wspólny, a nie interes własny”.
Polska piękna – pobożne życzenia?
Zostawmy jednak na chwilę trudną teraźniejszość, by spojrzeć w inne, optymistyczne prognozy. „Przyszłość zaczyna się dziś” – tak brzmiało hasło zaprezentowane jakiś czas temu przez doradców strategicznych premiera. Raport „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe” stawia kilka ważnych dzisiaj pytań: Jakie mamy aspiracje? Jaka jest nasza wizja Polski w roku 2030? Jakie są najważniejsze wyzwania? Wśród kilku punktów, które wylicza się, mówiąc o wizji jest i taki: „Polacy ufają sobie nawzajem, wzrosły wskaźniki aktywności społecznej i obywatelskiej”. W jednym z dziesięciu kluczowych dla Polski wyzwań wprost mówi się o potrzebie wzrostu kapitału społecznego, a zaufanie społeczne nazywane jest lokomotywą rozwoju. Według raportu „Przyszłość…” w czerwcu 2030 r. poziom zaufania między ludźmi będzie wynosił 35–40 proc.
Patrząc na nasze realia, trzeba jasno powiedzieć, że powyższe postulaty są raczej pobożnymi życzeniami niż osadzonymi w rzeczywistości prognozami. Jeśli rzeczywiście przyszłość zaczyna się dziś, to jej budowę trzeba rozpocząć natychmiast. Na współczesnym horyzoncie trudno jednak znaleźć coś, co dawałoby nadzieję na spełnienie futurologicznych wizji. Raport „Polska 2030” głosi, że wyczerpały się już dwa projekty cywilizacyjne: proces transformacji oraz wejścia do Unii Europejskiej. „Polska 2030” jest propozycją nowego projektu dla kraju. Zauważa się w nim, że obecny kapitał społeczny jest zbudowany na indywidualizmie, a potrzeba nam wspólnotowego, grupowego rozwoju kapitału, współpracy i zaufania.
Komentując ten stan rzeczy, socjolog dr Tomasz Sobierajski wspomniał o „zaklętym kręgu”, w którym tkwi polskie społeczeństwo: nie umiemy, bo nie działamy, nie działamy, bo nie umiemy. Trochę winny tej sytuacji jest, według niego, poprzedni ustrój, który z jednej strony wymuszał współdziałanie przeciw wspólnemu wrogowi, ale z drugiej, gdy nie było już widać nieprzyjaciela, popchnął nas w egoistyczny konformizm („Dziennik Gazeta Prawna”, 21.10.2009). Przeciwieństwem takiej postawy może być zaufanie i tworzenie oddolnych wspólnot: zaufanie do ludzi sprzyja samoorganizowaniu się społeczeństwa i włączaniu się w działania zbiorowe, co z kolei tę ufność umacnia.
Kościół pomocny?
Wobec dramatycznego stanu polskiego „społeczeństwa obywatelskiego” należy jak najszybciej poszukać jakiegoś spoiwa, które łączyłoby ludzi, budowało więzi. Wielkim i bardzo niedocenianym partnerem jest tu Kościół, który wartości społeczne ma implicite wpisane w swoje działanie. Choć realizuje specyficzną misję ewangelizacyjną, to jednocześnie bardzo zakotwiczony jest w relacjach międzyludzkich. W swej warstwie społecznej nastawiony jest na budowę dobra wspólnego, a dzięki proponowanej aksjologii może być cennym źródłem wartości w pluralistycznym społeczeństwie.
Papieże, przynajmniej od początku ubiegłego wieku, przypominali wiernym i „ludziom dobrej woli”, że chrześcijanie mają przemieniać świat w duchu społecznej sprawiedliwości. Wzywali wiernych do nadziei i ufności w drugiego czlowieka. Wymieniając z tytułu tylko jedną encyklikę Mater et Magistra Jana XXIII, która po raz pierwszy w historii nauczania katolickiego skierowana była do całego świata, a nie jak dotąd głównie do biskupów i wiernych, warto zwrócić uwagę na pewien fakt. Otóż podkreśla ona, iż prawdziwą społeczność budują tylko ci ludzie, którzy robią to w sposob wolny i świadomy. W nauce społecznej Kościoła otwarcie mówi się o „duszpasterstwie społecznym”, które zmierza do integralnego rozwoju osoby ludzkiej w jej konkretnej ziemskiej rzeczywistości. Wchodzenie Kościoła w interakcje społeczne jest naturalnym elementem jego działalności. Nie różni się on pod tym względem od żadnej innej organizacji społecznej. W jego przypadku jest to też zasadniczy wyraz służby człowiekowi.
Zaufanie to podstawa
Komentując niechęć Polaków do zrzeszania się i słabe zaangażowanie w działania obywatelskie, socjologowie mówią o kryzysie moralnym czy atrofii więzi moralnych, patologicznym wręcz rozpadzie tkanki społecznego zaufania. Wybitny przedstawiciel socjologii prof. Piotr Sztompka opublikował niedawno pracę, która nie pozostawia złudzeń, co jest najważniejsze w społeczeństwie – zaufanie. Według Sztompki „kultura zaufania” wpływa na całokształt jakości ludzkiego życia. Jeśli stanie się ona regułą społeczną, niejako założeniem wstępnym w relacjach ludzkich (a nawet w odniesieniu do instytucji czy organizacji), wpłynie to na całe społeczeństwo. Socjolog dodaje, że taki „klimat zaufania jest zaraźliwy”. Zastrzega oczywiście, że ma na myśli zaufanie do ludzi wiarygodnych. „Jedyną receptą – pisze Sztompka – na to, żeby odtwarzać to zaufanie, jest ryzykować, okazywać zaufanie innym. Trzeba przyjmować to założenie, że może warto się otworzyć, przejawić zaufanie, przyjąć domniemanie, że drugi jest wiarygodny”.
Niestety, póki co, bliżej nam chyba do „kultury cynizmu”, w której ludzie nie potrafią sobie zaufać, a wszelkie przejawy zaufania przypisywane są raczej naiwniakom. Problem jednak w tym, że w wyniku coraz większego braku zaufania między ludźmi nie będziemy w stanie budować społeczeństwa rzeczywiście obywatelskiego. Alternatywa wydaje się być prosta: „kultura zaufania” albo „kultura cynizmu” i „materialnej kalkulacji”.
We współczesnych polskich realiach tak często dyskutuje się nad kwestiami etycznymi, a w praktyce wciąż narasta ich lekceważenie. Czy jako chrześcijanie nie powinniśmy dawać świadectwa ufności w ludzi i pamiętać, że mamy przekształcać ten świat dla dobra nas wszystkich? W roku 1993 w przemówieniu do polskich biskupów apelował o to Jan Paweł II, prosząc o umiejętność współpracy, postawę cierpliwego dialogu, służby i obustronnego zaufania. Nie chodzi oczywiście o prostą naiwność, lecz o postawę otwartości, zaangażowania i wyzbycie się nieuzasadnionej podejrzliwości wobec drugiego człowieka… Jako katolicy zacznijmy to praktykować już od dziś. Oby za nami poszli inni.