Liczby
O wielkości i randze spotkania niech zaświadczą liczby. Liczba oficjalnie zarejestrowanych uczestników przekroczyła 13 tysięcy. „Doliczyliśmy się” 19 kardynałów i ok. 200 biskupów, nie licząc setek księży i sióstr zakonnych, wystąpiło ponad 60 prelegentów ze wszystkich stron świata. Większości sesji przewodniczyli kardynałowie, wprowadzając w temat, przedstawiając mówców i podsumowując obrady. Wśród prelegentów byli duchowni, politycy, uczeni z różnych dziedzin i działacze katoliccy. Kilkuset bardzo młodych, uśmiechniętych i uczynnych wolontariuszy wspomagało obsługę kongresu. W otwarciu uczestniczył prawicowy prezydent Meksyku Felipe Calderón Hinojosa, który swoją obecnością podkreślił rangę kongresu. Jego wystąpienie o ważności normalnej rodziny i jej prawach przerywane było oklaskami, a zakończone owacją na stojąco. Zresztą przez cały kongres w wypowiedziach podkreślano, by rodzina była wspólnotą pełną (z matką i ojcem), trwałą, szanującą życie od poczęcia do śmierci, wierną, troskliwie wychowującą dzieci, przestrzegającą Bożych przykazań. Czy przestrzeganie Bożych przykazań (...nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij,...) może komukolwiek czy jakiejkolwiek społeczności zagrażać? Przeciwnie, zawsze chroni osobę i społeczność! Na zakończenie niedzielnej Eucharystii Ojciec Święty Benedykt XVI wezwał katolików do dawania przykładu, do osobistej świętości. Słowa Ojca Świętego, że jesteśmy wolnymi osobami podążającymi do świętości, która to świętość jest najlepszą służbą, jaką chrześcijanie mogą zaoferować współczesnemu społeczeństwu, są niepodważalną, obiektywną prawdą.
Kij w szprychy
Nie wszystkim jednak te prawdy się podobały. Nie wszystkim podobał się Kongres, pozytywny prezydent, troska o prawdziwe dobro świata, normalna wizja rodziny jako trwałego związku kobiety i mężczyzny wychowującego dzieci. Pierwszego dnia dojazd do miejsca obrad został poważnie utrudniony przez demonstrację. Zorganizowała ją nowa partia określająca się jako socjaldemokratyczna i reklamująca się jako ta jedyna, „której potrzebuje Meksyk” (ciekawe do czego?). W gruncie rzeczy było to kilku krzykaczy (głównie „krzykaczek”) z tubami na platformie ciężarówki i kilka oplakatowanych prywatnych samochodów, które dość skutecznie (trzeba przyznać) zablokowały ruch uliczny. Odstaliśmy z tego powodu dwie godziny w korku, spóźniając się na otwarcie kongresu (mimo założonego sporego zapasu czasu). Tu nasuwa się smutna refleksja. Czy na tym polega dobrodziejstwo demokracji, że kilku awanturników (pod osłoną policji, a jakże) może paraliżować ruch uliczny w środku miasta i przeszkadzać kilkunastu tysiącom ludzi, gości, którzy przyjechali z całego świata na spotkanie niosące w sposób niekwestionowany samo dobro i pokój? To raczej pęta i manowce demokracji. Smutne, ale z życia wzięte. Łatwo do tego dopisać scenariusz, że oto w czasopismach lewicowych i liberalnych pojawi się opis „wspaniałej manifestacji sił postępowych przeciwko zaskorupiałemu i zacofanemu Kościołowi (reprezentowanemu przez garstkę podstarzałych hierarchów) hołdującemu nienowoczesnej, przestarzałej i zdezaktualizowanej wizji tradycyjnej rodziny...”. I tak powstaje wirtualna „rzeczywistość” medialna, niemająca niczego wspólnego z realną i prawdziwą, ale w którą niestety wierzą odbiorcy...
Miejsce obrad
Na kilka słów opisu zasługuje samo miejsce obrad kongresu – centrum wystawowo- konferencyjne Expo Bancomer Santa Fe. Klimatyzowana największa sala miała ponad 200 m długości przy szerokości 150 m (32 400m2) i wysokość prawie 20 m. Kontakt na sali obrad plenarnych z mówiącym zapewniały telebimy i dobre nagłośnienie. „Mała sala” o wymiarach 72x150 m, w której mieściła się jadalnia z ok. 600 dziesięcioosobowymi okrągłymi stołami. Przy każdym stało dwóch nienagannie ubranych (w czarno-białych strojach) i uśmiechających się kelnerów gotowych na każde skinienie. Zestaw potraw, przypraw i deserów zachęcał do grzechu „nieumiarkowania w jedzeniu”, by nie powiedzieć wprost obżarstwa. W kolejnych salach były stoiska ruchów i stowarzyszeń katolickich oraz wydawców z całego świata, „plac zabaw dla dzieci” z najróżniejszymi atrakcjami od warsztatów plastycznych po „dmuchane zamki”, zjeżdżalnie i „ścianki wspinaczkowe”. Dla starszej młodzieży odbywały się odrębne wykłady, pokazy i filmy w specjalnie rozstawionym wewnątrz hali dużym namiocie. Na piętrze można było dotrzeć do dwóch kaplic, w których „co chwilę” odprawiane były Msze św. w wielu językach świata. Msze polskie staraliśmy się planować w przerwie obiadowej. Odprawiało je ok. 10 kapłanów i tyluż było Polaków w roli wiernych (zawsze dołączali zarówno kapłani, jak wierni z innych krajów). W osobnej kaplicy trwała nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu i ilekroć tam zaglądaliśmy zawsze zastawaliśmy, sporą grupkę osób pogrążonych w modlitwie.
Meksykanie
Kolejna refleksja nasuwa się na temat mieszkańców Meksyku. Wspomnieliśmy już o życzliwości, uczynności i uśmiechu młodych wolontariuszy wspierających obsługę kongresu. Jego uczestnicy – w dużej części Meksykanie (przybyli całymi rodzinami) – bardzo żywo reagowali na wypowiadane treści. Niejednokrotnie przerywali referaty brawami, czasami gotując owacje na stojąco. Wyczuwało się, jak droga jest im normalna, tradycyjna rodzina, jak bliska obrona życia od poczęcia do śmierci, jak kochają dzieci, jak drogi jest im Kościół katolicki i jego nauka oraz jak mocno kochają Matkę Bożą z Guadalupe.
W dniu świadectw (sobota) przydzielono nam do opieki niecodzienną wolontariuszkę. W dniu tym był moment gdy reprezentacje wszystkich krajów (blisko 100) wnosiły na scenę-ołtarz swoje flagi narodowe. Nasza wolontariuszka Maria del Rosario miała nam w tym pomóc. Poza hiszpańskim nie znała słowa w żadnym innym języku. Była drobna, ale za to niezwykle żwawa, skacząca i tańcząca przy każdej okazji (miała to we krwi) i... nieprawdopodobnie dumna (oczywiście ze względu na pamięć osoby Jana Pawła II), że opiekuje się grupą Polaków. Przyprowadziła do nas chyba wszystkie ekipy telewizyjne jakie były na placu, którym „kazała” robić z nami wywiady. I choć na placu przed bazyliką Matki Bożej z Guadalupe panowała ogólna życzliwość, to jako Polacy – rodacy Jana Pawła Wielkiego – czuliśmy się specjalnie wyróżnieni. Inna rzecz, że nasza grupka (7-mioro świeckich) z Europy była chyba największa.
Meksykanie dali się poznać jako bardzo mili, wręcz serdeczni. Niejednokrotnie zapytani o drogę gotowi byli zaprowadzić na miejsce. Praktycznie wszyscy, z którymi się wdawaliśmy w rozmowę na hasło: „Polacy”, odpowiadali uśmiechem i wspominali osobę „naszego” Papieża Jana Pawła II. Warto wspomnieć, że trzy jego pomniki stoją w bezpośredniej bliskości bazyliki z cudownym wizerunkiem Matki Boskiej z Guadalupe. Czwarty, ogromny i bardzo ciekawy, stoi przy katedrze na Starym Mieście. Jego wyjątkowość polega na tym, że powstał z symbolicznych kluczyków, które „otworzyły serca dzieci” całego kraju. Papież otworzył serca dzieci, a dzieci po jego śmierci przysłały tysiące kluczyków, z których odlano pomnik Papieża.
Oczywiście nie sposób było nie zauważyć w mieście skrajnej biedoty, żebraków i zapewne złodziejaszków, ale z tymi nie zawieraliśmy bliższych znajomości. Wielokrotnie przemieszczaliśmy się taksówkami i przewodnikowe ostrzeżenia o niebezpieczeństwie korzystania z nich wydały się nam przesadzone. Owszem taksówkarze przy wysiadaniu podwyższali (lub przynajmniej próbowali podwyższyć) ustaloną na początku kursu cenę, lub dodawali do wskazań licznika np. po dolarze od osoby, ale nie wykazywali się przy tym najmniejszą nawet agresywnością. Reasumując, Meksykanie dali nam się poznać jako sympatyczni, szczerzy i uczynni ludzie, chyba częściej niż Polacy uśmiechnięci, religijni, kochający swoją Matkę Boską z Guadalupe i Jana Pawła II.
Pan Bóg ma najlepszy plan dla każdej rodziny, a pokonanie nawet największych życiowych problemów (w drodze do świętości) z Bożą pomocą zawsze jest możliwe.
|
VI Światowe Spotkanie Rodzin pod hasłem: „Rodzina szkołą wartości ludzkich i chrześcijańskich” odbyło się w stolicy Meksyku, w dniach 14 – 18 stycznia 2009 r. Delegacji polskiej przewodniczył ks. bp Stanisław Stefanek, ordynariusz diecezji łomżyńskiej, wiceprzewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny. Mieliśmy szczęście znaleźć się w składzie delegacji wraz z małżeństwem Mirosławy i Pawła Kwasów, Elżbietą Chojnacką (Krajowa Doradczyni Życia Rodzinnego), Anną Dyndul (sekretarz Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia), ks. Andrzejem Steckiewiczem (kapłan polski, organizator Duszpasterstwa Rodzin w Rosji) oraz ks. Pawłem Sobotką (kapłan łomżyński, specjalista w sprawach misyjnych).
Polskę reprezentowali także wygłaszający referaty podczas kongresu pastoralno – teologicznego: Maria Smereczyńska – (pełnomocnik ds. rodziny w rządzie Jerzego Buzka; mówiła o rozwiązaniach prawnych chroniących rodzinę) i Antoni Zięba (znany obrońca życia, wydawca katolicki, wice Prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia; mówił o polskiej inicjatywie światowej modlitwy w intencji obrony życia). Była też pani Krystyna Zając (propagatorka kultu Joanny Beretty Molli) oraz kapłani: Władysław Szewczyk (Instytut Studiów nad Rodziną w Łomiankach), Andrzej Pryba (Zgromadzenie Misjonarzy Świętej Rodziny) oraz Józef Urbaniak (diecezja tarnowska).
Spotkanie składało się z trzech części: trzydniowy (środa do piątku) kongres pastoralno – teologiczny, w wielkim centrum wystawo-kongresowym, sobotnie spotkanie (świadectwa, występy artystyczne, różaniec) na placu przed bazyliką Matki Boskiej z Guadalupe i kończąca spotkanie rodzin niedzielna Eucharystia na tymże placu z udziałem Papieża Benedykta XVI poprzez łącza satelitarne.
|